W ramach szukania inspiracji przeczytałam "Bunt" Anny Świrszczyńskiej - obraz starej, samotnej kobiety skojarzył mi się z postacią, którą uczyniłam bohaterką tego dość luźno powiązanego z Tolkienem wiersza. W ramach . uniwersalizacji treści zrezygnowałam z nazw własnych (z prawie że jednym wyjątkiem, który posłużył uogólnieniu przedstawionej sytuacji), ale i tak wiadomo, o kogo chodzi~

Uciskającą siebie

w żalu kobietę,

pochyloną do ziemi

przez wielość

lat przetrwanych,

dojrzeli przypadkiem:

przycupnięta i maluchna,

trzęsiona przez strach

(niczym mysz leśna,

gdy już do nory umknie

przed szponami puchacza),

kamień grobowy

do piersi przyciskała -.

zapewne kolejna ofiara

tego, iż to jej udało się przeżyć

(choć ktoś inny winien).

Z przyzwoitości podeszli,

koc jej na plecy narzucili

i kilka kromek chleba wcisnęli,

po czym podsunęli

miskę gorącej zupy

(łyżki nie podali).

-Tam jest osada ludzka- machnął jeden ręką.

-Zdaje się, że mogą ciebie przyjąć.

-My nie możemy:

za dużo u nas

trochę rannych,

a prócz tego wielu

poszło w niewolę.-

-O dobroci tutejszych ludzi

może zapewne świadczyć

ten oto piękny pomnik

dla młodych...

Uszli od gorszego dziecka Boga.

Ona zaś dalej przykładała wzrok

do liter wkutych w głaz

pamięć:

-Syn ubity przez los, który próbował ujarzmić-

-Córka NN-

Chleb przykrył się pleśnią

(zaś z jednej kromki

sok został wyciśnięty

w bolejącej dłoni),

wylana zupa

poparzyła kolana.

Wyrzucającą na trawę łzy

umęczoną niewiastę

mąż odnalazł po pewnym czasie –

ostatnim możliwym do spełnienia

aktem miłosierdzia

było niedanie świadectwa prawdzie.

Zakrywszy sobą przeszłe nieszczęścia

mąż dopełnił z nią czuwanie

nad drogimi szczątkami.

Potem ją ułożył w ziemi,

pożegnał i przepadł.