Rozdział 20: Kolejne Negocjacje –Polityczne i Nie tylko - Część 2

(Przeszłość kształtuje przyszłości)

Punkt widzenia Jaspera

Cisza był ogłuszająca, nawet ich oddechy nie przełamywały tej zaklętej chwili.

Riddle nadal utrzymywał ten pusty, jak wykuty w kamieniu wyraz twarzy, podczas gdy Harry zaczął wyglądać na lekko zaniepokojonego i Bones postanowił im pomóc, trochę...

- Nie pamiętasz mnie, panie Riddle? To było zaledwie półtora roku temu, niemal co do dnia.

Jasper był prawie rozbawiony zmieszaniem chłopców, zwłaszcza Riddle'a (..postawiłby duże pieniądze że to nie zdarzało mu się zbyt często..) Jednak ta kompletnie szalona rozmowa musiała się skończyć. Teraz.

(Zanim w pełni przypomni sobie tamten dzień i zacznie współczuć Riddle'owi)

- Ja jednak cię pamiętam... – Krótka przerwa na wspomnienie - ...Pamiętam, że tego czerwcowego dnia... Ile miałeś lat...? Szesnaście, a jednak mogłeś ujść za dorosłego, wyglądając jak w swoim żywiole, ze swoimi przyjaciółmi dookoła i resztkami ludzi Grindelwalda rozrzuconymi na ulicy. Prawdziwy obraz zwycięskiego obrońcy…

Twarz Riddle'a nie uległa zmianie, ale wyczuł jego przyjemność na ten opis.

To nie miało długo trwać...

- Było to jednak tylko pierwszym wrażeniem... Z bliska byłeś blady jak ściana, ledwo się trzymałeś na nogach, nawet opierając się o ścianę, całkowicie rozbity...

Jak te nieszczęsne kilka osób, które przeżyły ataki Grindelwalda, które napotkał albo szczęśliwcy, których ominął atak, albo pozostawieni przy życiu, by dać świadectwo... – szczęśliwi, a jednak nie – kiedy ich najbliżsi byli torturowani na śmierć, a z ich domów zostały gruzy..

Bones ledwo powstrzymał skurcz współczucia – nie był zupełnie zaskoczony dowiadując się, że to najbliższy przyjaciel Riddle'a zaginął w akcji (ani tym, że to on wszczął obronę wsi), nie był też zaskoczony wynikami swoich analiz...

… Szczerze, spodziewał się, że zmasakrowane ciało dzielnego młodzieńca odnajdzie się za dzień lub dwa na ulicy, porzucone / wystawione dla przykładu - najszczęśliwsze błędne założenie w jego życiu)

Zielone oczy wspomnianego odważnego młodzieńca rozszerzyły się niewiarygodnie po tym zwięzłym opisie, jakby było to dla niego całkowitym zaskoczeniem a Riddle po raz kolejny całkowicie panował nad sobą - chociaż nie, tak jednak nie było...

Przez chwilę dostrzegł błysk w jego oczach, natychmiast skryty przez te długie, gęste rzęsy, ale to wystarczyło. Jasper teraz wiedział, że Riddle nienawidził go, nie tylko zdecydowanie go nie lubił powodowany swoją zaborczą zazdrością lub jego uciążliwym wścibstwem - ale byłby zdolny do napadnięcia go w ciemnym zaułku i powolnego zamordowania go - ten rodzaj nienawiści.

Dreszcz czystego przerażenia przeszył jego ciało, ale Bones zignorował go, prostując ramiona.

Dzień, w którym miałby bać się nastolatka, nieważne jak obłąkanego czy niebezpiecznego - nieważne jak rzadko magicznie uzdolnionego - będzie dniem, w którym odda odznakę i stanowisko, jak i swój sygnet, a także przeniesie swoją rodzinę do Tybetu, dla bezpieczeństwa.

Niech ten mały drań tylko zechce spróbować.

W tym duchu, po prostu kontynuował swoją interpretację – tego - dnia.

- Próbowałem też przesłuchać Riddle'a, zgodnie z procedurą; pamiętasz je ze szkolenia, ale było to niemożliwe. - Wyjaśniał Harry'emu.

- Był całkowicie nieprzytomny, niemal w afazji i martwe ciała czy nie - nie mogłem zabrać go do wydziału w tym stanie, a tym bardziej go przez nie aresztować, nie z taką oczywistą sytuacją samoobrony.

Gdyby aresztowano kogokolwiek z nich tam walczącego – nieważne jaką magią i jak krwawą - to mogliby po prostu zrezygnować, poddać się Grindelwaldowi, tak było.

- Wziąłem go zamiast tego do Św. Munga ale nawet po tym jak został zwolniony, dzień później, dostawałem z Kotła raporty, że nadal pozostawał w jakimś szoku, ledwie jadł i z trudem komunikował się, na bardzo podstawowym poziomie... Powinienem być bardziej ostrożnym - i osobiście to sprawdzić, zamiast odpuścić.

Teraz oczywiście wiedział lepiej, ale na początku, tak dotkliwa strata i załamanie były z całą pewnością prawdziwe - nawet najlepszy aktor Teatru Królewskiego nie mógłby udawać takiej reakcji...

Śmiertelny błysk dawno zniknął z oczu Riddle'a, ale młody człowiek patrzył na niego z cichą stalową intensywnością, jak wąż obserwuje swoją zdobycz - dziesięć razy bardziej niebezpiecznie niż wcześniej.

Evans wręcz przeciwnie, już dawno przestał zwracać na niego uwagę, wątpił, czy w ogóle słyszał jego ostatnie słowa. Nie odezwał się, ani nie poruszył, ale cała uwaga chłopaka była skupiona na Riddle'u, twarzą i ciałem dopasowując się i promieniując taką surową intensywnością, że Jasper czuł gorąco w brzuchu i zgubił oddech, a nie na niego przecież to spojrzenie było skierowane.

Riddle w jakiś sposób czuł to i odwrócił się, by patrzeć na niego.

Bones widział teraz tylko jego profil, skrzywione drwiąco, sarkastycznie wygięte usta i nic więcej co zdradzało jego emocje, to samo z Harrym, ale nawet bez pełnego obrazu, by rzeczywiście ich odczytać, nie mógł nie odczuć absolutnej intymności tej chwili, jakby byli (po raz kolejny) zupełnie sami w pokoju (.. a nawet bardziej niż wcześniej..) To nie było nawet tak, że jego ignorowali, nawet cały batalion Aurorów nie byłby teraz przez nich zauważony.

Podziękował wszystkim celtyckim i hinduskim bóstwom, że jego mała dziewczynka była inteligentna i uciekła z tego ogromnego bałaganu tak szybko jak mogła!

Chwilę później rozdrażnienie Jaspera wzrosło. - To nie tak, że nie mogli tego stonować! - Przyglądał się im jak to robią, całymi dniami - każdego dnia - prawie od tygodnia - po prostu nie przejmowali się nim. Był na 90% pewien, że Riddle robił to celowo, aby zawstydzić go lub odwrócić jego uwagę na tyle, by porzucił ten szczególny temat dyskusji.

Nie uda im się...

Mimo, że było to dość rozpraszające - musiał to przyznać... i tak intensywne! Nie dotykali się nawet palcem a jednak nie wątpił, że nie byłoby bardziej intymnie, nawet gdyby nakrył ich w schowku na miotły.

Nie chodziło tylko o niego, sporo Aurorów (nawet zupełnie heteroseksualnych) miało problem, gdy ci dwaj stawali przeciw sobie na platformie do pojedynków...

Całkowicie zdegustowany sobą Jasper hałaśliwe oczyścił gardło.

- Skończyliście chłopcy?

Dostał bliźniacze spojrzenia i uśmiechnął się.

- Dobrze. A teraz spójrzmy na kilka interesujących zbiegów okoliczności, w porządku... ? - Chłopcy wyprostowali się, bardzo dobrze.

- Fakty – tak jak je znam - są takie: Harrison Evans, znany podróżnik w czasie z przyszłości, zniknął i Riddle znika, podczas gdy najbardziej zauważalnie - pozostaje – tym razem - jeszcze w granicach Czarodziejskiego Świata przez lato, ciekawa rzecz, prawda?

-... Jest jeszcze więcej... - Bones niemal uśmiechnął się na ich idealnie zaskoczone spojrzenia.

Chłopcy obserwowali go niby tylko z uprzejmym zainteresowaniem, ale wiedział lepiej, czas ściągnąć żyłkę.

- W tym samym czasie kilka pewnych rzadkich tajnych artefaktów znika z Departamentu Tajemnic - takich samych artefaktów, o jakie pewien podróżnik w czasie poprosił od razu po pojawieniu się w tym czasie. - Znowu brak reakcji tylko najlżejsze zaciśnięcie warg... Jasper był zbyt doświadczony, aby pozwolić sobie na nerwy.

- Co ciekawsze jednak, niecały miesiąc później Evans powrócił znów bezdyskusyjnie do żywych.

Chłopcy pozostali zupełnie nieporuszeni, nie pokazując nic poza odruchem zaskoczenia z jego oczywistego wniosku - który doskonale odegrali - naprawdę musiał im to przyznać. Nawet najmniejszej sugestii przedwczesnej reakcji czy nadmiernej przesady, Harry zbladł nieco ale nawet to było usprawiedliwione, nawet spodziewane...

Byli dobrzy! Bardzo dobrzy.

Tak jak oczekiwał, to Riddle stanął w ich obronie z tym swoim słodkim głosem użytym w pełni. (Nadal cholernie skutecznym, mimo że wiedział iż to manipulacja)

- To brzmi bardzo niebezpiecznie, muszę to przyznać, ale to tylko zbiegi okoliczności, zupełnie niepowiązane ze sobą fakty, musisz uwierzyć. - ... Podczas gdy jego oczy błysnęły zadowoleniem. Udowodnij to, jeśli możesz...

Bones zacisnął zęby i odpowiedział wprost na ukryty przekaz.

- To nie jest proces, nie ma potrzeby niczego udowadniać, jestem jedyną osobą decydującą, kogo przyjmę do mojego wydziału a kogo nie, - urwał. - .. I niech mnie szlag, jeśli wydam wam zmieniacze czasu.

Potem nieco złagodził głos.

- Macie cholerne szczęście, że to nie jest proces Wizengamotu, karą dla takiej interwencji w czasie - lub za ujawnienie sekretów przyszłości jest piętnaście do dwudziestu lat w Azkabanie. - I nikomu nigdy nie udało się przetrwać przez więcej niż siedem lat, bez naruszenia lub utraty co najmniej niektórych, jeżeli nie wszystkich zdolności umysłowych.

Nawet z tym na stole chłopcy – wyglądający raczej jak mężczyźni, niech ich cholera – pozostali całkowicie niewzruszeni...

Jakby była to jakaś dyskusja akademicka czy coś w tym stylu.


Jasper obwiniał oczywiście siebie za cały ten bałagan...

Coś mu nie pasowało w tym zaginionych zmieniaczach czasu, nawet jeśli wszystkie późniejsze raporty opisywały je jako zniszczone w czasie eksperymentu.

Nikt, nawet w połowie profesjonalny, nie eksperymentowałby z taką ilością...

Jego myśli w bardzo niewytłumaczalny sposób kierowały się na nastolatka - tego boleśnie pięknego, dotkniętego tragedią młodzieńca (który miałby odwagę - i Tak, najprawdopodobniej wiedzę, by tego spróbować), ale wtedy zdecydował się odrzucić ten pomysł, zarówno aby uniknąć wyśmiania, ale także z nieuniknionego - jeszcze niepotwierdzonego współczucia.

... Później, gdy dowiedział się o ponownym pojawieniu Harry'ego, nie był w stanie prawidłowo przypomnieć sobie cokolwiek z tego, ale wciąż pochwalał to z całego serca.

Nawet teraz, zwłaszcza teraz po poznaniu chłopaka, był naprawdę bardzo zadowolony z dalszej obecności i przeżycia Harry'ego – w podejrzanych okolicznościach, czy też nie. Jednak niewzruszony wyraz twarzy Riddle'a (a nawet Harry'ego) bardzo go niepokoił...

W jakie skrywane sprawy są aż tak uwikłani, że nawet bardzo realna perspektywa dwudziestu lat w Azkabanie nie zdołała ich poruszyć?

Niewiedza, jak przypuszczał - lub miał nadzieję...

Bones wiedział, że z tego będą kłopoty - znacznie gorsze niż to, co przewidywał - biorąc pod uwagę że kiedy zażądał należnego uznania / szacunku dla jego stanowiska chłopcy mieli czelność odpowiedzieć mu jak równi.

Ale to stawało się już śmieszne...


A jednak, Riddle'a mógł w połowie zrozumieć.

... To Evansa nie mógł odczytać, gdy przyjął tak bardzo osobliwy wyraz twarzy... Wreszcie chłopak wydawał się zdecydować.

- Czy zmieniacz czasu jest standardowym, zwykłym wyposażeniem Operacyjnych?

Bones zamrugał, raz i drugi.

To właśnie z tego wszystkiego przykuło jego uwagę?
Czy ten chłopiec był zdrowy na umyśle?

Evans wydawał się rozsądny, nawet szczery, w ich dotychczasowych rozmowach (nawet bardzo jak na mrocznego, czy mrocznawego czarodzieja), ale teraz zastanawiał się, czy to mogło być fasadą (..bezgranicznie mało prawdopodobne, ale jednak..)

Evans może być, pod tym wszystkim, tak zły jak Riddle - albo jeszcze gorszy...

Nie zależało mu szczególnie, aby wykluczyć Riddle'a z tej konkretnej tematyki - nie był na tyle naiwny, aby wierzyć, że Evans będzie utrzymał tajemnice przed swoim kochankiem - gdyby rzeczywiście został przyjęty - o ile to nie byłyby te osobiste. To nie to sprawiało, że brzydził się i drżał na samą myśl o przyjęciu Riddle'a do swojego Wydziału...

Wewnętrznie wzruszył ramionami, decydując się zrobić dziecku przyjemność – i tak wydawało się to jedynym sposobem, aby naprawdę zrozumieć, co się dzieje w jego głowie...

- Zwyczajne, nie... Ich użycie jest dozwolone tylko w wyjątkowych okolicznościach, w najbardziej tajnych misjach i tak dalej... Ale gdy uczeń wykazuje ekstremalny potencjał, to jest od dawna trwający zwyczaj, by podarować mu jeden, tradycyjnie po SUM-ach, dzięki czemu może być testowany przy stosunkowo drobnych zadaniach... Jak sobie z nimi poradzi, a także jak zarządza swoim czasem - by stwierdzić, czy jest odpowiedni do pracy w Wydziale.

Evans wydawał się odprężyć.

- Czy ktoś może być rozważany i / lub otrzymać zmieniacz czasu przed swoim szóstym rokiem?

Bones zwęził oczy.

- Rozważany tak. - Riddle był bardzo wcześnie.
- Otrzymać zmieniać czasu absolutnie nie.

Evans zdawał się nad tym rozmyślać.
- Ciekawe.

Bones'owi nie podobało się to, (zwłaszcza ten cichy, prosty sposób, z jakim Riddle pozwolił Evansowi ponownie przejąć prowadzenie rozmowy, promieniując tylko rozbawieniem... nie był typem który przyjąłby tak dobrze tego rodzaju odsunięcie...), ale musiał zapytać.

- Co jest tak ciekawe, Evans?

Chłopak spojrzał mu prosto w oczy.

- Hermiona. Panna Granger otrzymała zmieniacz czasu podczas naszego trzeciego roku, aby mogła wybrać wszystkie przedmioty i uczestniczyć w każdej lekcji.

Tylko poczucie jego stanowiska i godności powstrzymało Bones'a przed opadnięciem ciężko na krześle słuchając tego. Trzynastolatka! Ktoś dał trzynastoletniej dziewczynie zmieniacz czasu - i po co?!

W jakiego rodzaju popieprzonej przyszłości to mogło się stać?

Nawet gdyby to był jeden z prostszych modeli, powracający na kilka godzin, a nie więcej, potencjał chaosu wciąż był ogromny! Ktoś musiał wypaczyć test!

... I znał tylko jedną osobę z autorytetem - w obu miejscach / czasach - i tego rodzaju twórczym i kapryśnym umysłem, by kiedykolwiek rozważać umożliwienie tego.

Gdy myśli Jaspera zaczęły się powoli uspokajać, wpadł na pewien, przynajmniej pół-logiczny powód, dla jakiego Albus - a był całkowicie pewien, że to był plan Albusa bez względu na to w jak odległej przyszłości - pozwoliłby na to:

Po pierwsze, panna Granger była mugolaczką i kobietą (oczywiście tak, mimo wszelkiego wsparcie od Domu Prince), a to – będąc poważnymi przeszkodami – jeszcze nie wszystko. Jeżeli podmiot był inteligentny (znacznie powyżej swoich męskich rówieśników) i dość zdeterminowany (całkowicie oddany), to mógł wciąż być nadal brany pod uwagę i otrzymać zmieniacz czasu. Ale kto wie, jak złym mogło się to okazać w przyszłości.

Klimat polityczny już się zmieniał... Minister i ci związani z jego frakcją tracili u bardziej fanatycznych czystokrwistych każdego, kto unikał konieczności walczenia z Grindelwaldem. Nawet Albus nie użył swojej sławy uznanego uczonego, by z tym walczyć: z dokładnym wskazaniem, że tylko Jasna magia miała być nauczana w brytyjskich szkołach magicznych (także tych zwykłych, nie tylko w Hogwarcie) a z wszelkich pozostałości mrocznych teorii musiały być oczyszczone.

Zgodzili się na to, co uważał za bardzo podejrzane...

Szczerze mówiąc był dumny ze swego jasnomagicznego pochodzenia i nie mógł sobie wyobrazić, aby jakikolwiek czarnoksiężnik mógł uważać inaczej, ci chłopcy byli tu bardzo dobrym przykładem. Więc Jasper poglądy Albusa, że: mroczni czarodzieje mogą i wybraliby odrzucenie swoich wrodzonych skłonności, jeśli przekona się ich wystarczająco delikatnie i nauczy bardzo wcześnie, by to zrobili (...coś podobnego do oswajania zwierzęcia...) lub, że potem, właściwie zrezygnują z oferowanych przywilejów tylko dlatego, że to jest właściwe (bardzo naiwne i uczciwie: obraźliwe) do tego stopnia, że jego drogi przyjaciel i pół-emerytowany kolega nie był w stanie tego pojąć.

Mimo to, mogła to być jedyna taka szansa, dla dziewczynki – albo utonie, albo wypłynie - i nie mógł sobie wyobrazić tej dziewczyny niedojrzałej, nawet w wieku trzynastu lat, więc jeśli przyszły Szef Niewymownych chciał ją zatopić to jego zdaniem Albus przyjął to z nadzieją, że jednak wypłynie.

Gdy Bones się znowu skoncentrował zdał sobie sprawę, że Riddle i Evans obserwowali go drapieżnie z błyszczącymi oczami. Evans tylko nieco łagodniejszymi...

Ten mały gówniarz celowo zadał mu to pytanie by go rozproszyć!

- Rozumiem twoje opory, sir. - Teraz Evans się odezwał. - Ale skoro poszedłeś już tak daleko, wybierając by nie dochodzić pewnych rzeczy, to dlaczego nie pójdziesz o krok dalej i nie dasz Tomowi szansy, jaką dajesz mi... ? – Pełen nadziei, piękny i jakże szczery uśmiech.

Uparty mały drań! Bones westchnął.

- Evans, jak już mówiłem wcześniej... Są rzeczy, które mogą wydawać się proste, nawet stosunkowo nieszkodliwe, ale jestem zobowiązany, aby widzieć większy obraz. Muszę starać się dostrzec mniej szkodliwą drogę, a następnie podjąć odpowiednie działania.

- Sir? - Evans brzmiał ostro nieco z zaskoczeniem. - Czy możesz wyjaśnić to bardziej szczegółowo? W jaki sposób danie Tomowi trochę luzu, ale nie pozwalanie mu na prawdziwy dobrobyt i / lub karierę według jego talentów pozwala na lepszą i mniej szkodliwą przyszłość?

Bones znowu westchnął.

To było pytanie, prawda? - Ale jak to wytłumaczyć? (A dokładniej jak to wytłumaczyć i sprawić, by Evans zrozumiał, ale Riddle już na pewno nie).

Riddle, z kolei wydawał się nieszczególnie przejmować (lub przejmować bardzo) i był mocno rozbawiony całą sprawą, w tej właśnie chwili posyłając Harry'emu czułe poirytowane spojrzenie (bardziej jak wizualną pieszczotę) i Bones poczuł jak jego serce ściska się boleśnie na ten widok. Naprawdę nienawidził, kiedy Riddle to robił. Było mu o wiele łatwiej mieć się na baczności (i tak: nie lubić go), gdy chłopiec pozostawał za maską, nieważne jak czarującą...

Cholernie łatwo było mu zaufać, gdy patrzył tak na Harry'ego, kiedy był opiekuńczy. Tak łatwo naprawdę rozważać a nawet wierzyć w słowa Evansa, że zasłużył na szansę... Ale nie mógł, tak po prostu nie mógł...

Mimo to, czasami zastanawiał się, czy to nieufność ma prawdziwe powody, czy wynika z jego lęków wpływających na jego decyzję – a nawet czy sam konflikt nie był po prostu bardzo zewnętrznym wyrazem walki jego osobistego podejścia z profesjonalnym...

... A jednak, tak było bezpieczniej!


Zawsze było mu łatwo podejrzewać skrywaną arogancję, wręcz zarozumiałość pod zewnętrznym urokiem, gotowy szyderczy uśmieszek. Nigdy nie pozwolił sobie tego w pełni pokazać, nieważne z kim rozmawiał, no chyba że był to Harry, a i to tylko chwilami.

(Był mroczny w każdym znaczeniu tego słowa - nic nie mogło kiedykolwiek – być Jasne w jego życiu)

To nie była jego wina.

Nie było to też oczywiście winą Riddle'a - nieważne jak oczywiście ekspertem był w wykorzystywaniu swojego wyglądu (..tak jak i mózgu..), aby uzyskać cokolwiek chciał - choć był to dokładnie właśnie ten wygląd, od którego zaczęły się jego problemy. To przecież nie było jego winą (ani nie mógł o tym wiedzieć), że wykazywał niesamowite podobieństwo (podobnie jak Harry, choć w mniejszym stopniu) do człowieka, który już dawno leżał w grobie.

Podobieństwo nie było wystarczająco silne, by choćby sugerować bliskie pokrewieństwo - jedynie kształt oczu, owal twarzy, te ledwo opanowane loki - ale człowieka od blisko trzydziestu lat w żałobie po stracie kochanka, to doprowadziło niemal do zawału serca.

Ledwo był w stanie spojrzeć na niego, za pierwszym razem. Młodość, oczywista bezbronność i te tragiczne okoliczności uczyniły to o wiele cięższym a podobieństwa jeszcze bardziej bolesnym i drażniącym...

Szesnaście! Miał szesnaście lat i wpakował się w takie bagno!

Profesjonalizm Jaspera był poważnie testowany. Te komplikacje były ostatnią rzeczą, jaką mógł znieść. Nie teraz -po tych wszystkich latach - nie teraz, kiedy rzeczywiście zaznał w jakiejś mierze spokoju.

Mimo to pozostał profesjonalny – tak w większości. Czekał w szpitalu, aż w końcu został poinformowany, że dzieciak przetrwał z tylko małymi otarciami i siniakami, nic poważnego (i nie było też rzeczywistej obawy o trwałe uszkodzenia psychiczne - choć stwierdzono na pewno emocjonalne urazy), a następnie udał się do pierwszego z obskurnych barów jakie można znaleźć na ulicy Śmiertelnego Nokturnu i próbował utopić swój szok, przy tym prawie dostając zatrucia alkoholem.

Robił wszystko, co w jego mocy, aby zapomnieć, że tam teraz mieszka – oddycha - chłopiec o imieniu Tom Riddle, który ma twarz jego Wertha...

Przynajmniej tak to wtedy wyglądało.

W rzeczywistości, oglądanie Riddle'a na co dzień, pozwalało mu łatwiej sobie z tym radzić. Jego osobowość nie mogła być już bardziej różna od jego ukochanego (.. co było w pewnym stopniu zarówno rozczarowaniem, jak ulgą..) ale wciąż nie mógł zmusić się do rzucenia całego ciężaru prawa przeciwko niemu, chociaż Riddle był już legalnie dorosły. Ale to bardziej przez jego poglądy / doświadczenia a mniej przez wygląd chłopca...

Dorosły czy nie - był jeszcze tak bardzo młody...

(I szczerze nie mógł potępić dziecka lub niemal dziecka, nie po zobaczeniu, jak tak wiele z nich umierało bezsensownie w tej lub poprzedniej Wielkiej Wojnie)


Prawdę mówiąc, nie był całkowicie przekonany do umożliwienia Riddle'owi czy nawet Evansowi odejścia całkowicie bez szwanku, bez względu na to jak bardzo ich rozumiał. Tydzień lub dwa w Azkabanie byłyby odpowiednie, aby zmierzyli się – poza strachem - z rzeczywistymi konsekwencjami swoich działań...

Niestety – pomijając jego osobiste poglądy na sprawy - jeżeli ich przestępstwa stałyby się jawne ich kara nie byłaby nauczką, ale surową rzezią dla nich obu. Co gorsza te konsekwencje ich działań i kary sięgałyby daleko poza nich, zagrażając samemu Czarodziejskiemu Światu.

Nie było to ryzyko, które był gotowy podjąć (i to zanim jeszcze zaangażowali się tak w walkę)

Zwrócił się do Evansa gwałtownie, podnosząc istotną kwestię.

- Powiedz mi, panie Evans, co stanie się jeżeli pan Riddle otrzyma tę pozycję? Wojna nie będzie trwać wiecznie, miejmy nadzieję, że skończy się w ciągu tygodnia.

Błysk w oczach Riddle'a zastąpił natychmiast tłumiony uśmieszek. Evans chwilę później się zarumienił wymieniając z nim spojrzenia.

Zrozumieli go, znali prawdziwą stawkę.

- Mówiłem ci wcześniej, panie Evans... Ani Korpus ani nawet mój wydział nie może nic zaoferować panu Riddle'owi w czasie pokoju. Ledwo co może zaoferować coś dla ciebie, więc dlaczego miałbym marnować zasoby i wysiłek szkolenia na niego, gdy wszystko będzie w najlepszym przypadku, przejściowe?

..i ogólnie wrzodem na tyłku.., ale miał wystarczające maniery / doświadczenie polityczne by nie powiedzieć tego na głos.

Riddle na to wreszcie raczył sam otworzyć usta.

- Taki będzie punkt wyjścia, nie mogę temu zaprzeczać... – Opuścił wzrok, zagryzając pełne wargi, - ale jaki wspaniały... - Trochę koloru pokazało się wysoko na policzkach, czyniąc go (jeśli rzeczywiście jest to możliwe) jeszcze piękniejszym.

(A podobieństwo do Wertha jeszcze bardziej porażającym)

- ... Takie możliwości! Zarówno wysokiej jakości badań i przyszłego rozwoju, a nawet ekscytacji... Nigdy nie znajdę nic lepszego. - Jego oczy błyszczały, gdy podniósł je na niego i Jasper chciał zranić go za to, że ośmielił się tak wyglądać... Gdyby nie był pewien niewiedzy Riddle'a zabiłby go za to, co przez niego czuł...

Niemniej wzmocnił tarcze oklumencji i odchrząknął.

- Tak może być, panie Riddle, ale dla ciebie wcale się na tym nie kończą, są na o wiele wyższym, nawet na najwyższym poziomie... Jestem pewien, że nawiązałeś już wystarczająco wysokie kontakty przez te pięć dni, dzięki którym mógłbyś łatwo uzyskać licencję Silverora już w czerwcu lub lipcu, co jest wcale nie mało ekscytujące i wymagające intelektualnie. - Jego głos stał się bardziej twardy, -... a wszystko za ułamek wysiłku jakiego wymagałoby to od innych młodych mężczyzn w twoim wieku lub starszych, nawet tych urodzonych i wychowanych w czarodziejskim świecie.

- Rozumiem. – Stwierdził chłopak poważnie. Ale błysk w tych oczach ujawnił jego prawdziwe zdanie. Riddle na pewno nie wierzył, że był taki sam jak inni ludzie.

- Ale uważam, że mam też coś do zaoferowania także pana organizacji.

Nie ma co do tego wątpliwości.

- Nie wątpię, panie Riddle, ale jest równie niepodważalne, że mógłbyś zrobić ogromne szkody, jeśli chciałbyś, więc wolałbym uniknąć tej debaty.


Prawdę mówiąc to dokładnie te możliwości zmuszały go tak bardzo do odmowy. Gdyby chodziło tylko o samego Riddle'a Jasper dałby sobie z nim radę, bez wątpienia. Może stanowiąca wyzwanie praca i kontakty z równymi mu inteligencją - lub wystarczająco blisko - (mężczyznami i kobietami w wieku trzydziestu i czterdziestu lat, najlepszymi w swoich dziedzinach) zmusiłyby go do ponownego przewartościowania jego światopoglądu i naprawdę stałby się wybitnym członkiem społeczeństwa.

Jego przyjaciele również byli śmietankę swojego pokolenia, ale oni za bardzo szanowali go, więc - nawet gdyby byli prawdziwymi przyjaciółmi, a nie zwolennikami, jak twierdził Albus - to było prawie niemożliwe, aby mieli na niego taki wpływ.

Ale jeśli rzeczywiście przyjąłby go do swego wydziału było mało prawdopodobne, że Riddle pozostałby tam przez dłuższy okres czasu, zanim zostałby przechwycony przez Niewymownych na stałe zatrudnienie... Riddle sam ciężko by na to pracował (Jasper dawał mu na to nie więcej niż pięć lat, a i to było zawyżone).

Evans może mieć rzeczywisty charakter do takiej pracy, inteligentny, ale zdecydowanie nastawiony praktycznie, a Riddle był przede wszystkim teoretykiem z silnym naciskiem na stosowanie swoich teorii. Evans by rozkwitał ciągle w akcji z okazjonalnymi przerwami na badania, podczas gdy Riddle zanurzyłby się w swoich badaniach ciesząc się ze sporadycznych działań... Oni pracowali i pracowaliby dobrze, ale to było sprawą bardzo drugorzędną.

Chodziło o to, że nie czułby się dobrze dając Riddle'owi tego rodzaju dostęp do władzy, nie za około pięć lat, nawet nie za dziesięć.

Sol zawsze mawiał: "Niewymowni zaspokajają wiele pragnienia mocy i Mrocznych i Jasnych Panów„ co ciekawe, zazwyczaj patrząc wprost na twarz Albusa (Jasper nigdy nie poprosił o szczegóły, to nie jego sprawa) i w większości przypadków miałby rację.

Było wielu niewymownych (z mocą Pana lub nie), którzy - nieoficjalnie - rządzili Czarodziejskim Światem z cienia na przestrzeni wieków. Bardzo chytrze przekazując swoje poglądy bez większej walki lub ledwie kosztem kropli krwi...

Ale nie mógł zaufać Riddle'owi, nie w tym.

Pierwszym i najbardziej znanym rozróżnienie pomiędzy jasną i mroczną magią zawsze były emocje, które napędzały zaklęcia. (...Nie ma w tym nic złego...) Zdecydowana większość mrocznych zaklęć były nieco podejrzana, ale nic nie uzasadniało jej wytępienia. - Tu nie chodziło o naprawdę Najwyższą Magię - Drugą ważną różnicą między jasną i mroczną magią - jak podawała Bogini - była ofiara.

Starożytne Mroczne i Jasne rytuały i zaklęcia były napędzane przez ofiary...

|Ofiarowanie siebie i ofiary z innych.|

Ofiara by zdobyć władzę ponad wszystkim, długowieczność, bogactwo, piękno... - cokolwiek można sobie wyobrazić - lub - jeśli ofiara była wystarczająco czysta i dobrowolnie złożona - moc, aby chronić rodzinę, przyjaciół - nawet cały naród - lub osobiste, oddające własne zdrowie dla bliskiej osoby...

Wszystko w końcu sprowadzało się do intencji i poświęcenia.

... Jasper raczej skoczyłby - na głowę - do jeziora kwasu niż dałby Riddle'owi dostęp tego rodzaju wiedzy.


- To twoja decyzja, sir... - Riddle był bardzo wyraźnie znacznie sztywniejszy, ale przyjął jego odmowę ze spokojem.

... O wiele bardziej spokojna obojętność niż należałoby się spodziewać, biorąc pod uwagę, że właśnie zniszczył jego marzenie zostania Niewymownym (. po co innego miałby chcieć pozycję w jego wydziale..) zaledwie kilkoma słowami. Riddle na pewno musi chcieć go żywcem obedrzeć ze skóry.

Bones był poważnie pod wrażeniem jego samokontroli.

Reakcja drugiego chłopaka była znacznie mniej spokojna.

- Odrzucasz go z powodu jego potencjału? - Głos Harry'ego pozostał na wymaganym poziomie szacunku, ale jego cicha wściekłość i tak nie budziła wątpliwości.

- Spokojnie, Harry, ma do tego prawo... - Riddle mówił wciąż spokojnie, może nawet trochę cieplej, ale jego głos wywołał dreszcz na plecach Jaspera.

To wrażenie stało się jeszcze gorsze, kiedy Riddle ponownie na niego spojrzał.

- Jeśli to twoje ostatnie słowo na ten temat, zatem nadszedł czas, aby powrócić do tematu Panny Bones.

I natychmiast to chłodne przeczucie na kręgosłupie Jaspera rozpaliło się do białości jak gorąca lawa.

- Co z Amelią?

Jeżeli Riddle odważy się zagrozić jego dziewczynce będzie skończony, kaput. Bez względu na koszty, czy konsekwencje.

Riddle uśmiechnął się.

- Nic złego, zapewniam cię... Jednak przed naszym spektakularnym zejściem z tematu, mówiliśmy o niej i jej wymuszonych niedociągnięciach...

Bones wcale nie poczuł się uspokojony.

- Mów, co chcesz powiedzieć, Riddle, - warknął.

Wyraz twarzy Riddle'a nie był ani mściwą przyjemnością, ani złością, ani chłodem.

- Dlaczego ją okaleczyłeś? - Zapytał bardzo – bardzo - cicho.

Oskarżenie było gorsze niż zabójczy cios.

- Co powiedziałeś? - Spytał słabo. - Jak śmiesz?

Tym razem to Riddle patrzył na niego surowo, bezlitośnie jak sędzia.

- To niezaprzeczalny fakt, że poziomy mocy panny Bones są bardzo bliskie, może nawet równe Harry'ego i moim. - Odpowiedział.

Jasper nie wpadł w pułapkę poprawienia go, że nie było co do tego wątpliwości, ale też nie kwestionował reszty.

Riddle kontynuował.

- ... A jednak, jak mi powiedziano, panna Amelia nie jest twoim spadkobiercą. – Znacząca przerwa. - Masz siostrzeńca, co prawda...

Bones zastygł z natychmiastowej wściekłości, ale potem, bardzo świadomie, zmusił się, żeby się uspokoić. Riddle nie był ani tak głupi ani naiwny, by prosto w twarz odważyć się grozić jego rodzinie.

-... Na pewno znasz prawo, zarówno mugolskie jak i magiczne.. - Odpowiedział nonszalancko, próbując zyskać na czasie i dowiedzieć się o celu drugiej strony.

- Rzeczywiście. - Riddle posłał mu mroczne spojrzenie, wyraźnie daleki od zadowolenia z tego, jak rodzina Bones potraktowała Amelię i jej wybitne talenty.

- Ale, chociaż trzeba rozważyć pewne opcje dotyczące magicznej strony spraw, jestem o wiele bardziej zbulwersowany szkodą umyślnie jej wyrządzoną, jej osobowości i pewności siebie, wychowaniem celowo zmuszonej, - głęboki wdech, - aby nie prezentować jej rzeczywistych możliwości i inteligencji: wszystkiego co jej brat miał słabsze i tym co to uczyniło jej psychice, niż faktycznie sukcesją.

Zdenerwowanie Jaspera rosło coraz bardziej. Nie spodobała mu się ani trochę wzmianka o opcjach magicznych, ale przez natarczywe – chłodne - słowa Riddle'a (..a także milczące wsparcie i rozczarowane spojrzenie drugiego chłopca..) poczuł się bardzo niewygodne.

Zawsze wierzył, że robił to co najlepsze dla swojej małej Ami, ale co jeśli nie miał racji?

Przechylił głowę.
Ale i tak: dobrze, czy źle – to nie była sprawa tego aroganckiego chłopaka.

- Szczerze mówiąc nie widzę, w jaki sposób to miałoby cię dotyczyć. - Niemal ryknął. - …Ale Edgar jest dobrym chłopcem, dzięki jego wychowaniu, który szczerze kocha swoją siostrę i dba o nią. Amelia nie zrobiła wcale mniej ni więcej niż jakakolwiek kochająca siostra...

Teraz także Riddle spojrzał na niego z rozczarowaniem.

- Nie kwestionuję, że to dobry chłopiec. – Niewielki chłodny uśmiech. - I silny w swojej prawości: niemal na szczycie magicznego potencjału w swojej grupie wiekowej, ale szczerze mówiąc, jest niczym w porównaniu do swojej siostry. To jak porównywanie eksplozji wulkanu z pożarem domu. I wątpię, aby wybranie jego zamiast Amelii przysłużyło się waszemu Domowi w dłuższej perspektywie.

Bezczelność chłopaka - wprost pouczającego go, jak powinien zarządzać wewnętrznymi sprawami jego Domu - wraz z jego bardzo niedelikatną wskazówką, że rzeczywiście nauczał jego bratanka naciągnęło ostatnie struny cierpliwości Bonesa do ich granic wytrzymałości.

- Riddle, wystarczy. - Polecił a właściwie wywarczał, gdy część niego zastanawiała się, jak chłopiec ledwie dziewiętnastoletni może tak łatwo zaleźć mu za skórę.

Ale Riddle nie wycofał się i choć wydawało się to niemożliwe, posunął się o krok dalej.

- Myślisz, że ta odważna i wygadana kobieta, jaką widzieliśmy dzisiaj to zwykła Amelia? Nie mógłbyś być już bardziej w błędzie! - Jego oczy błysnęły z oburzenia.

- Dziewczyna, którą spotykałem na zajęciach w ciągu ostatnich siedmiu lat była nieśmiałą, szarą myszką. Mało znaną, nawet w jej własnym domu, nigdy niewyróżniającą się w jakikolwiek sposób poza nauką, chociaż nawet w tym była przeciętna. W ogóle nie zauważałem jej obecności poza sprawdzaniem listy. - Wręcz wypluł te ostatnie słowa.

Evans wyglądał na oniemiałego taką gwałtownością, ale Riddle bynajmniej jeszcze nie skończył.

-... Gdy Hermiona spędziła poprzedni rok dając korepetycje komukolwiek i każdemu kto poprosił ją o pomoc, jedyną zauważalną rzeczą zrobiona przez Amelię, jej jedyną godną uwagi rzeczą w ciągu ponad siedmiu lat było poproszenie o pomoc Harry'ego. Aby mieć ułamek szansy na jej wymarzoną karierę - a nawet to było krótkotrwałe. Szczerze wątpię, że w rzeczywistości kiedykolwiek zaproponowano jej odznakę.

Bones nie chciał tego słyszeć, nic z tego.

Raczej by wypatroszył przemądrzałego drania żywcem, ale w jego słowach była prawda i (mimo że wątpił, by robił to z prawdziwej dobroci swego serca) nie mógł zaprzeczyć, że Riddle bronił jej tak, jak mógł... Nawet ta część o odznace Prefekta była prawdziwa.

(... Dostał latem wezwanie Fiuu od profesora Dippeta - bezpośrednio nie łączące tego oczywiście jako przyczynę i skutek - nic tak brutalnego - ale z zapytaniem, czy chce złożyć datek na rzecz szkoły, ale Jasper i tak zrozumiał - i nie pochwalał takich praktyk, więc grzecznie odmówił, w rzeczywistości nigdy nie dbając, czy Prince'owi także złożono później taką samą ofertę czy dotyczyło to tylko jego).

- Nigdy nie próbowałem odebrać jej marzeń. - Powiedział w końcu.

- To ucz ją do cholery! - Evans zawołał z uczuciem, jakby stracił jakąkolwiek odrobinę cierpliwości do tego tematu.

Riddle posłał go pół czułe / pół zirytowane spojrzenie i wydawało się jakby przekazali sobie jakąś wiadomość, a potem spojrzał na niego po raz kolejny.

- Doprawdy? - Zapytał bardzo cicho. - Dlaczego jednak oferowałeś je dla niej tylko w połowie?

Jasper ledwie zdołał powstrzymać wściekłość, chciał - musiał - zobaczyć, jak daleko Riddle się w tym posunie.

Riddle zauważył jego walkę, ale udawał że nie.

- ...Tylko tak daleko może sięgać, tylko tyle może osiągnąć... - Głos Riddle'a był coraz cichszy, bardziej miękki, zmuszając go, aby wsłuchiwał się w każde słowo.

- To nie jest spełnianie marzeń ale jałmużna, odrobina, która ma ją zadowolić - tak by zaakceptowała okoliczności bez walki - nie szantaż, NIE - ale taki drobny przykład czułej rodzinnej opieki. - Przerwał gwałtownie, jakby to było już zbyt wiele, nawet dla niego.

- Harry ma rację, jeśli dbasz o nią chociaż w połowie tak jak mówisz, to zrób przynajmniej tyle... - Zakończył o wiele bardziej opanowanym tonem, emocje zniknęły jakby nigdy ich nie było.

- Riddle! - Jasper czuł się, jakby tonął.

Sadząc po szeroko otwartych oczach Evansa, nie był jedynym, który cierpiał.

- Wszyscy potomkowie rodów czystej krwi, jakich znam, mieli prywatnych nauczycieli albo specjalne szkolenie w domu, by ich przygotować... Ona będzie w porównaniu do nich żałośnie nieprzygotowana. - Rzeczowa odpowiedź.

Bones tak zacisnął dłonie, że prawie złamał różdżkę, po czym odetchnął głęboko.

Nie mógł podważyć pierwszej części argumentacji, nie teraz, więc skupił się tylko na tej ostatniej. Mimo to, był głęboko wstrząśnięty obroną Riddle'a.

- Nie dbam o obyczaje i metody twoich znajomych, To, co jest wystarczająco dobre dla części uczniów jest więcej niż dopuszczalne dla wszystkich... Hogwart oferuje prawdziwie doskonałe wykształcenie. Moja siostrzenica będzie testowana i tak, zda: rzetelnie, czysto i w oparciu o własne mocne strony. Amelia nie potrzebuje nielegalnej wiedzy a nasza rodzina - nasz Dom - stoi ponad takimi podstępnymi metodami. Ślizgoni!

Uniesienie brwi.

- Zatem oczekujesz, że zostanie przyjęta ze względu na szacunek dla twojego Domu, jeśli nie Ciebie osobiście. – Rzucił lekkim tonem, niedbale.

To już było zbyt wiele.

Magia Jaspera eksplodowała wprawiając cały pokój w drżenie i roztrzaskując wszystkie szklane przedmioty a nawet kryształowy żyrandol nad ich głowami. Żaden z odłamków nie dotknął chłopców, byli zbyt dobrze przygotowani i postawili osłony. Nawet nie przymknęli oczu.

Harry patrzył na niego z odrobiną zrozumienia, ale jego usta były zaciśnięte a różdżka wyciągnięta w gotowości.

Bones poczuł się nielekko zażenowany tym wybuchem, ale w żadnej mierze go nie żałował.

To musiało się skończyć, tak czy inaczej.

- Jesteś świadomy, Riddle. - Powiedział z wymuszonym spokojem. - ...że to są podstawy wystarczające do wyzwania - dziesięciokrotnie.

Riddle spojrzał na niego poważnie. (Nawet odrobinę nie wstrząsnął tym małym draniem).

- Jestem tego świadomy i gotowy, by ponieść konsekwencje.

(Nie było nawet cienia sztuczności w jego twarzy czy głosie, dokładnie to miał na myśli!)

Jasper poczuł falę niechętnego podziwu.

Po chwili Riddle kontynuował.

- Szanuję i nawet częściowo rozumiem twój idealizm, ale to nie może być wszystko. Nie jesteś aż tak naiwny i są to czasy wojny. Nie ma mowy, żeby została przyjęta do Aurorów na takim poziomie. Może zrobić więcej niż pokazała podczas walki w Hogsmeade, a nawet dostać Wybitny ze wszystkich istotnych SUM-ów, ale będzie poproszona o ponowne podejście później lub otrzyma stanowisko ściśle sekretarskie. - Chwila na oddech.

- Czy mógłbyś to wyjaśnić?

Bones powstrzymał się od głębokiego westchnienia.

- Czy naprawdę muszę to wyjaśniać, panie Riddle? Sam powiedziałeś, że to są czasy wojny. Ostatnie słowa mojego brata (..tego samego brata, którego opuścił by żyć własnym życiem..) były, abym chronił i opiekował się jego małą dziewczynką...

(Jego dumą i radością, tą dziewczynką, która dała mu jeszcze jeden powód do życia, po tym jak stracił wszystko - po raz drugi)

- Po wojnie będzie wystarczająco dużo czasu na szkolenia i / lub karierę.

Riddle wydawał się to zaakceptować, ale mimo, że Harry wydawał się czuć sympatię na jego opiekuńczość, ostre poczucie zdrady w jego oczach prawie zwaliło go z nóg.

Pamiętał, aż nazbyt dobrze, pierwszą rozmowę i sugestię aby ich przepędzić, że powinni sami stawić czoła Grindelwaldowi. To w porównaniu, musiało wydawać się Evansowi teraz zbyt okrutne i niesprawiedliwe.

Żałował tego.

(I część niego zadrżała na myśl że poprowadzi także ich do walki, byli tacy młodzi. Nieważnie jak bardzo doświadczeni okazali się w walce..

Nie wiedział, jak do tego doszło, a nawet kiedy, ale ci chłopcy mieli zarówno odruchy, doświadczenie i dojrzałość do dania sobie rady nawet w najgorszej walce. - Porównanie pierwszej bitwy w Hogsmeade i ostatniej było bardziej niż decydujące - żałował wyboru jakiego dokonał, ale nie miał zamiaru zaglądać darowanemu koniowi w zęby, przynajmniej nie teraz..)

Jednak był winien Evansowi wyjaśnienie.

- Panie Evans, panie Riddle, stanęliście do tej wojny dobrowolnie. Nie mogę nic z tym zrobić bez względu na moją opinię, Amelia jest mądrzejsza – zwykle. - Smutne spojrzenie. – I nie idzie na oślep w niebezpieczeństwo bez formalnego wykształcenia, za co mogę być tylko wdzięczny, wolę ją zachować przy życiu.

(Nie jestem pewien, czy wybaczyłbym któremukolwiek z was włączenie jej do walki...)

Evans pokiwał głową ze zrozumieniem, ale nie rozluźnił się.

Bones wewnętrznie westchnął.

- Czy kiedykolwiek słyszeliście o Janie Marii Potockim, któryś z was?

Nie niespodziewanie Riddle nie był wcale zaskoczony podczas gdy Harry spojrzał na niego tępo.

- Nie mogę powiedzieć, że słyszałem, kim był? – I jak to, do cholery, pasuje do aktualnej rozmowy? - Najprawdopodobniej pomyślał, ale Evans był wciąż dość uprzejmy i trzymał język za zębami.

- Jan Maria Potocki był polskim uczniem na piątym roku w Durmstrangu w 1939. Prymusem, potężnym, niektórzy mówią, że nawet na poziomie Pana. Protestował przeciwko inwazji na swój kraj i odmówił przyłączenia do armii Grindelwalda. Co więcej, zachęcał kolegów szkolnych, by także odmawiali i walczyli przeciw niemu.

Wziął oddech przed ciężką częścią...

- Grindelwald wyzwał go na pojedynek i zabił go klątwą gnicia żywcem... – Przerwał. – Miał piętnaście lat.

Evans i Riddle wymienili znaczące spojrzenia, Evans zamruczał coś zbyt cicho dla niego do uchwycenia a Riddle rzucił mu uśmieszek.

Następnie głos Evansa znowu stał się słyszalny.

- Wiedziałeś jednak o tym, prawda? To dlatego byłeś tak wkurzony na mnie. Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Mógł wychwycić najlżejsze echo zranienia.

Riddle'owi jakoś udało się zmienić uśmieszek w prośbę o cierpliwość.

- Wtedy to nie miało znaczenia, już nieodwołalnie narażaliśmy siebie, konfrontacja z Grindelwaldem była tylko kwestią czasu.

Obaj spojrzeli na niego, Harry ponuro..

- Amelia walczyła z nami i walczyła dobrze. Grindelwald obserwował całą sprawę, ona już jest odsłonięta. Unikanie trenowania jej w tym momencie, aby trzymać ją z dala od kłopotów, jest w najlepszym razie wątpliwe. - Nie musiał mówić, że w najgorszym zabójstwem.

- Rozważ to, sir. - Riddle powiedział swoim najbardziej skromnym głosem. - Nawet jeśli Panna Bones uniknie wszelkich możliwych konformacji z aktualnym Czarnym Panem, czy można powiedzieć to samo o przyszłości? Tylko do dwudziestu jeden lat można właściwie pracować z jej magią, nie więcej... A jeśli byś umarł?

Pytania padały na Jaspera bez litości.

- RIDDLE. - Ryknął i pozwolił swojej mocy wzrosnąć ponownie. Jakiejkolwiek retoryki drań używał, to była bezpośrednia groźba.

Riddle znowu pozostał niewzruszony, piękny i nieruchomy jak posąg boga.

- Co zrobisz, jeśli ja ją wyzwę? – Zapytał miękko.

Jasper poczuł się kompletnie chory. Mógł mu za to grozić, zniszczyć go na wszelkie możliwe sposoby, ale nie miał wątpliwości, że ten nędzny drań byłby w stanie skrzywdzić jego małą dziewczynkę, zanim zdążyłby go złapać.

- Tom! - Harry był niemal równie przerażony i wściekły jak sam Jasper i starał się fizycznie go powstrzymać.

Nie miało to wielkiego, raczej żadnego efektu. Riddle posłał mu groźne spojrzenie i kontynuował tym samym upiornym miękkim głosem.

- To nie miałoby wielkiej różnicy, czy by przyjęła wyzwanie, czy nie, prawda? Skończyłaby albo martwa, okaleczona na całe życie, albo - jeżeli by odmówiła - poniżona i emocjonalnie zniszczona, nigdy już nie trzymałaby głowy wysoko.

Jasper czuł smak żółci.

- Nie odważyłbyś się, całkowicie straciłbyś twarz, jeśli próbowałbyś pojedynkować się z dziewczyną.

Riddle spojrzał mu prosto w oczy. Nie był chełpliwy, nawet nie uśmiechał się chłodno. Był tak poważny jak grób i to właśnie wrażenie, zmroziło krew Jaspera.

- Ale tu nie chodzi o mnie, prawda? ...Ona może odmówić, ukrywając się za swoją płeć, ale co to spowoduje? Wie, że byłaby w stanie stanąć przeciw mnie, by przeciwstawić się każdemu, gdyby tylko była właściwie wyszkolona. Czy uważasz, że fakt, że to nie jest "właściwe" dla dziewczyny wyjdzie jej na dobre? Jak wielu przeciwnikom będzie ustępować, gdy zacznie teraz? Ona chce zostać Aurorem, a nie gospodynią!

Jakim demonem był ten człowiek? Wyciągnął jego najgłębsze, najskrytsze lęki bez wysiłku i bez wahania. Jasper nie mógł znieść słuchania tych słów.

- Rozumiem twój punkt widzenia, Riddle i rozważę to w odpowiednim czasie. - Próbował odzyskać swoją godność.

Riddle łaskawie skinął głową, najwyraźniej zadowolony, ale Evans, wyglądając na tak rozbitego, jak czuł się Jasper, zaoferował mu mały smutny uśmiech.

- Mogłaby być wielka, wiesz? Promieniem światła i bezkompromisowej sprawiedliwości w świecie, w którym obojga brakuje. Nawet w lepszym świecie byłoby żałosnym żartem, gdyby stała się kimś mniejszym. - Jego głos był pełen ciepła i szczerości.

Jasper rozważał każde słowo.

Jakby widział ją oczyma wyobraźni - dorosłą i stojącą na jego miejscu. Ta sama Amelia, którą uczył odróżniać dobro od zła, wpajając te zasady i zapewnienie, że sprawiedliwości stanie się zadość bez względu na wszystko...

Tak, widział jej blask, nawet w takim miejscu.

... Mimo tego całego ciepła, to nie były słowa młodego człowieka, który był zakochany: było w nich zbyt wiele grozy, a Harry był podróżnikiem w czasie...

Posłał Evansowi ostrzejsze spojrzenie..

Nie, to nie było przewidywaniem, ale rzeczywistą oceną!

Serce Jaspera zamarło na myśl, że jego mała Ami miała stawić czoła takiej przyszłości, podczas gdy jego umysł starał się znaleźć sposoby, aby upewnić się, że to nie nastąpi.

Riddle widział to spojrzenie i tym razem otwarcie się uśmiechnął.

- Cokolwiek możesz sobie wyobrazić, dla nas jest oczywiste, że to jest własnym najgorętszym życzeniem Panny Bones: aby być wyszkoloną w zakresie Wysokiej Magii przez ciebie, nawet jeśli jest nieśmiała i najwidoczniej zna swoje miejsce i za bardzo Ciebie szanuje, aby bezpośrednio o to zapytać... Z jakiego innego powodu umawiałaby się z Abbottem, czy Daviesem, jeśli nie ten? – Ostre spojrzenie.

Bones nie był pewien, że dobrze usłyszał.

- O co chodzi z Abbottem i Daviesem? To są dobrzy, grzeczni chłopcy, z porządnych Domów.

Riddle uniósł szyderczo brwi.

- ... Są daleko od jej poziomu: i mocy i umysłu nie wspominając o ich osobowości ciepłych kluch. Abbott może pochwalić się znakomitym rodem, ale raczej niczym więcej... Myślałem, że to tylko kwestia tradycyjnych zalotów, ale twój wykład o magii stawia to w zupełnie innym świetle, czy nie?

I nagle wszystko dla Jaspera przekręciło się o 180 stopni.

Cała rozmowa wyglądała teraz zupełnie inaczej, a zwłaszcza fakt, że klątwa Riddle'a miała faktycznie nie fizycznie ranić Amelię a po prostu uczynić ją romantycznie niedostępną dla innych mężczyzn.

Czuł się słabo.

Harry musiał dojść dokładnie do tego samego wniosku, bo wyglądał morderczo i wypuścił długi ciągły syk, zupełnie niezrozumiały we wszystkim, poza wściekłością.

Jasper zamrugał. Minęły dziesięciolecia, odkąd ostatnio słyszał wężomowę.

Riddle odpowiedział jednym wysyczanym słowem, wyglądając na raczej zadowolonego z wybuchu zazdrości swojego partnera mimo całej obojętnej maski.

Harry wciąż nie wyglądał na szczęśliwego, ale już nie na gotowego go zamordować.

To była jedna pozytywna rzecz w całym tym bałaganie. Miał teraz kolejny dowód, gdyby musiał z tymi dwoma walczyć w sądzie. Wałczyłby w każdy dostępny sposób, aby chronić dziecko swego serca.

Odzyskawszy równowagę Bones powstrzymał uśmieszek. Teraz znając jego cel wiedział jak sobie z chłopakiem poradzić. Miał zamiar nauczyć tego chamskiego, zbyt ambitnego, bardzo aroganckiego dzieciaka to i owo przed usadzeniem go na swoim miejscu.

Próbuje położyć ręce na jego małej dziewczynce? Po jego trupie.

- Nie wiedziałem, że jesteś aż takim tradycjonalistą, Riddle. - Powiedział niemal szczerze, ale ze skrywaną nutą sarkazmu.
- Jeszcze trochę i będziesz próbował naśladować założycieli!

Riddle odparł z pięknym, promiennym, ale równie fałszywym uśmiechem.

- Bynajmniej... Nigdy nie miałem jakiegokolwiek osobistego zainteresowania Panną Bones ani nigdy naprawdę nie rozważałem zbliżenia się do niej w żaden sposób, a tym bardziej by być z nią w związku. Po prostu spodziewałem się tolerować jej obecność. - Stwierdził to z rozbrajającą szczerością.

Bones sceptycznie uniósł brew.

- Naprawdę? Trudno mi w to uwierzyć, biorąc pod uwagę twoje rzeczywiste opinie o kobietach w ogóle i zdecydowaną poprawę twojej pozycji społecznej, jaką dałoby małżeństwo, a nawet nieformalny sojusz społeczny z nią. - Teraz była jego kolej na błyśnięcie fałszywym uśmiechem.

- ... Zwłaszcza pamiętając że spędziłeś zdecydowaną większość godziny broniąc jej praw przede mną.

To w końcu dotknęło Riddle'a.

- Mój status społeczny bynajmniej nie jest niższy od niej. Mój ród jest równie imponujący. - Okazało się, że niewielki przytyk o jego niższości bardzo uraził Riddle'a.

- ... Jeśli chodzi o obronę jej praw, sama myśl o kimś na jej poziomie - moim poziomie - wciąż pomijanym głęboko mnie obraża. - Ukazując prawdę w jego wściekłości.

Jasper bezlitośnie wykorzystał daną przewagę.

- To bardzo ciekawe - magicznie potężny czy nie - zważywszy, że jedyny dowód twego szlachetnego pochodzenia jest tylko z jednej strony i to zarówno ubogiej jak i znanej z szaleństwa rodziny. - Nie kładł osobiście dużego znaczenia na te sprawy, w porównaniu do własnej wartości danej osoby, ale z całą pewnością wiedział, jak skorzystać z nich, szczególnie w obronie swojej rodziny.

Riddle zupełnie zamarł, jak drapieżnik, blady jak śmierć z wściekłości, fiołkowe oczy błysnęły morderczo, a jednak po tej chwilowej wpadce, ani jedno nawet napięcie mięśni nie zdradziło jego prawdziwych emocji.

To nie było tchórzostwo, ale wyrachowanie.

Bones miał wrażenie, że w przeciwieństwie do innych, którzy musieliby zmusić się do użycia niewybaczalnych, dla Riddle'a było wręcz odwrotnie... Widział, jak potrzebował każdego skrawka swojej silnej woli, by nie przekląć go z zemsty; nie sprawić, by Jasper w konwulsjach krzyczał na podłodze, błagając o litość.

To było dezorientujące - i przerażające - ten zupełny brak normalnych granic... Ale mimo tego, Jasper naprawdę nigdy nie szanował Riddle'a bardziej niż w tej chwili!

Gdyby tylko umiał tak panować nad sobą i w innych sprawach...

Harry zaś wcale nie wyglądał na spokojnego, nawet nie udawał. Jego magia była jak wulkan przed wybuchem... Jednak nawet on, powstrzymał się od gorących obraźliwych protestów, które wyglądały na gotowe wyrwać się z jego ust i nie zabierał głosu aż do chwili później, kiedy miał swój gniew pod kontrolą.

- Uważam to za bardzo interesujące, że takie słowa wychodzą z twoich ust, sir. Wydaje się, że cały twój otwarty umysł i liberalne przekonania znikają, gdy wchodzą w grę sprawy rodzinne. Szkoda.

To była słowna wersja uderzenia, od jakiego Harry się powstrzymał a jednak zabolało znacznie bardziej niż jakikolwiek ból fizyczny.

- Evans.

- Wszystko w porządku, kochanie, nienawidzisz tego czy nie, Szef Aurorów przeważnie ma rację... - Wąski, całkowicie pozbawiony radości uśmiech posłał w jego kierunku.

Jakkolwiek mało prawdopodobnie, to właśnie teraz spokojny Riddle przyszedł mu na ratunek i gdy Bones próbował zrozumieć dlaczego, irytujący chłopiec kontynuował.

- Chociaż, chciałbym wiedzieć, którzy z tych, uważanych przez niego za lepszych ode mnie prawdziwie byliby w stanie konkurować. - Spojrzenie pełne wstrzymywanej dumy.

Evans na przykład. - Ale Jasper nie był tak szalony, aby rzucić to nazwisko... Byli już wystarczająco wściekli.

- ... Ale przecież to tylko teoria, nigdy nie zgłosiłem się do rywalizacji o rękę Panny Bones.

I szokując Jaspera przysiągł to w sposób niebudzący wątpliwości i używając bardzo dokładnych słów.

Bones był tym głęboko wstrząśnięty i w kropce... Riddle miałby teraz prawo wyzwać go za jego obelgi, gdy jednocześnie, będąc szczerym, jego własne były tak niepokojące prawdziwe, że jego honor nie pozwoliłby o nie walczyć.

- Czego chcesz, panie Riddle? - Zapytał, bardzo zmęczony.

Niby nieśmiałe spojrzenie i oficjalny ton były dla niego jedynymi ostrzeżeniami.

- Chcę, abyś ogłosił Pannę Amelię Bones swoją oficjalną następczynią podczas oficjalnej sesji Wizengamotu, uzasadniając to poziomem jej mocy z wnioskiem, aby potwierdzili to za pomocą testów. Ponieważ chodzi tylko o Twój Dom, nie będzie potrzebowała innej rekomendacji.

Jasper zakrztusił się powietrzem, gdy dotarł do niego pełny zakres szalonych, ogromnych ambicji Riddle'a i głód mocy. Było to jeszcze gorzej niż jego początkowe obawy, o wiele gorzej... Nie miał wątpliwości, że jego propozycja dla Amelii nie miała żadnego innego celu, niż ponowne wprowadzenie badania poziomu mocy bez alarmowania ani postępowej ani konserwatywnej części społeczeństwa...

Potem znalezienie sojusznika, który poleci jego lub Harry'ego, prawdopodobnie obu, byłoby po prostu dziecinnie proste, a jeśli do tego dojdzie - a dojdzie z pewnością - po klęsce Grindelwalda, połowa Wizengamotu ustawi się w kolejce, aby ich wspierać...

Jak starannie dobrze przemyślane! Jak całkowicie przebiegłe! Po jego trupie!

Pokonanie Grindelwalda w wieku osiemnastu lat, oraz uznanie za Pana i zostanie członkiem Wizengamotu przed dwudziestką. Co, do cholernych Założycieli, planuje po trzydziestce? Panowanie nad Światem!?

Evans nie było dużo lepszy, w końcu wiedział o tym, nic z tego nie było dla niego zaskoczeniem...

Ale zdaje się, że na zbyt długo zatonął w myślach, albo Riddle stał się niecierpliwy, bo zaczął mówić ponownie.

- No dalej, sir. - Jego głos był ciepły i zachęcający, jakby zdradzał mu sekret. - Na pewno sam już myślałeś o takiej możliwości... - Słodki, jakże słodki uśmiech.

- Dlaczego inaczej pozwoliłeś swojej siostrzenicy na poważne wiązanie się z Harrym: bez grosza, bez nazwiska, podróżnikiem w czasie?

Bones zaniemówił, rzeczywiście to zrobił...

...Ale branie czegoś pod uwagę a faktycznie doprowadzenie do tego to dwie całkiem różne sprawy; zwłaszcza, że musiał myśleć o siostrzeńcu.

(Ale nawet gdyby chciał tego w 100%, nadal obawiałby się pomagania im)

- Tom!- Harry brzmiał, jakby jego cierpliwość się wyczerpała i byłby gotowy fizycznie wyciągnąć Riddle'a z pokoju, by to zakończyć, ale Jasper chyba odkrył szczelinę w jego pancerzu, nareszcie mógł rozwiązać sprawy, nie sięgając do ostateczności. Jeszcze.

Harry nie zrozumiał o co mu chodziło z tradycjonalistą...

- Coś jest nie tak z panem Evansem? - Zapytał najbardziej zrzędliwym tonem.
- Pomijając jego orientację, jest naprawdę porządnym chłopcem.

Dostał dwa intensywne spojrzenia, jeden lekko zaskoczone i wdzięczne mimo podejrzliwości, a drugie wyłącznie podejrzliwe, ale Riddle niemniej jednak odpowiedział - nawet jeśli wiedział, że to pułapka.

- Nie ma nic nie w porządku z panem Evansem, per se. - Twarde spojrzenie wyzywające go, by zaprzeczył...

Jasper uśmiechnął się.

- Jednakże, nie może oferować żonie, ani nazwiska, ani majątku ani nawet żadnych pożytecznych znajomości ze szkoły, ani nawet swojej pełnej historii... Nic z tego, czego ci inni chłopcy nie mają aż nadto, a dałeś do zrozumienia ile te rzeczy dla ciebie znaczą.

Milczące oburzenie Evansa kryło obietnicę i Jasper ukrył głęboką satysfakcję z ukłonem potwierdzając.

- ... Ale żaden z nich nigdy by nie rozważał porzucenia swojego nazwisko na rzecz jej, zapewniając jej tytuł, jak na rozkaz królowej Wiktorii - i życzenie Lorda Xeniusa Fawley'a zezwalającego jego córce i w konsekwencji jakiejkolwiek innej jedynej córce z rodziny czarodziejów do dziedziczenia i kontynuowania linii. - Riddle gładko dopowiedział.

Jasper spodziewał się, że będzie mieć o tym bardzo ogólne pojęcie, ale dokładne podsumowanie 1850 niejasnych przepisów prawa (obojga światów) sprawiło, że zamrugał.

W porządku, Riddle rzeczywiście zasługuje na tę licencję Silverora!

Mimo to, taka intensywna staranność tylko podkreśliła niezmierzoną ambicję Riddle'a, nic innego... Martwa twarz Harry'ego i mocno wstrzymywana magia to potwierdzała.

Bones wcale nie współczuł mu, że tak gładko wpadł w jego pułapkę.

- Więc oferujesz rękę pana Evansa dla mojej siostrzenicy? - Zapytał niemal grzecznie, ale nie zachęcająco.


Cały pokój wydawał się zastygnąć, Harry który wcześniej otworzył usta - niewątpliwie by zaprzeczyć, że dobrowolnie zmieniłby swoje nazwisko - lub ją poślubił - teraz zbladł jeszcze bardziej, z kamienną twarzą patrząc przed siebie, jakby stał przed plutonem egzekucyjnym.

Riddle zapłaci za to boleśnie, ale sam to na siebie ściągnął.

Napięcie utrzymywało się jeszcze przez chwilę, stając się coraz bardziej nie do zniesienia, ale wówczas rozbiło je jedno ostre słowo Riddle'a.

- NIE. - W jego głosie była taka gwałtowność i przekonanie, że Jasper nie mógł mu nie wierzyć, nawet bez potwierdzającego to przyrzeczenia.

Dzieciak był zbyt ślizgoński by otwarcie pokazać ulgę, ale jego język ciała, choć wciąż dumny stał się znacznie mniej sztywny i bardziej naturalny, jego spojrzenie na Riddle'a zarówno lekko przepraszające i ciepłe.

Riddle odpowiedział spojrzeniem karcącym, ale z uśmieszkiem.

Następnie zwrócił się do Jaspera.

- Prawie rok temu Panna Bones doszła do pewnych, jeśli nie całkowicie błędnych to bardzo przedwczesnych wniosków i podjęła oparte na nich pochopne działania, praktycznie podając mi pana Evansa, jak rzecz. - Jego głos promieniował dezaprobatą do czegoś takiego.

- Nie ma żadnej nawet najmniejszej możliwości, bym kiedykolwiek rozważał postąpienie w ten sam sposób. - Podstawowe przesłanie była bardziej niż oczywiste: wolałby złamać każdą kość w ciele Amelii niż pozwolić jej na kolejną szansę ze swoim kochankiem.

- Rany, Tom, dzięki! - Harry brzmiał lekko i sarkastycznie, ale miał podejrzane zaczerwienienie na policzkach.

Jasper powinien być tym rozczarowany, jego pomysł zawiódł, Riddle i Evans byli bliżej niż kiedykolwiek, zamiast się poróżnić - jeśli nie całkiem rozstać - (...śmiertelnie niebezpieczne, gdyby sprawy źle poszły...) a jednak, choć nie całkiem zaskoczony wynikiem, nie mógł nie poczuć ulgi.

Przynajmniej Riddle nie był zimnokrwistym draniem, który przehandlowałby ukochanego w swoim dążeniu do władzy, to było coś!

Może, gdyby osiągnęli absolutny impas, obawiał się, że zaakceptuje ostatecznie jego oferowane rozliczenie. Fakt, że - jeszcze - nie pokonali Grindelwalda - i nie chodzili - jeszcze - w chwale na pewno pomagał.

Jednak wolałby uniknąć tego konkretnego burdelu jak długo mógł.


Mając to na uwadze, jedyną alternatywą dla niego był powrót do poprzedniego tematu i albo zakończenie spraw albo przeciągnięcie ich jak długo się da.

Szczegół, którym w rzeczywistości, - głęboko - go martwił w tym temacie, był więcej niż tylko czynnikiem.

- Tak więc, jeśli nie chcesz poślubić mojej siostrzenicy - ani zawiązać z nią sojuszu - inną możliwą opcją / wnioskiem jest, że chcesz doprowadzić do jej śmierci... Jaką mam gwarancję, że to nie nastąpi gdy Grindelwald wciąż nadal jest na wolności.

... Gdyby udało mu się uzyskać od nich wprost - z własnej woli - złożone przysięgi, że jej nie skrzywdzą, cała żmudna dyskusja będzie tego warta...

Zderzenie było nieuniknione, ale może nie nazbyt szalone i nieodwracalne.

Riddle zdołał wyglądać na zupełnie oszołomionego jego pytaniem, ale Evans groźnie i ostro interweniował, biorąc sprawy w swoje ręce.

- Mamy już ustalone, że nie spotka jej żadna krzywda. - Twarde, ostateczne stwierdzenie.
- Jeżeli, kiedykolwiek, będzie potrzebowała naszej ochrony otrzyma ją... - Harry był zmęczony, ale zdecydowany (i miał dość ich obu)

Tym razem jego spojrzenie w kierunku Riddle'a nie przewidywało żadnego kompromisu.

Riddle choć raz zareagował jak nastolatek, obrażaniem się i niecierpliwością, ale przewracając oczami pokiwał na zgodę.

- Naprawdę, Szefie, uważam, że przesadzasz. - Wyglądał czarująco. - ... To wcześniej było przenośnią, prezentowaniem sprawy, nic więcej... Mam na myśli, że nic złego nie spotka panny Bones i nawet jeśli Grindelwald byłby dla niej zagrożeniem - to będzie w grobie albo w więzieniu, na długo zanim się o tym dowiesz.

Niewinne spojrzenie.

- Chyba, że bałeś się innego czarodzieja o mocy Pana? - Zapytał łagodnie.

Jasper nie był co do tego przekonany - chociaż naprawdę wierzył, że Riddle nie miał zamiaru krzywdzić Ami - w tej chwili - ale jego nacisk, by trenował ją zadziałał. Nie mógł wiele zrobić na dwa dni przed bitwą (...i nie był tak naiwny, aby być całkowicie pewny, że to przetrwa...), ale miał kilku przyjaciół, jakim ufał i miał zamiar napisać do nich o tym. Do tego czasu Harry'ego oferta obrony i Riddle'a braku wrogości musiały wystarczyć.

Wtedy ostatni przebiegły komentarz Riddle'a dotarł do niego i Bones zamrugał w zupełnej dezorientacji.

Kolejny czarodziej o mocy Pana?

Jedynymi innymi czarodziejami na poziomie Pana w Brytanii byli Evans i Dumbledore!

Czy on poważnie sugerował, że uważał Albusa za zagrożenie?

Sugestia Riddle'a była więcej niż szokująca - bo skierowana przeciwko zastępcy dyrektora jego szkoły - ale mimo że chciałby go wyśmiać za zniżenie się do tego poziomu, może jednak nie było to w stu procentach złośliwe lub całkowicie nieuzasadnione.

(Te paskudne bezpodstawne pogłoski o morderstwie dziedzica Diggory'ego były nadal w obiegu, w końcu dotarły nawet do niego - Albus nie powiedział wiele ani bezpośrednio nie oskarżał, - po prostu zapytał go, czy wie, co zrobił. Niestety, z powodu prawie emerytury drugiego czarodzieja i zupełnej tajności operacji, Bones nie miał prawa z nim o tym rozmawiać)

... A - jeżeli Jasper miał być z sobą szczery - jednym z powodów dlaczego nigdy nie poprosił swojego starego przyjaciela, aby osobiście trenował jego siostrzenicę - do tej pory - było niewątpliwie jego zaniepokojenie silnym zainteresowaniem Albusa mocą bardzo konkretnego ucznia, a nie tylko jego zachowaniem.

(Może powinien przetrawić to później i napisać do Etiena de Bois, w Lyonie - tam będzie bezpieczniejsza - nie, lepiej wysłać tam całą rodzinę nie tylko ją)

To był naprawdę niepokojący problem...

Albus skarżył się jemu i Solowi na Riddle'a już od lat, ale aby pozwolił uczniowi się o tym dowiedzieć?

To po prostu prosiło się o kłopoty.


Szczerze wierzył, że jego przyjaciel po prostu wtedy przesadzał, jak to miał w zwyczaju (zwłaszcza, że nigdy nie dał im konkretnej podstawy oskarżenia), ale - nawet kiedy sam stawił czoła pełnemu niebezpiecznemu potencjałowi Riddle'a - nie uważał, że Albus załatwił to właściwie - w końcu był podobno nauczycielem.

Miał niebezpiecznie inteligentne, magicznie silne, bardzo niebezpieczne dziecko i wypuścił go bez jakichkolwiek wskazówek, ponieważ Riddle nie poprosił o to, samego i walczyłby z nim, gdyby miał okazję... Pozostawiony do samodzielnego zdobywania wiedzy, nie miał solidnych podstaw etycznych i oczywiście za dużo wolnego czasu...

To nie był sposób, by wychować dziecko, tyle i Jasper wiedział.

Nic dziwnego, że obecnie mieli ten bałagan.

Albus jednak nie był tutaj jedynym winnym. Sol i on sam powinni bardziej nalegać, zbadać sprawę i wprowadzić dziecko wcześniej, może już na drugim roku, a może zabierając go całkiem z mugolskiego świata...

Może wtedy mieliby jakąś szansę poradzenia sobie z tym w normalny sposób.

Jasper znowu westchnął. Nie było sensu płakać nad rozlanym mlekiem.


Rozwiał te myśli z suchym kaszlem... Miał znacznie bardziej nieuchronne problemy do rozwiązania niż to.

- Chcę ci wierzyć, panie Riddle, ale w kwestiach bezpieczeństwa rodziny same słowa nigdy nie są wystarczające.- Wyłożył oschle, wyzywając Riddle'a i wymagając czegoś więcej niż jedynie gwarancji.

Od Evansa mógłby to zaakceptować, ale nie Riddle'a.

Riddle zmarszczył się na chwilę rozważając to, po czym powoli skinął głową.

- Bardzo dobrze, Szefie.
- Jeżeli Panna Bones pierwsza bezpośrednio nie zaatakuje mnie - z wrogą intencją - zawsze będzie całkowicie bezpieczna ode mnie - ale nawet wtedy szczerze nie mogę zagwarantować jej pełnego bezpieczeństwa... Masz moje słowo. - Potwierdził to wszystko odrobiną mocy.

To nie była Czarodziejska Przysięga, tym bardziej Wieczysta, ale niemniej ważna.

Potem uśmiechnął się złośliwie.

- Ale, jeśli kiedykolwiek poprosi o moją opieką, oczywiście ją zapewnię.

To już był inny poziom ochrony - i również wielka ulga dla niego (chociaż znając Ami wolałaby umrzeć, niż prosić Riddle'a o obronę) zamierzony jako dokuczanie Evansowi i groźba / ostrzeżenia zmieszane z uznaniem dla niego, ale Jasper wiedział, że oficjalne przyrzeczenie nieagresji było najlepszym co mógł dostać, więc je przyjął.

- Trzymam cię za słowo.

Na to Riddle uśmiechnął się złośliwie.

- Ale nigdy nie powiedziałem, że jestem przeciwny sojuszowi z nią - lub Domem Bones – w końcu nie wszystkie takie sojusze wymagają potwierdzenia przez małżeństwo.

Jasper zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć pierwszego co mu przyszło do głowy.

- To prawda, - przyznał z wahaniem, - ale...

Riddle uśmiechnął się ciepło i pełen zrozumienia. Bones ugryzł złośliwie tą swoją miękką, idealistyczną część, która miała nadzieję, że to było prawdziwe.

- ... Ale to jeszcze długa droga do dnia, w którym zdobędę twoje zaufanie na tyle, aby rzeczywiście doszło do zawarcia takiego sojuszu. - Dokończył za niego uprzejmie.

Jasper nie mógł uwierzyć, że udało mu się zamknąć to w taki sposób...

Do czasu zanim nie rozprawią się z Grindelwaldem nie obchodziło go, czy Riddle naprawdę ma to na myśli, czy planuje jego zabójstwo.

I tak nie byłby w stanie nadążyć za jego szalonymi knowaniami.

- To może trwać lata, - ostrzegł, w połowie prawdziwie, - ale porozmawiamy po walce.

Część niego czuła się trochę źle z powodu oszustwa - to było plamą na jego honorze, nieważne jak małą - ale, jak zapewnił siebie z przelotnym spojrzeniem na ich ręce i ich różne inne małe glamour miał im w zamian coś naprawdę wartościowego do zaoferowania.

Riddle uśmiechnął się i bardzo uprzejmie skinął głową - najbardziej słusznie zakładając, że będzie miał przewagę w odpowiednim czasie... (na podstawie tego co rzeczywiście wiedział)

- Bardzo dobrze, sir, zatem po walce. - Podał mu rękę w magiczny sposób zatwierdzając umowę.

Jasper uścisnął ją mocno, cały czas mając nadzieję, że rzeczywiście znajdą sposób, aby to zadziałało. Ale podczas gdy Evans także podał mu swoją dłoń, jego brwi były zmarszczone, a oczy pociemniały ostrzeżeniem i pewną podejrzliwością.

Dzieciak znał go na tyle, aby wyczuć, że poddał się nieco zbyt łatwo.

Niemniej jednak dawał mu szansę...

Jednak Evans nie był jedynym, z pewnymi podejrzeniami...

Nawet kiedy - bardzo elegancko – ustąpił mu w drzwiach Riddle wymamrotał coś o Lady Dorei i przystąpił do – niewerbalnego i bezróżdżkowego - naprawiania szkód, jakie Bones wywołał. Dawał mu coś do zrozumienia i nie chodziło o jego zachowanie.

Jasper westchnął na taki pokaz a Evans wzniósł oczy na dramatyzm swojego partnera i przystąpił do otwarcia drzwi - ale jego wesołość zgasła, kiedy stanął twarzą w twarz z Amelią, który wciąż tam czuwała, zapewniając im spokój.

- Witaj Amelio, przepraszam że czekałaś tak długo. - Jego głos brzmiał prawdziwie ciepło, ale niezręcznie.

- W porządku, Harry, - Brzmiała jeszcze bardziej niezręcznie, choć równie ciepło i z najlżejszą nutą smutku.

-... Ale były pytania i prośby o waszą obecność...

... To było głównie dla niego.

Całkiem zabawnie, Riddle od razu się tam pojawił, zaborczo oplatając ramiona Harry'ego.

- Panno Bones. - Był pełen formalnej uprzejmości, mimo że jej przerwał.

- Panie Riddle. - Amelia odparła tak samo, choć znacznie mniej chłodno niż wcześniej i to nie z powodu jej doskonałych manier.

Ale to wyraz jej twarzy był naprawdę alarmujący: zupełne odraza zmieszana z wdzięcznością i odrobiną podziwu. Jasper naprawdę miał nadzieję, że na tym poprzestanie. Że jego siostrzenica zamierza pozostać silna, a nie nagle zacząć podziwiać Riddle'a.

Jednak miał swoją zemstę.

Chłopakowi nie spodobał się ten pokaz dominacji i po długim, ale ledwo słyszalnym syku wyśliznął się z uścisku i oferując miękkie:

- Wybacz mi, - szybko wyminął Amelię, z godnością oddalając się.

Riddle zamarł na chwilę, także oferując uprzejme słowa, a następnie zdecydowanie za nim pobiegł, jednocześnie udając, że wcale tak nie było.

Oj boleśnie za to wszystko zapłaci!

Ale nawet to nie dało Jasperowi nic więcej niż ulotne rozbawienie.

Amelia nadal stała, częściowo blokując drzwi i patrząc na niego zdradzonym, cierpiącym wzrokiem.