Rozdział 1: Z powrotem w 1945 roku

Punkt widzenia Toma.

Tom Marvolo Riddle zamknął piąty grimuar, sycząc ze frustracji; jeżeli nie znalazł nic odpowiedniego, do tej pory, wątpił by znalazł to w tej księdze. Próbował całkowicie oczyścić umysł, ale jego myśli pozostawały rozproszone.

Coś było bardzo nie w porządku z Harrym.

Niestety, nie chodziło tylko o jego nienaturalną, skrajną, nawet jak na gryfona, lekkomyślność. Zaczęło się od drobiazgów, wyglądało na nic więcej, niż spodziewana depresja, wskutek powodzenia jego planu. Ale, gdy mijały miesiące, objawy na chwilę zniknęły, by objawić się znowu, silniej niż do tej pory...

A Harry, głupiec, nie przyjmował, że ma problem a przez to nie pozwalał sobie pomóc. Nie, idiota zachowywał się jakby wszystko było w porządku a sam Tom był dwa razy większym głupcem dając się na to nabrać, zbyt bliski problemowi, by być bezstronny. Został zmuszony do zachowania pewnego, niechcianego, dystansu między nimi, by ostatecznie zrozumieć wszystkie konsekwencje i rozpaczliwie potrzebował go więcej, jeżeli miał zrobić coś, by go ocalić.

Nie było, co do tego, wątpliwości. Nie zrobił tego wszystkiego, by stracić Harry'ego, teraz, kiedy miał go tutaj, gdzie go sobie wymarzył... Jego ręce drżały, zmusił je by przestały, kręcąc różdżką, dopóki się nie uspokoił. Wciąż płonął, chciał zniszczyć ten pokój, może cały zamek. Nie, tak nie może zrobić. Nie potrzebował, by jego współlokator dowiedział się o jego rosnącym zdenerwowaniu.

Jego współlokator, Tom uśmiechnął się ponuro; potrzebował rozproszenia...

Może, gdyby się zajął drugim problemem?

Półtora roku temu, w rzadkim akcie impulsywności, złapał Hermionę Granger, w ostatniej chwili, przed powrotem w przeszłość. Zrobił to, licząc, że ona pomoże Harry'emu utrzymać spokój; a nawet gdyby zginęła w czasie podróży, Harry doceni to, że próbował.

Granger na pewno spełniła jego oczekiwania, sama jej obecność powstrzymała natychmiastowy atak szału, a kilka rozsądnych gróźb pod jej adresem ograniczyło wybuch do minimum... (Dwa tygodnie nieprzytomności nie było wysoką ceną za zatrzymanie Harry'ego, spodziewał się, co najmniej tego).

Co więcej, gdy minął jej pierwszy szok, pomogła przyjacielowi pogodzić się z tym, co się stało i asystowała mu w pomocy Harry'emu w przystosowaniu się do życia, z nutą spokoju, a nawet zadowolenia. Tom mógł przed sobą przyznać, że czuł za to ślad wdzięczności do szlamy. Nie, żeby inni z małych przyjaciół Harry'ego nie mogli spisać się równie dobrze, ale Granger mógł tolerować, przynajmniej przez większość czasu.

Salazarze!

Sama myśl, że musiałby znosić tego rudego idiotę albo postrzeloną blondynkę przyprawiała o dreszcze, ale, mówiąc szczerze, ich byłoby łatwiej kontrolować. Granger, przez ten czas spędzony tutaj, wprawiła się szybko i skutecznie, jak krukonka, w swych wysiłkach.

Przystosowała się do okoliczności przez czytanie wszystkiego, co jej wpadło w ręce, ale tym razem żadna księga nie była dla niej zbyt ciemna i nie minęło wiele czasu, gdy została drugą najlepszą uczennicą w szkole, tuż za nim, tak blisko, że sam musiał się jeszcze więcej uczyć by utrzymać pierwszą pozycję.

Już to było irytujące, ale to nie główny powód, że jej nie znosił.

Nie, problemem było, że nie dawała się tak łatwo zbyć jak tamci idioci. Szlama, nie - nie szlama, jej zdolności wyniosły ją powyżej tego statusu. Mugolak, to było bardziej odpowiednie, nie była osobą, której można było pozwolić wieść jej małe nic nieznaczące życie, nie będąc przeszkodą w jego planach.

Nie, Harry miał rację, niech go..., przerażający intelekt Granger był prawie porównywalny z jego... i mimo, że nie była tak silna i nie znała go za dobrze, jak znał go Harry ( w końcu nie była mu równa), nie była kimś, kogo mógł zostawić bez nadzoru, ani narzędziem, na którego stratę mógłby sobie pozwolić. Jednak, nie mógł też jej użyć, jeśli jej przywiązanie dotyczyło tylko Harry'ego. Mógłby pozwolić jej przeżyć, tylko gdyby jemu była równie oddana, co teraz było niemożliwe... Chyba, że zrobiłby coś drastycznego...

Skoro wyeliminowanie problemu nie było wykonalne miał tylko jedno wyjście. Mimo, że logika jego planu była niepodważalna, był on raczej niesmaczny i czuł się z nim niezbyt dobrze. Więc odkładał, nietypowo niechętnie swoje długofalowe plany, do początku semestru, kiedy zmusił się do dyskretnego adorowania jej. Bez większego efektu. Ponieważ, mimo, że Hermiona Jean Granger uważała go za atrakcyjnego, bardziej dokładnie, jego ciało i intelekt, odczuwała też zdrową dozę strachu przed nim i odrzuciła go.

Nie zniechęciło go to na długo. Dawno temu, gdy go spoliczkowała, przysiągł sobie, że sprawi, że będzie jeść mu z ręki. Nie musiał jej ranić, by wygrać. Parę zdań i wystarczająco materiałów do nauki miało zapewnić jej zdezorientowanie, użyteczność i posłuszeństwo. Wtedy zagrożenie, że miałaby wpływ na nastawienie Harry'ego przeciw niemu byłoby zażegnane... i oczywiście główna jej wada, zabieranie tyle czasu i uwagi Harry'ego... Tak, Tom był aż tak zaborczy i w najmniejszym stopniu mu to nie przeszkadzało.

Jedynym powodem do pośpiechu, było, że powinien umocnić swoją pozycję przed końcem roku szkolnego, inaczej było ryzyko, że mogłaby uciec i zacząć rozmawiać z niewłaściwymi osobami.

Szczęśliwie nie Dumbledorem, to że jego przyszłe ja rzuciło morderczą klątwę na jej najlepszego przyjaciela, załatwiło ten problem.

Tom zwlekał, bo nie chciał się z nią żenić i wiązać się w żaden sposób. Nie, że Hermiona nie była piękna, ani, że nie chciał by z własnej woli poddała się jego mocy, nawet nie to, że nie cieszyłyby go ich intelektualne dysputy, jakie by prowadzili. Ale nie chciał być zmuszony do noszenia maski także w życiu prywatnym, czy powstrzymywać się, w ostatnich latach stał się niepohamowany. Nie miało znaczenia, czy to Hermiona, czy ktokolwiek inny, ludzie nie potrafili unieść całej jego osobowości. Tylko jedna osoba mogła, a Harry nie wchodził w grę.

Tak było lepiej dla niego.

Wszystko w Hermionie pasowało do jego długofalowych planów. Co do krótkich... Tom uśmiechnął się zwodniczo. To najlepszy sposób zemsty na wszystkich czystokrwistych, który śmieli się nad niego wywyższać, i zamienili w piekło jego pierwszy rok w Hogwarcie. Bardziej okrutne niż pozwolenie im na poniżanie się przed nim, było wyniesienie szlamy ponad nimi. Nikt nie ośmieliłby się słowem zaprotestować. Nawet Walburga... bezczelna kobieta! Żeby składać mu propozycję, jakby robiła mu łaskę? To zrani ją bardziej niż Crucio.

Dźwięk lekkich kroków oznaczał, że zbliżała się prefekt. Tom pochylił się nad grubą księgą, niech się zastanawia.

- Tom?

Słysząc jej miękki głos w końcu uniósł głowę, udając zdezorientowanego.

- Hermiona. - Zwrócił się do niej, i zaznaczywszy stronę w księdze, zwinnie wstał. - W czym mogę ci pomóc? - zapytał obojętnie, ale nie chłodno.

Wreszcie spojrzał na nią. Wybrał dobrze. Delikatna kaszmirowa suknia podkreślała jej kształty nie będąc obcisłą, lub zbyt konserwatywną, a burgundowy kolor dodawał blasku jej skórze. Nawet jej fryzura, choć nie całkiem poskromiona, była elegancka. Podsumowując, dobrze pasowała do jego wyglądu. Razem będą najbardziej pożądaną parą tej nocy.

Hermiona intensywnie się zarumieniła pod jego intensywnym spojrzeniem, chociaż poza szybkim rzutem oka, trzymał spojrzenie z szacunkiem na jej twarzy. Dobrze, to już nie będzie długo trwało.

- Wybacz, - powiedziała w końcu, - ale zaoferowałeś mi towarzystwo na przyjęciu u profesora Slughorna, a już jest ósma. Jeśli zmieniłeś zdanie, nie będę nalegać. - Dokończyła dumnie.

Doskonale zdawał sobie sprawę z godziny, dziękuję bardzo, za pięć minut sam miał po nią iść, ale wolał, żeby to ona przyszła do niego.

- Nie ma takiej potrzeby. - Odparł krótko. - Przyjęcia u Slughorna są raczej męczące i zdecydowanie wolałbym skończyć moją książkę, ale jest zbyt użyteczny, by go porzucać, zwłaszcza, dziś wieczorem.

Hermiona znała go zbyt dobrze, by uwierzyć w jego piękne słówka, dlatego zawsze dorzucał trochę gorzkiej prawdy, by uśpić ją fałszywym poczuciem bezpieczeństwa. Tym razem też to zadziałało, spuściła smutno oczy. Haczyk, żyłka i spławik... Wzruszył ramionami.

- Wiesz, jak łatwo się nudzę, przynajmniej wolę twoje towarzystwo niż tych bezwolnych idiotów.

Jej twarz rozjaśniła się, na ten zawoalowany komplement, Tom uśmiechnął się w duszy. Czas wykończyć... bez ostrzeżenia wyczarował delikatną gardenię, dobrze wiedząc jak jest przerażona i podniecona jego bezróżdżkową i niewerbalną magią.

- Mogę? - zapytał celowo niskim głosem.

Hermiona, skinęła niezręcznie na zgodę, zbyt spięta, by się odezwać. Nie spiesząc się przypiął kwiat, wystarczająco by to zauważyła, ale nie na tyle, by mogła oskarżyć go o zbytnią swobodę. To wystarczyło. Jej oddech był urywany, a oczy rozszerzone tak, że mleczna czekolada zmieniła się w gorzką.

Nareszcie! Jeżeli dobrze to rozegra, będzie ją miał, jeszcze dziś.


Punkt widzenia Hermiony.

Hermiona czuła, jakby jej serce miało wyrwać się z piersi i nienawidziła się za to. Próbowała zwolnić oddech, by nie okazać, jak bardzo na nią działa, ale było za późno. Widziała lekki uśmieszek na jego ustach i spojrzenie. Drań!

- Idziemy, moja droga? - oferował jej ramię.

- Tak, mój Panie. - Widziała jak jego twarz rozjaśnia się i jej żołądek opadł, bo dała mu tak wiele. Przyjęła jego ramię, przeklinając siebie, całą drogę w dół schodów.

Dlaczego, do cholery, to zrobiła? Ponieważ, powiedział jej wewnętrzny głos, jego uśmiech przez chwilę był prawdziwy, nieudawany i zrozumiała, że chce sprawić mu przyjemność.

W końcu, technicznie biorąc, był Panem. Tylko trzy osoby w tym zamku, a pewnie w całej Anglii miały taką moc: Dumbledore, któremu, niech będzie przeklęty, już nigdy nie okaże tego szacunku, Tom i Harry. Wciąż czuła się dziwnie, myśląc tak o swoim najlepszym przyjacielu.

Ale to nie było odpowiedzią na pytanie: dlaczego to właśnie Tom, ze wszystkich ludzi, musiał tak na nią działać?

Nie, żeby nie wiedziała jak bardzo był niebezpieczny, zanim tu wylądowali. Ale, od kiedy wylądowała w tym czasie, prawie wcale jej nie obrażał. Co więcej, wiele, wiele razy Tom celowo jej bronił. Wbrew sobie zaczęła mu ufać.

Zauroczenie było naturalnie następnym krokiem. Nie chodziło o jego klasyczną urodę, czy niesamowity styl bycia, które sprawiały, że nie mogła oderwać od niego wzroku, kiedy wchodził do pokoju. Nie, to jego umysł ją zachwycał. Jego pomysły w teorii magii były hipnotyzujące. Hermiona odkryła, że więcej uczy się w czasie jednej rozmowy z nim, niż w szkole przez cały rok.

Nawet jego idee polityczne nie były takie złe, podejrzewała, że zostały bardzo wygładzone dzięki jego związkowi z Harrym, ale nie było w tym nic złego i zaczęła rozumieć punkt widzenia swojego przyjaciela. Tom zdecydowanie miał zostać w przyszłości Lordem, ale Voldemortem? Nie, do cholery.

Gdyby tylko mogła przejrzeć jego prywatny zbiór ksiąg...

- Tom? - spytała delikatnie, zdając sobie sprawę, że milczała prawie pięć minut i zostawili za sobą gryfońską część zamku. Tom źle znosił bycie ignorowanym.

- Tak, Hermiono. - Odpowiedział wesoło, wyraźnie rozbawiony.

Przez chwilę Hermiona była oszołomiona, potem zrozumiała, ten drań prawdopodobnie ją legilimentował. Był do tego zdolny. Zazgrzytała zębami i zadała pytanie.

- Ta księga, którą byłeś tak zajęty, o czym była?

- „Dziwne Krwawe Rytuały" Janosza Loxley.

Hermiona natychmiast zapomniała o gniewie.

- Naprawdę! Czytałam recenzje tej księgi, gdzie ją znalazłeś?

Teraz Tom był faktycznie rozbawiony, bez nuty wyższości.

- W Czarnej Bibliotece, mogę ci ją później pożyczyć, jeżeli chcesz.

- Zrobisz to dla mnie?

- Czemu nie? To nie tak, że jej nie docenisz, albo zaczniesz wykład o Jasności, jak robiłaś wcześniej. - Mrugnął do niej. - W końcu jestem ci coś winien...

Hermiona poczuła ciepło, ale wiedziała, że lepiej być uważnym przy Tomie, szczególnie, gdy jest wielkoduszny.

- Dlaczego?

Wszelkie ślady rozbawienia zniknęły z jego twarzy. Był poważny jak grób.

- Jestem ci to winien, za zrobienie tej sugestii. Harry nigdy by jej nie przyjął ode mnie.

Teraz Hermiona była poważna.

- Nie zrobiłam tego dla ciebie, Tom. - Powiedziała miękko. - Nawet jeśli nie wystąpi przeciw tobie, będzie przeciw innym, bo nie przyjmuje czarno-białej wizji świata. On sprawił, że Harry...

Nie zdołała dokończyć zdania. Tom położył palce na jej wargach i schylił głowę, by wyszeptać do jej ucha, gest zarówno delikatny jak niepokojąco intymny.

- Później, tu są portrety.

Hermiona skinęła potakująco, zarumieniona od jego bliskości. Tom zaśmiał się na jej reakcję, ciepłym i dziwnie zmysłowym śmiechem.

Hermiona poczuła, że się rozluźnia.

Ruszyli dalej, i po ledwie pięciu krokach Tom powiedział, zwykłym tonem.

- Wiesz Hermiono, mógłbym ci przynieść więcej ksiąg Loxleya później, wieczorem, razem z gorącą kawą.

Hermiona, nie myśląc, zgodziła się. - Bardzo chętnie.

Dotarli do biura Slughorna i Tom elegancko otworzył jej drzwi. Ale cały dobry nastrój tego wieczora rozpłynął się jak mgła, gdy usłyszała jego gniewny, niski syk.

- Co, do cholery, ona tu robi?

Hermiona ostrożnie rozejrzała się, by sprawdzić, co tak zdenerwowało Toma i musiała mrugnąć. Harry, choć raz, był przed nimi a co więcej, niewiarygodne, towarzyszyła mu Minerva McGonagall. Poczuła, jak otwiera usta, takiej pary, na pewno się nie spodziewała zobaczyć, ale jej reakcja była niczym, w porównaniu do Toma, Hermiona poczuła, jak uginają się pod nią nogi, wyglądał, jakby był gotów wymordować wszystkich w pokoju.

Błyskawicznie, mordercza mina zniknęła, jakby się nie pojawiła. W ciszy, Tom odsunął jej krzesło i usiadł obok niej po drugiej stronie Harry'ego. Czuła się źle przez chłodne powitanie, które ten skierował i do niej, ale było to spodziewane, ich kłótnia miała miejsce ledwie kilka godzin wcześniej.

Z niezwykłą samokontrolą Tom przywitał grzecznie wszystkich, wyglądając elegancko i spokojnie, podczas gdy Slughorn rozpływał się nad nim i Harrym, jako gościach honorowych, i nawet prowadził jakieś nieznaczące rozmowy, zanim uwaga wszystkich nie przeniosła się gdzie indziej. Wtedy, dopiero wtedy zaczął syczeć nisko i wściekle.

Hermiona próbowała opanować przerażenie obejmujące jej ciało, ale to było trudne, nigdy nie była go całkiem pozbawiona w towarzystwie Toma, ale w takich chwilach przypominała sobie z całkowitą ostrością, że jedynym, co powstrzymywało Toma, charyzmatycznego, błyskotliwego Toma od wybrania drogi szaleńca, który zabił miliony, była przyjaźń zawsze poświęcającego się nastolatka.

I chociaż, po wszystkim co się stało, zaczęła wierzyć, że Tom naprawdę nigdy nie miał zostać Voldemortem, była wielka przepaść, pomiędzy: "nie-Voldemortem" a materiałem na chłopaka. Tom nigdy nie podniósł na nią ręki i zawsze był kulturalny, ale zawsze był osobą gwałtowną, nie można było temu zaprzeczyć. Czy naprawdę mogła oddać mu serce, mając tylko nadzieję, że jej nie skrzywdzi?

Powstrzymując westchnienie wróciła uwagą do chłopców. Harry syczał w odpowiedzi i chociaż nauczył się utrzymywać na twarzy maskę bez wyrazu, nie dotyczyło to jego oczu. Obaj byli wściekli, ich magia zderzała się i Hermiona zastanawiała się, dlaczego nikt tego nie zauważył? Moc, jaką uwalniali, wykraczała poza skalę.

Oczy Minervy były zdekoncentrowane; po bliższym spojrzeniu, oczy wszystkich, oprócz Zeviego były zdekoncentrowane, gdy na nich patrzyli. Hermiona rozluźniła się, to tylko zmodyfikowane "nie widzisz mnie". Jednak kłótnia trwała długo i jak zwykle Tom i Harry byli kompletnie skoncentrowani na sobie.

Nagle Hermiona, strasznie zatęskniła za Ronem. Jakiekolwiek były wady rudzielca, nigdy nie wątpiła, że kochał ją i pragnął jej całym sercem. Patrząc teraz na Toma z Harrym wątpiła, że miłość miała być częścią związku, jaki mogłaby z nim mieć, przynajmniej nie miłość do niej.

Ale Harry nigdy jej nie skłamał prosto w twarz i jeżeli mówił, że on i Tom nie są kochankami, że uważał Toma za rodzinę, w sposób, w jaki nigdy nawet nie marzył, że mogą być dla niego Dursleyowie, Hermiona mu wierzyła. Ale wciąż, było wiele "ale" w tym równaniu i to ją powstrzymywało. Nigdy nie poddała się Tomowi, ale też nigdy nie żądała, aby zostawił ją w spokoju.

Wreszcie, kłótnia się skończyła. Profesor Slughorn i większość jego gości zamrugała, a Tom patrzył na nią. Miał wzburzoną twarz, ale kiedy spotkał jej wzrok rozluźnił się. Hermiona mówiła sobie, że to nic nie znaczy, ale jej głupie serce nie wierzyło w to.

Tom pocałował lekko jej palce i próbowała się nie rozpłynąć. Nikt nigdy jej tak nie traktował, nawet Viktor. Ale Tom znów się nachmurzył, celowo nie patrząc na śmiejących się cicho Harry'ego i Minervę.

Hermiona ścisnęła dłoń, która wciąż trzymała jej.

- To tylko Minerva, Tom, co złego może się stać?

Tom rzucił jej ostre oceniające spojrzenie, takie, że chciałaby ukryć się pod stołem. Wciąż jednak trzymała się.

- Doprawdy Hermiono, to tylko Minerva. - Naśladował ją, głosem miękkim i aksamitnym, z kpiną. - A czy słowa "asystentka Dumbledore'a" coś ci mówią?

Te fiołkowe oczy, które mogłyby zawstydzić Elizabeth Taylor, obiecywały śmierć, jeśli ośmieli się mu przeciwstawić. Jednak, Hermiona nie bez powodu była gryfonem, i w końcu, mimo wszystkich gróźb, Tom nie skrzywdził jej, ani razu.

- Minerva nie jest bezużyteczna i ma otwarty umysł. Jeżeli Harry zechce, może zmienić jej poglądy i przekonać do przyłączenia do nas. - Zniżyła głos jeszcze bardziej. - Tak jak ty zrobiłeś to ze mną.

- Może. - Tom w końcu przyznał, ale nie oszukał jej.

Tom nie miał zamiaru się z nią zgodzić, wcale nie wierzył jej sztuczkom. Starał się ją pocieszyć, ale jego gniew wciąż gotował się wewnątrz na alarmującym poziomie. Zastanawiała się, że ściśniętym sercem, czy ten gniew miał cokolwiek wspólnego z asystenturą Minervy.


Punkt widzenia Harry'ego

Jak Tom mógł go tak odprawić? Harry był wkurzony.

Nie rozmawiał z nim od ostatniej kłótni, po bitwie, a teraz zrobił to tylko, by znów na niego nawrzeszczeć. To nie tak, że nie miał powodu być na niego wściekłym, ale co w imię Salazara, dawało mu prawo mówienia mu, z kim ma się umawiać, albo nawet z kim przebywać, Harry nie potrafił sobie wyobrazić, skoro przecież, ostatnio, Tom sam ledwo miał czas dla Harry'ego, raz na jakiś czas.

Harry szybko przypomniał sobie ich rozmowę.

{- Wracasz do gryfońskich korzeni, Bohaterze? Stać cię na coś lepszego. - Tom mówił z kalkulowaną obojętnością, ale było słychać ostry ton.

Harry denerwował się i instynktownie bronił swojej ex-profesor.

- Zostaw Minervę w spokoju, Tom, mówię poważnie.

Tom skrzywił się i złagodził ton, tak że mówił z udawaną słodyczą znamionującą gniew.

- Och, więc teraz to Minerva, zapomniałeś, kim ona jest?

- Jest tylko młodą kobietą, w naszym wieku, Tom. - Harry próbował go uspokoić.

Najwyraźniej, nie dało to efektu, bo głos Toma stał się ostry jak brzytwa.

- Jest asystentką Dumbledore'a.

- I co? - Rozmowa zaczęła działać Harry'emu na nerwy.

- Albo jesteś głupcem, albo zdecydowałeś się przejść na jego stronę. - Głos Toma był wyprany z emocji, nawet najmniejszego ich śladu, jak zawsze gdy był na niego naprawdę wściekły.

- Nie zrobiłbym tego, Tom. - Harry próbował ukryć, jak go zraniły i zmartwiły słowa Toma, ale nie udało mu się.

Tom zrozumiał.

- Naprawdę kochanie, po wczoraj, mógłbyś mnie nabrać. - Jego głos był pełen ironii, ale znów pełen życia.

- Uratowaliśmy wczoraj ludzi! Nic innego... - Harry nie mógłby tego żałować.

- Nie możesz być tak nieświadomy konsekwencji, Harry. A na dodatek, nie zostawiłeś mi wielkiego wyboru. - Czysty, zmrożony azot...

- Och! - Nagle zrozumiał.

Tom stał się naprawdę dobry, w rozumieniu potrzeby Harry'ego do ratowania innych i akceptacji swej przysięgi, by mu pomagać, ale zazwyczaj był na tyle uprzejmy, by go o to spytać. Tym razem nie było czasu na "za twoją zgodą". Nie pomagało też, że Harry zaryzykował całą ich przyszłość.

- Och, tak, Grindelwald będzie chciał nas dopaść, będziemy mieć szczęście, jeżeli w ogóle zechce się zatrzymać, by walczyć z Dumbledorem. - Tom powiedział z przekąsem i Harry zazgrzytał zębami na bycie pouczanym, jak dzieciak.

- Przykro mi, że naraziłem wszystko, ale nie, że ratowałem ludzi. - Harry wręcz wypluł te słowa.

- Dlaczego mnie to nie dziwi? Spróbuj pomyśleć, dla odmiany, następnym razem. - Ton był obojętny, wręcz odrzucający. Sprawił, że Harry miał ochotę walnąć czymś w stół, najlepiej głową Toma.}

Jak Tom mógł choć pomyśleć, że mógłby kiedyś przełożyć plan ponad tyle ludzkich istnień, nie potrafił sobie wyobrazić. Czy Tom w ogóle go nie znał, po tylu latach? Inna, pełniejsza nadziei, jego część myślała, że Tom mógł się wściec, o to, że zabrał Minervę na przyjęcie, być może troszkę martwił się o niego, ale w końcu odrzucił tę myśl. Może było w tym trochę prawdy, ale od kiedy udało mu się zabrać go w przeszłość, jedynym co miało dla Toma znaczenie była "Ich przyszłość".

Gdyby Harry nie był pewien, że wywoła to pytania, na które nie chciał odpowiadać, wziąłby następną ognistą whisky. Cokolwiek, co odegnałoby uczucie pustki, chciał zapomnieć. Teraz, mógł tylko zwracać szczególną uwagę, na wszystko, co mówiła Minerva i robić, co mógł, by nie dosłyszeć rozmowy Toma i Miony. Wolał nie wiedzieć.

Minerva, bystra jak mało kto, szybko odkryła co się dzieje, że chwilami odpływał i zamiast upominać go na głos, serwowała mu ostre spojrzenie, lekkie szturchnięcie i kontynuowała rozmowę, by go kryć.

Dobra dziewczyna, Minerva, najlepsza, z przebiegłą stroną, o którą nigdy nie podejrzewał swojej profesor transmutacji, czy nawet sztywnej Prefektki. Zostaną wspaniałymi przyjaciółmi jeżeli da Minnie wystarczająco wiele czasu.

Przynajmniej Harry tak uważał.

Czego był pewien, to że zrobi wszytko, co może, by nie spędziła życia, po raz drugi, marząc o mężczyźnie, który mimo, że nigdy nie pragnął jej jako kobiety, wciąż dawał jej fałszywą nadzieję, by ją wykorzystywać i nią manipulować...

Wszystko, dla "większego dobra", oczywiście.

Niezła była z nich para!

Lestrange musiał pokładać się ze śmiechu, w grobie. Ale, z drugiej strony, mógł wyć z przerażenia. W końcu, w jego pokręconej wizji świata, Tom nie mógłby skończyć z kimś mniej wartym bycia z nim, nawet niż Harry.

Nie potrafił uronić nad nim nawet jednej łzy, mimo jego młodości. Harry nie był naiwny, wiedział, co się stanie. Tom nie był typem, który coś odpuszcza, nie mówiąc o wybaczaniu tego co zrobił Cygnus (głównie jego zamachów na życie Harry'ego) i chociaż on sam mógłby mu przebaczyć za siebie, to nie za Hermionę. Harry nie potrafił żałować zejścia Lestrange'a i nawet swojej w tym roli.

Ale może, jeśli przeznaczenie, to faktycznie Karma, Cygnus Lestrange, miał faktycznie wszystkie powody by śmiać się z niego spoza grobu.

Wskutek szoku po powrocie do przeszłości, już na zawsze, Harry przylgnął do Toma z całą siłą, jako jedynej ostoi i normalności. Jak te uczucia rosły z czasem, Harry nie wiedział, ale zdał sobie sprawę ze zmiany swoich uczuć do Toma, w związku z jego ostatnim adorowaniem Hermiony. Nie był pewien, czy to co czuł do Toma należy nazwać "zakochaniem" czy "syndromem sztokholmskim", ale na pewno nie miał innego wytłumaczenia dla swojej zazdrości.

Harry zauważył możliwy romans na długo zanim się wydarzył. Ledwo zaczął przyjaźnić się z Tomem, w swojej pierwszej wizycie w przeszłości, kiedy wpadło mu do głowy, że Tom pasowałby do Hermiony i wzajemnie. Do niczego nie doszło w jego własnym czasie, bo było zbyt wiele spraw, do zajmowania się, by mieć czas choćby na normalną rozmowę.

Ale kiedy wrócili do przeszłości, sprawy potoczyły się tak, jak Harry to sobie wyobrażał. Najpierw pojawiło się zaciekawienie, potem fascynacja, wkrótce narodziła się dziwna przyjaźń, jak ta, którą Tom zbudował z Harrym, ale że Hermiona była dziewczyną i geniuszem, sprawy musiały zajść dalej.

Z uwagi na wszystko, co się liczyło, Harry powinien cieszyć się szczęściem swoich przyjaciół. Powiedział im, każdemu z osobna i sobie samemu, że tak jest. Ale gdy mijały miesiące, nie potrafił ukryć, jak jeżył się, gdy Tom wodził wzrokiem za Hermioną, jak chciał ich rozdzielić, gdy widział, jak siedzą obok siebie ucząc się.

Oczywiście brnął w zaprzeczenie: nie miał takich uczuć wobec Toma, po prostu był tak samo, był tylko tak samo nienormalnie zaborczy jak Tom... i tak dalej... przynajmniej tak sobie mówił, dopóki Tom nie zmienił zachowania i musiał wszystko zrozumieć.

Trzeba przyznać Tomowi, nie porzucił po prostu Harry'ego, by spędzać czas ze swoją nową sympatią (zabawką), o nie. Przyjaźń pozostała taka sama, poza jedną zmianą: strona fizyczna rzeczonej przyjaźni, dotykowość zmniejszała się, aż do niedawna, gdy kompletnie zniknęła.

Harry był kompletnie zbity z nóg, tym, jak bardzo brakowało mu dotyku Toma. Dotyk nikogo innego nie działał tak na niego, i nie był naprawdę pożądany. Odkrył w sobie pragnienie głębszego dotyku, nic przesadnie seksualnego, ale wciąż dotyk skóry. (Co przez jakiś czas dawało mu nadzieję na odwrócenie fortuny), ale w końcu pragnienie stało się zbyt silne, by dalej sobie kłamać.

W szalonym, gryfońskim porywie, chciał wyznać wszystko Tomowi. Czy wszystko inne między nimi nie było obustronne? Ale w końcu jego ostrożna strona przeważyła (tak, miał taką). Tylko dlatego, że był wystarczająco dziwaczny, by odkryć, że pragnął swojego najlepszego przyjaciela, po latach zaprzeczania, nie oznaczało, że Tom czuł tak samo. Nie zniósłby takiego odrzucenia, jak Lestrange'a, czy gorzej.

Znalazł się w tym czasie mając tylko Toma, Hermionę i Ślizgonów, jako swoich; wszystkich innych stracił na zawsze. Jedynym co w jego życiu miało znaczenie, było pomóc Tomowi odnieść sukces, upewniając się, że nie stanie się Voldemortem. Jeżeli w tym zawiedzie, to lepiej, żeby nie żył...

Przynajmniej, tak sobie mówił. Głównym powodem, bycia takim cholernym tchórzem, było, że Tom bywał chorym sukinsynem i obawiał się, że jeśli poznałby prawdę bawiłby się nim, z czystej ciekawości. Harry naprawdę wolał, żeby to coś w nim pozostało żywe.

Szlag! Brzmiał jak cholerna dziewczyna!

Harry znów zaczął podnosić do ust szklankę ognistej whisky. Może paląc jego przełyk, złagodzi pustkę jego duszy. Nie zdołał dokończyć tego ruchu...

... Mała, lecz silna dłoń Minervy powstrzymała go.

- Proszę, nie.

Harry uśmiechnął się smutno, ale odstawił szklankę, zasługiwała na lepsze towarzystwo niż on.

- Chcesz, żebym odprowadził cię do pokoju?

- Tak, proszę. - Minerva uśmiechnęła się, wyglądając na tak zmęczoną, jak on się czuł.

Usprawiedliwili się, Harry pomachał fałszywie radośnie Hermionie i innym, unikając za wszelką cenę, spojrzenia Toma.

Gdy dotarli do jej pokoju Minerva pocałowała go w policzek.

- Dziękuję za zaproszenie.

Harry uśmiechnął się przepraszająco.

- Nie ma za co, przepraszam, że nie byłem lepszym towarzyszem.

Minerva wzruszyła ramionami.

- Nie było gorzej, niż się spodziewałam. Naprawdę, udało ci się skutecznie.

Harry był zagubiony.

- Hę? - wydusił.

Minerva przewróciła oczami.

- Chciałeś pokazać Riddle'owi, że się nie przejmujesz. Udało ci się.

Harry zamrugał, ale przypomniał sobie, że na ostatnim roku w jego czasie, zaczęto nazywać ich parą, i tutaj też, choć bardziej dyskretnie.

- To nie wyjaśnia, jednak, dlaczego się na to zgodziłaś. - Wskazał.

- Nie, nie wyjaśnia. - Uśmiechnęła się ponuro, chcąc zamknąć temat, ale ostre spojrzenie Harry'ego sprawiło, że kontynuowała. - Jestem czystej krwi, ale nie z bogatej rodziny, nie mam kontraktu małżeńskiego, ani nawet nadziei na taki. Co mam do stracenia? - powiedziała rzeczowo. - Wczoraj uratowałeś mi życie. Mam wobec ciebie dług życia, chciałam ci pomóc i chciałam cię poznać. Kiedy wszyscy inni uciekli, wczoraj, w Hogsmeade, ty zostałeś by walczyć, z sukcesem. Więcej, Riddle i spółka walczyli u twego boku.

Harry przygryzł wargę, by pokonać impuls wyznania jej, że Tom, tak naprawdę nie miał wyboru. Zamiast tego powiedział po prostu:

- To moi przyjaciele.

Uśmiech Minervy poszerzył się.

- Tak, na pewno nim jest, ale mimo, że nie wierzę, że Albus ma rację, że jest nasieniem diabła, Riddle nie jest typem, który poda wodę, komuś umierającemu z pragnienia, jeżeli nie będzie nic z tego miał.

W jednej chwili cala łagodność z twarzy Harry'ego zniknęła i przyłożył różdżkę do szyi Minervy. Nie umknęło mu, że nazwała Dumbledore'a Albusem.

- Pytam jeszcze raz, co chcesz uzyskać ode mnie Minervo? Czy szpiegujesz dla Dumbledore'a, czy może kogoś innego? - zapytał.

Boże! Czuł się jak idiota.

Tom miał rację, był zbyt ufny.

Nie miał wątpliwości, o co w tym wszystkim chodziło. Wczoraj, on i Tom praktycznie zmienili losy walki. To naturalne, że Dumbledore chciał poznać lepiej słabszą część Ślizgońskiego Duetu. Pytanie, co mógł pozwolić poznać staremu capowi.

McGonagall skuliła się przestraszona, z jego różdżką, tak blisko twarzy. Wyglądała tak młodo, że Harry poczuł ukłucie żalu.

Nie żeby cokolwiek z tego, pokazał na twarzy.

- Nikt nie kazał mi cię obserwować, ani szpiegować, na pewno nie Albus, ani nikt inny... naprawdę, - spojrzała mu w oczy i, czerwieniąc się, wyznała.

- To był mój pomysł. Chciałam mu zaimponować. - Przełknęła ślinę. - Ja, Minerva Helena McGonagall przysięgam na moją magię. Niech tak będzie.

Harry rozluźnił się trochę. To tylko próba bystrej zadurzonej, dziewczyny, by zdobyć i wygrać wybranka, ale to nie oznaczało, że wcześniej Dumbledore jej nie zmanipulował. Nie obniżył swojej różdżki.

Po chwili Minerva mówiła dalej.

- Byłam ciekawa, Leonard Potter powiedział, że też ma wobec ciebie dług życia. - Harry wzdrygnął się. To był prawdziwy bałagan i próbka imponującej magii ze strony Toma, żeby to naprawić; był wdzięczny, bo był raczej przywiązany do tożsamości Evansa.

Minerva to zauważyła i jej twarz złagodniała.

- Wczoraj było oczywiste, że dobrze znasz Ciemną Magię, na Godryka, naprawdę! A jednak ratowałeś ludzi na prawo i lewo. Podążasz za Riddlem, ale wczoraj, Riddle podążał za tobą. Kim jesteś? - W jej głosie był ostrożny podziw i Harry poczuł potrzebę uspokojenia jej.

- Ja Harrison James Evans Potter przysięgam na swoją magię, że ani ja ani Tom Marvolo Riddle, ani nasi prawdziwi zwolennicy, nie jesteśmy w żaden sposób związani, ani nie popieramy Mrocznego Lorda Grindelwalda. Niech tak będzie.

Minerva wyglądała na bardziej zagubioną, niż wcześniej.

- Jesteś Potterem, ale jak? Jesteś biologicznym synem Charlusa Pottera?

Harry szybko tracił cierpliwość. Zrobił jeszcze większy bałagan, może powinien ją zobliviatować? Nienawidził samej myśli o tym, ale nie widział innego sposobu.

Coś w jego oczach ostrzegło Minervę o jego intencjach.

- Czekaj. - Uniosła desperacko rękę. - Ja Minerva McGonagall przysięgam na moją magię, zatrzymać dla siebie wszystko, co mówi mi Harrison James Evans Potter i co mi do tej pory powiedział, poza tym, co pozwoli mi powiedzieć, lub tym, co inni już wiedzą. Niech tak będzie.

- Dziękuję. - Powiedział Harry ze szczerą wdzięcznością.

Atmosfera między nimi znów była ciepła, jak wcześniej, ale tym razem bardziej szczera. Uśmiechali się naprawdę szczerze.

Uśmiech Minervy był jednak naprawdę koci.

- Kiedyś poznam wszystkie twoje tajemnice.

Harry potarł oczy.

- Może, ale na dziś wystarczy tajemnic, jestem zmęczony.

Minerva, szczerze, zażartowała.

- Popsujzabawa, podstępny ślizgon.

- Wścibski gryfon.

Pożegnali się i Harry opuścił ją czując się o wiele, wiele lepiej. Nieważne co życie szykuje dla niego, z takimi przyjaciółmi da radę.


Punkt widzenia Hermiony

Wrócili do pokoju dyskutując zawzięcie, ale kiedy Hermiona powiedziała dobranoc, Tom uśmiechnął się dziwnie i powiedział:

- Wierzę, że tradycyjne zakończenie randki to coś takiego? - I zanim Hermiona zdążyła wziąć oddech, nie mówiąc o odpowiedzi, przykrył jej usta swoimi.

Hermiona straciła głowę.

Nie wiedziała, czy całują się przez sekundy, minuty, czy godziny, ale to było zbyt szybkie, zbyt dobre, zbyt nagłe, żeby mogła się całkiem zapomnieć. Jej umysł próbował myśleć; nie pomagało, że pocałunki Toma były całkowicie niesamowite, zapierające dech, perfekcyjnie opanowane. Dla kogoś, niedoświadczonego jak, na przykład, Harry, jego pocałunki byłyby zdecydowanie nie z tego świata.

Harry!

Ta ostatnia myśl zdołała się przebić. W głowie Hermiona ujrzała jego dzielny uśmiech i jego smutne oczy, oczy patrzące na wszystko, oprócz Toma. Nagle Hermiona nie była w stanie kontynuować, cokolwiek, do cholery, robiła.

"Harry." Wymówiła w myślach imię przyjaciela i odepchnęła Toma.

To nie wystarczyło by go zmusić do wycofania; byli oddaleni tylko o parę cali, jego ręce wciąż trzymały ją za ramiona.

- Co się stało, Hermiono? Myślałem, że też tego chciałaś? - Tom brzmiał na zatroskanego, ale jego oddech był równy i spokojny. Drań!

- Harry! - Powtórzyła z siłą. I wtedy to zobaczyła. Przez ułamek sekundy, coś załamało się w oczach Toma, jego ręce opadły bezsilnie z jej ramion, całkiem bezwładne. I nagle Hermiona była pewna jak nigdy w życiu i wiedziała dokładnie, co ma robić.

- Nie zrobię mu tego. Nie mogę.

Ale chwila słabości minęła.

- Doprawdy Hermiono, jeżeli tak czujesz, powinnaś powiedzieć to jemu, nie mnie, jeżeli pójdziesz teraz, to może zdążysz na końcówkę jego randki z McGonagall.

Hermiona jednak, nie miała czasu, ani cierpliwości na jego gierki.

- Harry cię kocha i ja go tak nie zranię. - Powiedziała wprost.

Jeżeli spodziewałaby się reakcji, byłaby zawiedziona. Riddle tylko uniósł brew.

- I odkryłaś to teraz, po prawie trzech latach? Niesamowite!

Hermiona zaczerwieniła się po koniuszki uszu. Nie była całkiem pewna, czy z gniewu, czy zawstydzenia.

- Miałam swoje podejrzenia, to oczywiste, ale Harry niedawno zarzekał się, że jesteś dla niego, tylko jak rodzina. Chciałam wierzyć przyjacielowi. - Broniła się gniewnie.

Riddle przechylił głowę i przyglądał się jej uważnie. Nie tak, jak zwykle, jak drapieżnik na swój posiłek, ale bardziej obojętnie, jak naukowiec przez mikroskop. To było, w jakiś sposób, gorsze. Hermiona niekontrolowanie drżała.

Jednak, jego głos brzmiał niemal słodko.

- Naprawdę, Hermiono i ty mu uwierzyłaś! Słodki, zawsze poświęcający się Harry, który zrobiłby dla ciebie wszystko. - Jego ton stał się ostry jak żyletka. - Nie wydaje mi się. Chciałaś mu wierzyć z grzeczności i samolubnej chęci wygrania. Ale nie miałaś nawet odwagi by to ciągnąć i ujawniłaś jego, by kryć siebie. Nie jesteś nawet w połowie taką przyjaciółką, jak twierdzisz.

Hermiona poczuła łzy w oczach. Tom miał rację!

Nie we wszystkim, oczywiście, ale była samolubna. Tak przejmowała się swoim zadurzeniem w Tomie, że ani przez chwilę nie pomyślała o uczuciach Harry'ego, poza tym, że czuła się lekko zawstydzona tak bliską przyjaźnią między chłopakami, przyjaźń Harry'ego z Ronem nie była w żaden sposób tak bliska intymności jak ta.

Ale teraz obudziła się i chciała wszystko naprawić.

- Może byłam egoistyczną gówniarą, ale koniec. Harry cię kocha i ty go też. Przestań grać w te głupie gierki i idź do niego zrobić z tym porządek.

Oczy Toma rozbłysły śmiertelną wściekłością, ale na ustach pojawił się ten jego mały, wkurzający uśmieszek.

- Wiem, że dla ciebie może to być szokujące, ale Harry i ja jesteśmy dla siebie jak rodzina. Nie, żeby docenił twoje próby wmawiania mu uczuć.

Hermiona nie mogła się powstrzymać, brzydkie słowo wyszło z jej ust, nic innego nie pasowało do tego stwierdzenia. - Gówno prawda.

Nie było ostrzeżenia.

Nagle jej powietrze zostało odcięte i była przerażona, próbując i nie mogąc złapać oddechu, ale tylko przez chwilę.

Coś jak ból przemknęło przez twarz Toma i była wolna.

- Nie. Uważaj. Że. Coś. Wiesz. O. Mojej. Przyjaźni. Z. Harrym. - Powiedział Riddle, akcentując każde słowo. Odwrócił się plecami, kończąc z nią.

- Zejdź mi z oczu.

Hermiona była zbita z tropu, poważnie, że nie leżała na podłodze, krzycząc, pod jakąś straszliwą klątwą. Dotarło do niej dopiero teraz, że pchnęła Toma daleko poza granice i wyszła prawie bez szwanku. Jej ciekawość rosła. Kaszlnęła kilka razy i spróbowała się odezwać.

- Żyję, dlaczego jeszcze żyję?

Tom spojrzał na nią morderczo. - Jestem wielkoduszny. Teraz... odejdź.

Hermiona zadrżała w czystym przerażeniu pod jego morderczym wzrokiem, ale nie ruszyła się. Wiedziała, że musi to usłyszeć.

Spojrzenie stało się bardziej intensywnie, setki razy bardziej, a potem, cud na cuda, Tom zaczął mówić.

- Jesteś żywa i zdrowa bo Harry, przyjaciel, którego tak łatwo chciałaś odrzucić, zapłacił za twoje życie i bezpieczeństwo, wieczystą przysięgą wierności.

- Nie!

Hermiona zagryzła szaleńczo wargi, próbując powstrzymać łzy. Nie była tak naprawdę zaskoczona, ale i tak bolało, jak cięcie nożem. Harry chronił ją całą swoją mocą jak zawsze a ona chciała odebrać mu jedyne, na czym mu zależało, nieważne, co mówił Tom.


Punkt widzenia Toma

Riddle przyglądał się jej przez kilka chwil z niemą satysfakcją. Jeżeli czegoś nienawidził, bardziej niż cokolwiek innego, to nielojalność a szlama była winna Harry'emu więcej niż wdzięczność. Jeżeli miała choć odrobinę rozsądku powinna dawno temu uznać Harry'ego za swego Pana, nie wspominając, że nie powinna ośmielić się zbliżyć do czegoś, czego on chciał... i to jej wścibstwo, wciskanie nosa w jego jedyną, naprawdę prywatną, sprawę.

Nie, żeby Harry go chciał.

Tom spędził wystarczająco wiele czasu w głowie przyjaciela, by być tego prawie pewnym i jeśli zostawały jakieś wątpliwości, wskutek postępów Harry'ego w oklumencji, to nie był czas ani miejsce by je zgłębiać.

Cichy płacz trwał, Tom zaczął się nudzić.

Dlaczego niby, myślał o dzielenia łoża z tą istotą? Ewidentnie nie był to jego najlepszy pomysł! Harry nie płakał, starał się rozwiązać problem. Może powinien dać jej prawdziwy powód do płaczu, albo lepiej, zrobienia czegoś pożytecznego, żeby przestała bezużytecznie zajmować miejsce?

Teraz, kiedy zrozumiała, że coś jest nie tak z Harrym, nie zajmie jej długo wykrycie, co się dzieje. Tom mógł niechętnie przyznać, że jego znajomość jasnej magii była słaba w porównaniu z jej a potrzebował wszystkiego, co zdoła znaleźć, czas się kurczył.

- Granger? - Spróbował przyciągnąć jej uwagę, nic. Tracąc cierpliwość złapał ją za ramię i rzucił na najbliższy fotel. Hermiona tylko patrzyła na niego, kompletnie zaskoczona. Skrzyżował ramiona uśmiechając się uprzejmie.

- Skończyłaś już z tym nonsensem? - Dziewczyna była wystarczająco mądra, by się bać i po prostu skinęła głową.

- Dobrze, skoro już tu jesteś, czy naprawdę próbowałaś myśleć o problemach Harry'ego i dlaczego jest tak nieszczęśliwy?


Punkt widzenia Hermiony

Nie to Hermiona spodziewała się usłyszeć, jej brązowe oczy zaokrągliły się ze zdumienia i zaczęła intensywnie myśleć.

- Jest bardziej skryty. - Zaczęła z oporem. - Mniej się śmieje, łatwiej się denerwuje... wyszczuplał, nie je właściwie. - Opowiedziała objawy, które zauważyła, uznając za dowód, że jest zakochany.

- I...? Przegapiłaś najbardziej istotny znak... a byłaś świadkiem, wstyd. - Tom lekko pochylił się, wisząc groźnie nad nią, jego fiołkowe oczy błyszczały intensywnie. Nigdy nie wydawał się jej bardziej niebezpieczny, ale tym razem to na nią nie działało.

Jej najlepszy przyjaciel, jej brat, miał poważne kłopoty i miała uczucie, że widziała zaledwie czubek góry lodowej.

Gorączkowo szukała brakującej wskazówki.

Kiedy ją znalazła, była oślepiająco oczywista. Hermiona zagryzła wargę, by nie krzyczeć.

- Harry jest ostatnią osobą, która chciałaby krwawej zemsty... Czy stał się psychopatą? - wyszeptała co najmniej przerażona.

Hermiona przypomniała sobie dziki blask w jego oczach, gdy ranił Lestrange'a za skrzywdzenie jej. Mówiła sobie, że to się stało tylko dlatego, że Tom na niego naciskał... Ale... och... Jej słodki Harry...

- Widzę, że wreszcie zrozumiałaś. - Tom powiedział dziwnie cicho.

To, dla Hermiony, przepełniło czarę.

- Co mu zrobiłeś, potworze? - wychrypiała.

Tom uśmiechnął się krzywo. Ale, jeśli Hermiona nie była pewna czy nie oszalała, była pewna, że wyglądał jakby miał wyrzuty sumienia.

- Co zrobiłem... - Tom wyszeptał, Hermiona musiała wyciągnąć się, by go słyszeć. - Gdybym nie zmusił Harry'ego do zrobienia horkruksa, nie chwiałby się teraz między szaleństwem a śmiercią...

Zaczął krążyć po pokoju.

-...Ale, według moich badań, umysłowe rozchwianie nie powinno być problemem. Voldemort stał się tym, czym był, bo stworzył ich siedem, co więcej, ja jestem klinicznym psychopatą... Harry był zdrowy.

Hermiona miała wrażenie, że Tom kompletnie zapomniał o jej obecności i teraz po prostu myślał na głos, sam wciąż próbując zrozumieć problem.

Wszystko w Hermionie chciało, by odrzucić to, jak wiele sensu było w jego słowach. Harry był zbyt silny, by pozwolić sobie tak po prostu odejść. Tomowi głęboko zależało na Harrym, tak, widziała zbyt wiele, by jeszcze w to wątpić, jednak, nigdy nie widziała go bardziej ludzkim niż tej nocy.

Coś w tym było podejrzane.

Odezwała się bez zastanowienia.

- Jesteś pewien, że to ci aż tak nie pasuje, w końcu, czy nie tego zawsze chciałeś, Harry'ego bez skrupułów?

Tom znów skierował na nią uwagę i Hermiona chciała zapaść się pod ziemię. Nie musiał jej nic robić, nie musiał jej nawet ranić, czy używać magii, była sparaliżowana ze strachu. Bazyliszek w porównaniu z nim to nic.

- Chcę byś umarła, powinnaś być martwa. - Powiedział jej po prostu, bez udawania. - Harry nieświadomie walczy ze swoim horkruksem by naprawić umysłowe rozchwianie, ale jeśli uda mu się go usunąć, umrze, bo to jedyna kotwica wiążąca go z tym światem. - Wyjaśnił cierpliwie.

Nie mogła się powstrzymać przez zamknięciem oczu. Harry naprawdę umierał!

Naprawdę, to nie była żadna sztuczka, nie mogła źle zrozumieć tonu jego głosu. Też był przerażony, a jeśli Jego to przerażało, gdzie była nadzieja?

- Od kiedy wiesz? - spytała próbując powstrzymać ból i utrzymać spokój.

- Miałem swoje podejrzenia, od wypadku z Lestrangem, ale całkiem je potwierdziłem we wczorajszej bitwie. - Przyznał Tom i Hermiona poczuła, że jej świat ciemnieje.

Ostre uderzenie przywróciło ją do przytomności.

- Skup się, Granger. Nie powiedziałem ci tego, żebyś się rozkleiła, tylko mi pomogła. Harry'emu daleko do śmierci.

Hermiona zebrała się i powiedziała spokojnym głosem.

- Jak mogę pomóc?

- Chcę, żebyś zaczęła poszukiwania wszystkich elementów jasnej magii przezwyciężających szaleństwo, albo czegoś, co utrzyma go przy życiu, żebyśmy mogli usunąć horkruksa. Odpuść sobie ciemną, ja się tym zajmę, ale nie sądzę, że znajdę coś ciemnego co zadziała, czy nawet że Harry mógłby to zaakceptować.

Hermiona gapiła się z otwartymi ustami. Jakie badania mógł przeprowadzić w jeden dzień, żeby mieć pewność? Nie było w jego naturze być niedokładnym. Pytanie wyrwało się jej, zanim o nim pomyślała.

- Dlaczego nie zadziała?

Co dziwne, jej pytanie zatrzymało go i zaczął wyjaśniać zaskakująco cierpliwym, pouczającym tonem.

- Już wyeliminowałem, krew jednorożca, nawet daną z własnej woli...

Hermiona słuchała z rosnącym przerażeniem, jak Tom wyjaśniał jej jedną przerażającą metodę za drugą, tak straszne, że nawet w swoich poszukiwaniach znajdowała tylko rzadkie wzmianki o nich w księgach; i różne powody, dla których to nie będzie działać dla Harry'ego, wszystko bez najlżejszej nuty wątpliwości.

Była znowu porażona zrozumieniem, że nie było nic na świecie, przed czym by się powstrzymał, by utrzymać Harry'ego zdrowego i przy nim. Hermiona nie wiedziała, czy powinna być zazdrosna, czy przerażona. Powinna to wiedzieć. Tom już zniszczył jej świat, by zatrzymać Harry'ego przy sobie. Ale to, szczerze, nie dotarło do niej, nie tak naprawdę, aż do teraz. Miała przeczucie, że zapłaci drogo za bycie świadkiem tego...

Nagle coś przyszło jej do głowy. Dlaczego, na Merlina, Tom o tym nie pomyślał?

- Kamień Filozoficzny! Czy ten Filtr nie wystarczy, by uzdrowić go i utrzymać przy życiu, gdy wchłonie horkruksa?

Twarz Toma była wyrazem frustracji i rozczarowania.

- Moja pierwsza myśl. Byłby idealny. Niestety dom Flamela jest nienanoszalny. Jego jedyny kontakt ze światem czarodziejów to Dumbledore. A. Jego. Nie. Mogę. Legilimentować. - Wycedził na koniec.

Hermiona spróbowała jeszcze raz.

- A co z Minervą? - prawie błagała. - Jako jego asystentka niemożliwe, żeby nie wiedziała. - Wskazała z nadzieją

Tom potrząsnął głową.

- Już sprawdziłem. Nic nie wie.

Ale Hermiona była jak pies, który zwęszył kość i tak łatwo nie chciała porzucić nadziei.

- Jednak, jest możliwe, żeby się dowiedziała, prawda? - Wyciągnęła rękę, żeby powstrzymać Toma przed komentarzem. - Wydaje się lubić Harry'ego. To na pewno z czasem wzrośnie. Możemy jej powiedzieć część prawdy, za kilka tygodni, i dowie się tego dla nas.

Tom spochmurniał.

- Starzec trzyma swoje sekrety dla siebie. To może zadziałać, ale może zająć lata. Nie będziemy mieć tyle czasu. Rzuciłbym na nią Imperiusa, gdybym uważał, że to coś da.

- Dlaczego? - zapytała, to się jej nie podobało.

- Pomyśl, Granger. - Tom wyraźnie zgrzytał zębami. - Harry jest gwałtownie uczuciowy. Minęły ledwie dwa miesiące między oboma przypadkami, jak długo myślisz zajmie, zanim załamie się i zabije kogoś, na kim mu zależy?

Hermiona przełknęła kulę w gardle zanim mogła mu odpowiedzieć.

- Harry jest wojownikiem, udało mu się panować nad problemem aż do początku semestru. Może to znowu zrobić...

- Myślisz, że tego nie wiem? - wyrzucił z siebie Tom, w dziewięćdziesięciu procentach z irytacją, dziesięciu z ulgą - Dobrze, spróbujemy po twojemu. Jeżeli Minerva odmówi, spróbuję z Imperiusem.

Hermiona odetchnęła z ulgą.

Część napięcia Toma zniknęła.

- To było prawie ślizgońskie myślenie, Hermiono! - Pochwalił ją.

To był wielki komplement i Hermiona poczuła, jak zauroczona część jej serca zwija się w jej piersi.

-... ale nie przestaniemy szukać, dopóki Harry nie będzie miał Kamienia w rekach.

Ledwo powstrzymała się przed przewróceniem oczami.

Za kogo on, do cholery ją uważał? Lepiej zostawić go, niech Harry sobie z nim radzi.

Zamiast tego kontynuowała politykę ostrożności i po prostu skinęła twierdząco.

- Jutro porozmawiam z Harrym.

- Nie ma mowy.

To było tak nagłe, że Hermionę zatkało.

- Ale on musi już zdawać sobie sprawę z problemu, przynajmniej częściowo?

- Wiem, ale my nic nie powiemy, dopóki nie będziemy mieli gotowego rozwiązania.

- Nie ufasz mu? - wymknęło się jej. W chwili gdy otworzyła usta, już tego żałowała. To był Tom, przyszły Czarny Pan! Taa.

Ale jego odpowiedź sprawiła, że chciała przetrzeć oczy.

- Naturalnie, we wszystkim, poza jego własnym bezpieczeństwem.

Twarz Hermiony złagodniała. - Nie zrobiłby ci czegoś takiego...

Tom spochmurniał. Nie musiał nawet mówić ostrzeżenia.

Ale ona chciała powiedzieć swoje zdanie...

- Nie widziałeś jego twarzy, pierwszego dnia, czuł taką ulgę, że tu jest i nienawidził siebie za to. Gdyby Harry chciał to zakończyć, zrobiłby to, wtedy. Wie, jak to cholerstwo działa, tak dobrze jak ty.

Tom wzruszył nonszalancko ramionami.

- Nawet jeśli tak jest, nie chcę dawać mu okazji, by ze mną walczył. – Celowo, bezwiednie machnął różdżką w jej kierunku, siadając za biurkiem i Hermiona zrozumiała przekaz. Przyjmie jego warunki, albo straci wspomnienia.

Hermiona niechętnie przytaknęła, kierując się do swojego pokoju.

- Dobrze, zatrzymam to dla siebie.

- I Hermiono... - Odwróciła się do niego

- Z tego, co wszyscy mają wiedzieć, spędzamy cały wolny czas razem, bo jesteś moją dziewczyną.

Była zaskoczona.

- Po co?

Tom miał czelność przewrócić oczami.

- Harry jest zbyt dobry w dedukcji, nie chciałbym, żeby zaczął się zastanawiać.

Teraz Hermiona była zdenerwowana.

- Na Boga, wy dwaj i wasze gry! Wiesz, gdybyś tylko powiedział Harry'emu co czujesz, nie musielibyśmy się martwić jego depresją i mielibyśmy cały czas na świecie, żeby go wyleczyć.

Tom dziwnie na nią spojrzał.

- To może cię zaskoczy Granger, ale Harry już wie.

Nie mogła powstrzymać prychnięcia.

- Tak, jasne!

Tom uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Harry jest dla mnie więcej niż przyjacielem, czy rodziną, bądź pewna i chociaż to nie twoja sprawa, naprawdę nie interesuje mnie seks, więc nie o to chodzi.

Hermiona znowu otworzyła usta. To była ostatnia rzecz, jaką się spodziewała usłyszeć. Nie mogła powstrzymać urażonego pytania. - Więc co robiłeś ze mną?

Tom znowu wzruszył ramionami.

- Jeżeli mam kontynuować linię Slytherina, będę potrzebował kobiety.

- Ale jestem mugolakiem? - wyszeptała słabo.

Tom przesłał jej średnio ostre spojrzenie, za przypomnienie o tym.

- Niestety tak, ale przynajmniej masz jakiś poziom inteligencji.

Kolejna pochwała zamiast wykończenia jej, naprawdę sprawiła, że jej inteligencja zaczęła działać. Nieważne, czy miał to na myśli, czy nie, powiedział to jej, tylko by odwrócić uwagę.

- Dziękuję. - Odpowiedziała, zadowolona, nawet jeśli to tylko to. Nagle mały diabełek i wspomnienie bólu w oczach Harry'ego kazały jej dodać.

- Może powinieneś rozważyć swoje priorytety, co do Harry'ego, Tom...

Ignorując jego bladą jak ściana twarz i mordercze spojrzenie dzielnie kontynuowała.

- ...Pomyśl o tym, nie podobało ci się, że Harry przyszedł z Minervą, prawda? A jeśli to na poważnie, albo jeśli spotka inną dziewczynę, czy nawet chłopaka?

Tom błysnął czerwonymi oczami, na Boga, czerwonymi!

- Wynoś się. - Wysyczał, tylko o ton wyżej niż wężomowa. Krew zastygła jej w żyłach i zaczęła biec, najszybciej jak mogła.

Harry ostrzegał ją, kiedyś, że w wielkim gniewie to zdarzało się, że Tom też tak miał, nie tylko Voldemort.

Ale co innego usłyszeć, co innego zobaczyć.

Otworzyła drzwi, kiedy zatrzymał ją chłodny głos Toma.

- Granger. - Jego moc zmusiła ją do spojrzenia na niego. - Nie muszę rzucać na ciebie zapomnienia, by zmienić twoje życie w piekło.

Hermiona kiwnęła głową i szybko zniknęła za drzwiami.

Wiadomość przekazana. Usiadła na łóżku, kurczowo ściskając poduszkę i słuchając, jak rozbija ich pokój wspólny na strzępy, ale każdemu wzdrygnięciu na każdy głośny trzask, towarzyszył zadowolony uśmieszek na jej ustach. Misja udała się!