1.
To miasto powinno nazywać się Siedliskiem tego, co Dziwne.
A przynajmniej tak myślał Kuroo Tetsurou, gdy nikt z ludzi na deptaku nie zaprotestował, gdy Nekomi nazwała mężczyznę swoją matką. Nie zdawali się też przejmować tym, że do domu przywiózł ją obcy mężczyzna. Ot, wpatrywali się w niego, ale nie wyczuwał z ich strony wielkiego zainteresowania. Prawie tak, jak gdyby był obiektem w bardzo nudnym muzeum – przesuwali po nim obojętnie wzrokiem, skupiając się na Nekomi i jej ojcu, czy też matce.
-Nekomi przysporzyła panu problemu, przepraszam – powiedział mężczyzna, przerywając krótką chwilę ciszy, jaka zapadła. –Miała nocować u Sawamury – dodał, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Kuroo uznał, że być może Nekomi odziedziczyła to po nim.
-Nie szkodzi, dzięki temu nie spędzę całego urlopu w domu – uśmiechnął się sztucznie i rozejrzał dookoła.
-Ach, przepraszam – bąknął nagle tamten, rumieniąc się lekko i spuszczając wzrok. –Nazywam się Kozume Kenma – ukłonił się, na tyle na ile możliwe było to z dzieckiem w ramionach.
-Kuroo Tetsurou, miło mi – odpowiedział tym samym, wciąż rozglądając się dookoła. Obcy musieli tu być naprawdę rzadkim zjawiskiem.
-Mamo, mamo, pamiętasz tatę? – zapytała Nekomi, a Kenma zmarszczył brwi.
-Tatę? O czym ty mówisz, skarbie? – odparł, stawiając ją na ziemi i na wszelki wypadek mocno łapiąc dziewczynkę za rękę, by znów nie zniknęła mu z pola widzenia.
Nekomi wydęła wargi i naburmuszyła się. Widocznie miała nadzieję, że na widok Kuroo, Kenma magicznie odzyska pamięć i wszystko dobrze się skończy. Teraz była po prostu rozczarowana, jak każde dziewięcioletnie dziecko, kiedy coś nie idzie po jego myśli.
-Bardzo pana przepraszam, od jakiegoś czasu Nekomi ma… dziwne pomysły – bąknął Kenma, znów pochylając głowę.
-Nie szkodzi – powtórzył Kuroo. –Kozume-san, czy gdzieś tutaj mogę wynająć pokój na noc?
-Nie ma potrzeby używania „-san", wszyscy w miasteczku mówią mi po imieniu. Nie lubię formalności – wyjaśnił. –Nocleg? Hmm… - zamyślił się na chwilę. –Kiedyś Akaashi i jego babcia prowadzili zajazd, ale z braki klientów… nie wiem, może pan tam zapytać. Mają tam również obok bar, gdyby był pan głodny.
-Jasne – Kuroo mocniej złapał za ramiączko swojego plecaka. –Mogę prosić o wskazanie drogi?
-Oczywiście. Zaprowadzę pana, mam po drodze.
Szli w milczeniu, obserwowani przez mijających ich mieszkańców. Kuroo czuł się coraz dziwniej z każdą sekundą, a włosy na jego ramionach podnosiły się, jakby jego ciało próbowało go przed czymś ostrzec. W tym momencie ucieszył się, że zapakował ze sobą broń i odznakę. Może to maniery, ale bycie gliniarzem być może ułatwi mu odnalezienie się tutaj. Nie żeby planował zostać na długo; dzień, dwa, upewni się, że Nekomi nic nie grozi i wróci do Tokio, na swoją kanapę i do telewizora.
Idąc obok Kenmy, przyglądał mu się dyskretnie. Owszem, mógł go z daleka pomylić z kobietą. Mężczyzna był drobny, delikatny, miał szczupłe, zaledwie lekko zarysowane biodra. Dłuższe włosy lekko dotykały jego podbródka, a dłonie miał małe, ale o długich palcach. Ubrany był w stonowane kolory; na ubraniach widać było upływ czasu, ale były czyste i zadbane.
Między nimi szła wciąż naburmuszona Nekomi, milcząc, ale pozwalając się prowadzić za rękę. Ona z kolei co chwila zerkała to na Kuroo, to na Kenmę, jakby wzrokiem prosząc o to, by coś ze sobą zrobili. Niestety, Kuroo nie miał bladego pojęcia, o co chodzi dziewczynce. Musiała go z kimś pomylić i gdzieś w głębi duszy było mu przykro, że jego przygoda z rezolutną Nekomi dobiega końca.
W tym samym momencie zaczął się zastanawiać, gdzie jest biologiczna matka dziewczynki. Kenma nie miał obrączki na palcu, nie było też po niej żadnych śladów. Może nie był nigdy żonaty? Może Nekomi była z wolnego związku, a jej matka po prostu wyjechała z miasta? Albo Kenma był jej wujkiem, który podjął się wychowania dziecka swojej siostry, gdy tej się coś stało? To również tłumaczyłoby ich podobieństwo do siebie.
-Jesteśmy na miejscu – oznajmił Kenma, wyrywając go z zamyślenia. Stali obok budynku, który nad głównymi drzwiami miał szyld „U Babci". Zarówno sam napis, jak i jego tablica czy też elewacja prosiły się o gruntowny remont. Farba odpadała płatami, a sam budynek sprawiał wrażenie lekko opustoszałego. Furtka wisiała na zawiasach, a ogród zarósł lekko chwastami.
Kuroo uniósł brwi.
Najpewniej nie mieli wielu gości.
-Dzięki. Może… - nie zdążył dokończyć, gdyż Kenma już zdążył odejść kawałek, ciągnąc Nekomi za sobą. Policjant zmarszczył brwi; dlaczego? Co było z ich rodziną nie tak?
Może rzeczona „Babcia" powie mu coś więcej, jak już wynajmie pokój.
Wszedł do środka, ostrożnie stawiając kroki i unikając zapadniętych schodów na ganku. O ile z zewnątrz budynek sprawiał wrażenie rudery, w środku było odrobinę lepiej. Co prawda, drewniane podłogi prosiły się o wymianę, ale były czyste, a w powietrzu unosił się zapach płynu do mycia. Kuroo podszedł do biurka, które zapewne miało być recepcją i uderzył w dzwonek.
Cisza.
-Serio? – mruknął sam do siebie, wzdychając ciężko. Nawet dzwonek nie działał? Chrząknął więc głośno. –Halo? Jest tu kto?
Przez chwilę myślał, że Kenma go oszukał i budynek faktycznie jest opuszczony, ale wtedy jedne z drzwi uchyliły się i wyszedł z nich średniego wzrostu chłopak, o czarnych włosach i spokojnym spojrzeniu. Miał na sobie ciemną koszulę i dżinsy, a na to narzucony czerwony fartuszek i czerwoną bluzę z kapturem.
-Akaashi Keiji, witamy „U Babci", w czym mogę pomóc? – zapytał beznamiętnie, nie zmieniając wyrazu twarzy.
-Chciałbym wynająć pokój. Na dwa dni – dodał, sięgając po portfel. Dobrze, że miał gotówkę, bo zapewne nie mógł zapłacić tu kartą.
-Naprawdę? – Akaashi lekko uniósł brew, wciąż nie zmieniając tonu głosu.
-Naprawdę – potwierdził Kuroo, zastanawiając się, czy każdy klient był tak traktowany. –Mogę zapłacić z góry.
-Dobrze – chłopak lekko wzruszył ramionami, wchodząc za biurko i sięgając po zeszyt o wysłużonych, pożółkłych stronach. –Poproszę dowód osobisty, może być prawo jazdy. Aha, odkąd babcia choruje, nie podajemy posiłków, ale w barze obok może pan dostać zniżkę, jak pan powie, że jest od nas. Albo ja będę na zmianie – dodał.
-Aaa… spoko – Kuroo przyjrzał mu się dokładniej. Akaashi Keiji wydawał się być zmęczony i znudzony, kiedy wpisywał jego dane do zeszytu. Uznał, że nie ma sensu pytać o hasło do WiFi, gdyż nawet w recepcji nie było żadnego komputera.
-Zaoferowałbym panu pokój z jakimś fajnym widokiem, ale wszystkie wychodzą na las. No, jeden na podwórko Sawamury, ale to mniej atrakcyjne.
Cóż, w jego przypadku byłoby bardziej korzystne, ale nie chciał wzbudzać jeszcze większych kontrowersji ponad te, które zrobił samym pojawieniem się.
-Dla mnie obojętne – zapewnił.
Chwilę później Akaashi pokazał mu średnich rozmiarów pokój, w stonowanych barwach błękitu i złota. Zapewne kiedyś, kiedy tapety nie były wyblakłe i podniszczone, musiało tu być naprawdę ładnie. Meble, chociaż sfatygowane, wciąż prezentowały się solidnie i komfortowo. Cóż, Kuroo przywykł do spania przy biurku albo na podłodze w pracy, więc uważał hotel za całkiem udany.
Nie miał wielu rzeczy do rozpakowania, a gdy już je wyjął, wziął prysznic (łazienka była w podobnym stanie co pokój, ale woda była ciepła i nawet leżał tam czysty ręcznik) i uznał, że nawet nie jest głodny. Kusił go las na zewnątrz, gdyż mieszkając na co dzień w samym sercu Tokio, nie był przyzwyczajony do takiej ilości zieleni. Dlatego też przebrał się w czyste rzeczy, z przyzwyczajenia wsunął do dżinsów swoją odznakę i wyszedł z hotelu na spacer. Po drodze z chęcią obejrzy podwórko rzeczonego Sawamury, a jutro przejdzie się do biblioteki, by porozmawiać z Kenmą o Nekomi. Jak już to załatwi, wróci do Tokio i będzie się cieszyć resztą urlopu.
Plan idealny.
Niestety, dom Sawamury otaczał wysoki płot i krzewy, przez co Kuroo niewiele zobaczył. Wyglądało to jednak na normalne miejsce, a przez małą przerwę w zieleni zobaczył dziecięce zabawki i piaskownicę. Nic podejrzanego, ale wciąż nie był spokojny. Może gdyby udało mu się w hotelu wejść do jednego z pokoi, którego okna wychodziły na ich ogród, może zobaczyłby więcej…
-Nieładnie jest szpiegować ludzi.
Kuroo wzdrygnął się i obrócił. Tuż za nim stała Nekomi, z rękoma w kieszeniach sweterka. Dziewczynka wyglądała na wciąż lekko obrażoną, ale na jej ustach czaił się lekki uśmiech. Nie mógł uwierzyć w to, że dał się podejść dziecku.
-Znów uciekłaś wu… mamie?
-Mama zaraz tu przyjdzie. Wyszłam po prostu trochę wcześniej – wymamrotała, a Kuroo czuł, że tym razem mówi prawdę. I faktycznie, nie minęło nawet dwadzieścia sekund, nim Kenma pojawił się za rogiem. Widząc go, zrobił zdegustowaną minę i westchnął ciężko.
-Nie jestem aż tak brzydki, żeby reagować na mnie w ten sposób – zauważył Kuroo z lekkim sarkazmem.
-To nie jest aż tak małe miasto, bym znów na pana wpadł – odparł tamten, sięgając po dłoń Nekomi. –Chodź, idziemy.
-Może tata pójdzie z nami na spacer? – zaproponowała dziewczynka, a po twarzy Kenmy przebiegł cień.
-Nekomi, to nie jest twój ta…
-Chętnie – wszedł mu w słowo Kuroo. –I tak planowałem się przejść do lasu, a mając kogoś, kto zna teren, będzie mi o wiele lepiej.
Kenma spojrzał na niego wrogo. Chciał coś powiedzieć, ale Nekomi już drugą ręką złapała dłoń Kuroo i pociągnęła ich obu w stronę leśnej ścieżki. Policjant spojrzał na mężczyznę i lekko wzruszył ramionami, a tamten przewrócił oczami i odwrócił wzrok, ignorując go. Nekomi za to wydawała się być w o wiele lepszym humorze.
-Muszę ci pokazać moje ulubione miejsce – oznajmiła, ciągnąc Kuroo.
-Chętnie zobaczę. Może biegnij przodem, a ja pogadam sobie z …mamą?
-Dobrze!
Nekomi była wręcz przesadnie szczęśliwa; zapewne wciąż liczyła na to, że sama rozmowa przywróci im obojgu magicznie pamięć. Dlatego pobiegła przodem, co chwila jednak zatrzymując się i oglądając na nich.
-To bardzo urocza dziewczynka – zaczął Kuroo po chwili milczenia. Kenma jednak nie podjął rozmowy. –Zaniepokoiło mnie jednak to, co mówi.
-Nie powinien się pan wtrącać w nasze życie – burknął.
-Jestem policjantem, nie mogę zignorować tego, co mówi dziecko, jeśli jego dobro może być zagrożone – oznajmił, odrobinę naciągając prawdę. Wydział zabójstw nie zajmował się zazwyczaj problemami małych dziewczynek.
-Dobro Nekomi nie jest zagrożone – odciął się Kenma. –Ma porządny dom, pełną lodówkę i dużo miłości – zapewnił.
-Skąd więc te jej fantazje? Gdzie są jej rodzice?
-Ja jestem jej rodzicem – warknął, patrząc na niego ze złością w kocich oczach. –A fantazje… dzieci w jej wieku mają różne pomysły. Nie wszystko należy traktować dosłownie.
-Nie traktuję dosłownie tego, że jesteście postaciami z bajek, uwięzionymi w naszym świecie. Chcę jednak wiedzieć, dlaczego dziewięciolatka przejechała tyle kilometrów sama, żeby odnaleźć mnie w Tokio i ściągnąć tutaj. Znała nie tylko moje imię i nazwisko, ale też dokładny adres, a takich rzeczy nie podaję w Internecie.
Kenma zamyślił się.
-Nie wiem – odparł po chwili szczerze. –Ma pan dzieci?
-Nie.
-Więc nie wie pan, jakie to ciężkie wychować dziecko samotnie. Nie mogę kontrolować jej całkowicie, nie wiem, skąd biorą się te pomysły. I nie wiem, skąd wzięła pana dane, ale cieszę się, że trafiła na kogoś, kto odwiózł ją do domu, a nie wykorzystał – wymamrotał praktycznie na jednym oddechu.
-Taaak. Po prostu zastanawiam się, co jest przyczyną. Czy Nekomi ma problemy w szkole? Może pan zaczął się ostatnio z kimś spotykać i to jej forma buntu?
-Nie i nie. Ma dobre oceny i z nikim się nie widuję. Cały czas poświęcam jej.
-Hmm – zamyślił się Kuroo. Normalnie podejrzewałby właśnie te dwie rzeczy, ale być może przyczyna leżała gdzieś głębiej. Nie znał się dobrze na psychologii dzieci, w tym lepszy był Bokuto, ale nie chciał znów dzwonić do brata. –Był pan z nią u pedagoga?
-Codziennie widuje się z Sawamurą, jak nie w szkole, to w domu. On mówi, że nie powinienem się tym przejmować. Że może to forma reakcji na to, co dzieje się z jej babcią.
-Babcią? – podchwycił Kuroo.
-Och. Moja matka jest w śpiączce od kilku lat. Nekomi chodzi do niej co kilka dni i czyta jej bajki. Może faktycznie zaczęła nimi żyć.
-Przykro mi – powiedział Kuroo odruchowo. Matka Kenmy w śpiączce? –Czy to był wypadek?
-Hmm? Co? Nie. Chyba nie.
Nagle zmarszczył brwi, próbując się skupić. Jego matka była w śpiączce, ale dlaczego? Co tak właściwie się stało? Odkąd pamiętał, ona leżała w szpitalu, ale… od kiedy on pamiętał? Przyłożył rękę do czoła, próbując sobie przypomnieć cokolwiek, ale nie potrafił…
W tym samym momencie obaj usłyszeli przerażony pisk Nekomi. Kuroo rzucił się biegiem jako pierwszy, zostawiając Kenmę w tyle.
-Nekomi? Nekomi!
-Tato! – wrzasnęła, biegnąc w jego kierunku. Kuroo złapał ją i przytulił do siebie, czując, jak dziewczynka drży. Wtulała się w niego mocno, chowając twarz w jego brzuchu, kiedy dogonił ich zdyszany Kenma.
-Co się stało? – zapytali niemal jednocześnie.
-T-tam ktoś leży!
Kuroo zesztywniał. Ktoś? Nie coś? Nie zwierzę? Człowiek?
Ostrożnie odsunął od siebie Nekomi, podając ją Kenmie, po czym spojrzał na mężczyznę.
-Zostańcie tutaj. Sprawdzę.
Kenma tylko przytaknął, biorąc Nekomi na ręce i szepcząc jakieś słowa otuchy. Patrzył, jak policjant z Tokio przechodzi pod ogromną gałęzią i idzie w stronę krzaków. Całkowicie zapomniał o tym, o czym myślał wcześniej. Jego matka po prostu była w śpiączce i to był fakt odkąd pamiętał i to rozwiązywało kwestię czasu.
Nie rozumiał, że to nie miało sensu, gdyż zawsze tak było.
-Tato… - czknęła Nekomi, ale Kenma nie poprawił jej. Nie pozwolił jej tyko patrzeć w tamtą stronę. Powinien odejść dalej, powinien stąd uciec, ale nogi miał jak wrośnięte w ziemię.
Mijały minuty (a może sekundy? Kenma nie wiedział), aż w końcu blady Kuroo wyszedł zza rogu. Na kolanach jego dżinsy były brudne od leśnej ściółki.
-Masz przy sobie komórkę? – zapytał cicho. –Zadzwoń po policję.
-T-ty jesteś z policji.
-To nie mój rejon – wymamrotał, zabierając mu Nekomi z ramion. Nie wiedział, czemu to zrobił; ciężar i słodki zapach dziewczynki podziałały na niego kojąco, a Kenma przecież musiał zadzwonić. Mała objęła go za szyję, chowając nos w jego koszulce, a Kuroo potarł policzkiem czubek jej głowy i uznał, że to naprawdę przyjemne. Trzymanie Nekomi w ramionach było wręcz naturalne…
Kenma tymczasem wyjął telefon i drżącymi rękoma zadzwonił nie na numer alarmowy, ale bezpośrednio do szeryfa. Prosząc go, by przyjechał, wciąż patrzył na Kuroo z Nekomi i mimowolnie pomyślał, że wyglądają jak ojciec z córką i poczuł lekki ból. Zawsze chciał chronić córkę i dać jej prawdziwą rodzinę, ale niezależnie od tego, kto go zapraszał na kolację, nie mógł zapomnieć o kimś, z kim spotkał się raz.
Raz?
Z kim?
Kiedy?
Gdzie?
Kenma znów zmarszczył brwi, czując nadchodzący atak migreny. Nie próbował jednak przeskoczyć blokady, jaką miał w głowie. Po chwili po prostu przestał o tym myśleć, skupiając się na syrenie, która zawyła nieopodal.