Szkoła Przetrwania czyli Mały Tom w Wielkim Durmstrangu

1. Do konkursu gotowi... START!

Pomimo tego, że Tom Marvolo Riddle był zaledwie uczniem drugiego roku jego pozycja w Hogwarcie była już ugruntowana. Znał swoją wartość i nikt nie ośmieliłby się jej podważać.

Kiedy rok wcześniej ubogi sierota półkrwi został przydzielony do Domu Slytherina nikt się takiego sukcesu nie spodziewał, raczej wróżono mu bycie pariasem, na zawsze ostatnim wśród ostatnich.

Jednak jego żelazna wola i niezłomny charakter, nie wspominając o talencie do czarnej magii i braku zahamowań przed jej stosowaniem, szybko doprowadziły go nie tylko na szczyt hierarchii w jego roczniku ale też zapewniły szacunek u starszych roczników.

Pierwszy rok zakończył z najlepszymi ocenami w szkole i znakomitą opinią u profesorów. Pilny, ambitny zawsze uśmiechnięty i mówiący wszystkim dokładnie to, co chcieli usłyszeć. Był ulubieńcem profesorów i co nie zawsze idzie w parze, równie popularny był wśród uczniów.

Tak, Tom Marvolo Riddle mimo niełatwego startu nie miał żadnych powodów do narzekań na swój los.
Układał go dokładnie tak jak chciał.

A w tym roku miał spełnić swoje kolejne marzenie...


Wszytko zaczęło się od zupełnie niespodziewanego ogłoszenia dyrektora Dippeta w czasie uczty powitalnej. Kiedy już przydzielono wszystkich pierwszorocznych do ich Domów, po zwyczajowej powitalnej gadce- szmatce, dyrektor wyciągnął jakiś pergamin i z szerokim uśmiechem ogłosił, że:

- ...W tym roku Hogwart, Durmstarng i Beauxbatons tradycyjnie podpisały program wymiany uczniów i w jego ramach każda ze szkół wyśle po trzech uczniów do każdej z dwóch pozostałych. Będzie zorganizowany konkurs w trzech grupach: uczniowie I i II roku, III i IV, V i VI, siódmy rok nie bierze w tym udziału, bo musi uczyć się do egzaminów, od których zależy ich przyszłość.

Tom, który zwykle ignorował przemowy dyrektora tej słuchał z coraz większą uwagą. Dyrektor użył słowa "tradycyjnie" - dlaczego on nigdy o czymś takim nie słyszał?

To była okazja, której nie mógł przepuścić!

Francuska Akademia nie budziła w nim żadnego zainteresowania, ale Durmstrang! Nikt za wiele nie mówił o programach nauki w konkurencyjnych szkołach ale jeżeli chodzi o Durmstarng jedna informacja o tej szkole była powszechnie znana i niepodważana - uczono tam czarnej magii.

Uważnie nadstawiał ucha.

- ...Aby dostać się do tego programu każdy uczeń musi spełnić kilka warunków: Po pierwsze: wybitne wyniki w nauce - To dla Toma nie stanowiło problemu. - Wzorowe zachowanie. - Tom wzorowo uśmiechnął się do dyrektora, każdy uważał go za ucznia idealnego. - ...i musi też wykazać się jakimś szczególnym talentem.

Niewątpliwie miał talent do czarnej magii ale podejrzewał, że z tym raczej lepiej się nie wychylać.
- ...Nie chodzi o talent magiczny lecz artystyczny lub sportowy. - O Merlinie! No cóż, będzie musiał coś wymyślić. -...I oczywiście znajomość języków obcych, przynajmniej dwóch. - Z tym akurat było gorzej, Tom perfekcyjnie opanował łacinę i starożytną grekę, bo w tych językach były co ciekawsze magiczne księgi ale poza tym...

- ...W Akademii Beauxbatons podstawowym i w zasadzie jedynym językiem wykładowym jest francuski ale Durmstrang jest szkołą bardziej uniwersalną i międzynarodową, oprócz języków skandynawskich wykłady są także po niemiecku i rosyjsku. - I to już brzmiało całkiem nieźle, Tom znał podstawy niemieckiego i rosyjskiego i był w stanie bez problemu szybko opanować je do perfekcji dzięki determinacji i zaklęciom lingwistycznym.

- ...Do końca września można pobrać formularze zgłoszeniowe i złożyć je u Opiekunów Domów. Zostaną one ocenione przez Zgromadzenie Profesorów a wybrani kandydaci wezmą udział w przesłuchaniach przed Radą Szkoły. 31 października zwycięzcy wyruszą do swoich wybranych szkół gdzie pozostaną do Nowego Roku. - Szeroki uśmiech. - Wszystkich chętnych zapraszam i życzę powodzenia. To wszystko, zaczynajmy ucztę.

Dyrektor Dippet klasnął w dłonie i na stołach pojawiły się potrawy. jednak w tym roku wyjątkowo zamiast rzucić się na jedzenie, uczniowie z przejęciem omawiali usłyszane właśnie nowiny.


Jako że rodzina Abraxasa Malfoya miała dziedziczne stanowisko w Radzie Szkoły, to właśnie do niego Tom zwrócił się z zapytaniem o szczegóły programu. Ojciec na pewno musiał już mu wszystko o tym powiedzieć. Jak zawsze, miał rację, kolega wiedział wiele i bez ociągania podzielił się z nim i innymi uczniami tą wiedzą.

- Program wymiany jest prowadzony od około stu lat, co sześc lat, aby każdy z roczników tylko raz mógł w tym startować, dlatego kolejny raz odbędzie się gdy tegoroczne pierwszaki będą na siódmym roku. - To oznaczało, że Tom miał tylko tę jedyną szansę by w nim uczestniczyć, tym silniejsza była jego determinacja. Musi wygrać i wygra ten konkurs!

Tymczasem Abraxas kontynuował:

- Mój ojciec startował w nim na swoim szóstym roku i spędził dwa miesiące w Beauxbatons, do dzisiaj bardzo dobrze je wspomina.

- Beauxbatons?! - Nie wytrzymał któryś ze Ślizgonów, - to szkoła dla dziewcząt. Co za żenada.

- Doprawdy? - Abraxas uniósł brew. - No cóż, faktycznie szkoła słynie z nauki panien ale są tam też chłopcy, dlatego ojciec wygrał konkurs a nie jakaś panienka. - Uśmiechnął się porozumiewawczo. - Pomyśl sam, nie chciałbyś spędzić dwóch miesięcy wśród najpiękniejszych i najzdolniejszych czarownic z najznakomitszych europejskich rodów?

Drwiące uśmieszki zmieniły się w grymasy zazdrości. Zadowolony z efektu blondyn mówił dalej.
- To tam mój ojciec spotkał matkę a potem przekonał dziadka, by zaaranżował ich małżeństwo. Może i mnie się poszczęści? - Malfoy westchnął marzycielsko. - Musze wystartować w tym konkursie i muszę go wygrać!

- Musimy. - Sprostował Tom, - nie przepuszczę okazji nauki w Durmstrangu, choćby tylko przez te dwa miesiące. - Spojrzał twardo, wyzywająco na kolegów.

Wszyscy Ślizgoni, którzy wcześniej także myśleli o podróży do Skandynawii, natychmiast stracili humor. Riddle już zdążył im pokazać, jak kończą ludzie, którzy próbują zdobyć coś, na czym jemu zależało. Lepiej się nie wychylać. Ale po chwili na ich twarze powróciły uśmiechy, po opowieści Malfoya gorąca Francja brzmiała o wiele bardziej kusząco niż mroźna północ.

A jeżeli jakiś samobójca z pozostałych Domów wpadnie na pomysł, by z Riddlem rywalizować z przyjemnością będą obserwować jak szybko zmienia zdanie.


Ogłoszenie dyrektora miało (zapewne spodziewany przez niego) rezultat w natychmiastowej zmianie stosunku do nauki u wszystkich roczników. Każdy uczeń, który do tej pory nie przejmował się ocenami, byle zdać na następny rok teraz nagle garnął się do książek.

Na lekcjach nawet do tej pory najbardziej leniwi z leniwych zgłaszali się niepytani do odpowiedzi, mnożyły się projekty naukowe a pytaniom po zajęciach nie było końca. Powstały też liczne koła naukowe a raczej grupy wsparcia, gdzie wspólnie się przygotowywano i odrabiano prace domowe.

Wszystkie te działania miały jeden wspólny dla wszystkich cel: w programie mieli szansę na udział uczniowie, którzy będą mieli Wybitne oceny, a mieli na to czas do końca września, kiedy upływał czas składania zgłoszeń, to jedyna szansa a potem już będzie za późno.

Tom, który uczył się pilnie w czasie wakacji darował sobie ten szał, oceny nie były dla niego problemem, tak samo jak zdobywanie poparcia u nauczycieli. Poświęcał za to wiele czasu na szlifowanie języków obcych, także skandynawskich, a co, jak iść to na całość - miał zamiar być najlepszy ze wszystkich!

Pozostawał jeszcze jeden, najmniej podobający mu się punkt obowiązkowy. Nigdy nie miał potrzeby brania udziału w żadnych konkursach, czy pokazach talentu. Odstawianie małpy w cyrku zostawiał dla innych a teraz musiał brać w tym cyrku udział a nawet lepiej - musiał zostać jego gwiazdą.

Dyscypliny sportowe natychmiast odrzucił, latał na miotle tyle ile musiał, ganianie za piłeczkami go nie pociągało, poza tym gry zespołowe oznaczały poleganie na innych a on nie mógł tak ryzykować. Z kolei te indywidualne sporty były dla niego zbyt prostackie.

Przez pewien czas rozważał taniec towarzyski ale do tego potrzebowałby partnerki i tu znowu pojawiał się problem polegania na innych a poza tym nie lubił dzielić się sukcesem, zaś na uczenie się gry na instrumentach nie miał czasu ani ochoty.

Po wielu godzinach rozważań zdecydował się na śpiew - wszyscy zawsze powtarzali, że ma piękny głos, hipnotyzujący, kiedy recytował śpiewne inkantacje uczniowie i profesorowie zastygali w zachwycie.

Zdecydowanie, śpiew nie będzie wymagał od niego tyle pracy i zaangażowania, oczywiście nie będą to żadne pospolite piosenki. Nigdy nie pozwoli sobie na coś takiego, postanowił wykonać przed komisją arię operową.

W czasie wakacji spędzanych na Pokątnej i Nokturnie poznał byłego śpiewaka operowego i to do niego miał się teraz udać. Czarodziej często powtarzał mu, że ma piękny głos i powinien zając się muzyką, więc dobrze, sprawi starcowi przyjemność i pozwoli mu ocenić profesjonalnie jego głos i wybrać odpowiedni utwór, który dopracują przez te kilka tygodni.

Nikt nie będzie lepszy od niego!