Tytuł oryginału: Death's Son

Autor: Little. Miss .Xanda

Link do oryginału: s/9290286/1/Death-s-Son

Tłumaczka: Anuii

Tytuł tłumaczenia: Syn Śmierci

Zgoda: Jest

Beta: Zoja

Rating: M

Długość: Aktualnie opublikowanych 9 rozdziałów. Opowiadanie niezakończone.

Zastrzeżenie: Ta historia oparta jest na postaciach i sytuacjach, stworzonych i posiadanych przez J.K. Rowling. Nie czerpię korzyści materialnych z tego opowiadania.

Ostrzeżenie: Historia zawiera slash, przemoc i tortury.

Zastrzeżenie tłumaczki i bety: W języku polskim Śmierć jest rodzaju żeńskiego, jednak w oryginale jest ona przedstawiona jako mężczyzna. Treść opowiadania wymusza na nas, aby traktować ją jako mężczyznę. Tak więc traktujcie tą istotę jako mężczyznę o imieniu Śmierć.

Opis: Leżał w błocie, umierając, świat był już martwy. Voldemort musiał śmiać się w grobie, miał rację od początku, a teraz było już za późno, by coś z tym zrobić. Śmierć nie do końca się z tym zgadzała i teraz Syn Śmierci zamierzał sprawić, aby mugole zapłacili za wszystko, co uczynili.

Za pozostałe błędy odpowiadam ja.


Rozdział 1 – Śmierć

Dziewiętnaście. Dziewiętnaście lat. Tyle czasu trwał pokój po drugiej wojnie z Voldemortem, zakończonej w 1998 roku. Jednak po tych dziewiętnastu latach pewien człowiek doszedł do władzy i pogrążył ich w najbardziej brutalnej i krwawej wojnie, jaką mogli sobie wyobrazić. Mimo że mężczyzna nie był Czarnym Panem, na Merlina, nie był nawet czarodziejem. Mugol, zwykły mugol rozpoczął wojnę, która miała zniszczyć wszelkie życie na Ziemi.

Teraz, kiedy Harry leżał na błotnistym poszyciu lasu, otoczony przez śmiejących się mugoli patrzących jak wykrwawiał się na śmierć, on nie mógł przestać myśleć o Voldemorcie i jego śmierciożercach. Był pewny, że gnijąc w piekle, śmieją się z jego głupoty, ponieważ mimo wszystko mieli rację. A teraz nic nie można było na to poradzić.

Harry zamknął oczy, gotowy na śmierć, choć jego ostatnia myśl wywołała uśmiech na jego ustach. Wiedział, że Ci dranie, którzy go zabili, wkrótce dołączą do niego w piekle biorąc pod uwagę, że było niemożliwym żyć na martwej planecie.


~ o O o ~

Harry budził się powoli. Czuł się komfortowo, a jego ciało nie było obolałe. Minęło wiele lat od kiedy czuł się tak dobrze. Jeśli taka była śmierć, to raczej ją lubił. Była znacznie lepsza od dwóch ostatnich dekad jego życia.

Ostrożnie otworzył oczy. Z tego, co widział, leżał na kanapie w jakimś gabinecie. Harry prawie się uszczypnął, aby sprawdzić, że nie śnił. Był pewien, że umarł. Nigdy nie sądził, że po śmierci znajdzie się w gabinecie. Musiał przyznać, że był nieco rozczarowany. Jednak, zanim pozwolił swoim myślom błądzić o swoim pozornie nudnym życiu po śmierci, usłyszał spokojny, gładki głos, dobiegający za jego pleców.

- Widzę, że się obudziłeś, paniczu.

Harry w mgnieniu oka znalazł się w pozycji bojowej, zanim jego mózg zdążył zarejestrować to, co zrobił. Po latach wojny pozostały nawyki, których nawet śmierć nie mogła zmienić.

Za nim stał nadzwyczajnie przystojny mężczyzna, o długich, jedwabistych i czarnych jak północ włosach, oraz ciemnych oczach. Były tak ciemne, że Harry nie mógł dostrzec jego źrenic.

Widząc, że Harry celował w niego różdżką, mężczyzna uniósł ręce w uniwersalnym znaku pokoju.

- Nie musisz się obawiać, paniczu, nie zamierzam cię skrzywdzić. Musimy wyjaśnić parę rzeczy, dokonać kilku wyborów i jesteś wolny.

Harry, chociaż część niego krzyczała, by tego nie robił, opuścił różdżkę. Po prostu nie mógł nic na to poradzić. W tym mężczyźnie było coś tak znajomego, że czuł się przy nim swobodnie.

Wtedy zauważył, że jego dłonie wyglądały młodziej niż pamiętał.

- Gdzie ja jestem? – zapytał, biorąc głęboki oddech i starając się nie wpaść w panikę. – Sądziłem, że jestem martwy.

Nieznajomy uśmiechnął się, zmieniając swoją nieskazitelną, arystokratyczną twarz w coś bardziej… bardziej ludzkiego. Zrobił kilka kroków i usiadł za biurkiem, które znajdowało się za jego plecami, zapraszając Harry'ego, aby do niego dołączył.

Powoli, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, zrobił kilka kroków w kierunku fotela stojącego przed biurkiem. To, że opuścił różdżkę nie znaczyło, że nie zamierzał być ostrożny.

- Powiedziałem, że nie musisz się obawiać, paniczu – nieznajomy uspokoił go. – Mam świadomość, że ciężko zwalczyć nawyki. Jednak nie ma to teraz znaczenia. W odpowiedzi na twoje pytania, jesteśmy wszędzie i nigdzie. Jesteśmy, tak po prostu. Co do umierania, rzeczywiście jesteś martwy, co jest problemem od którego zaczniemy.

Harry nie widział czy to fakt, że umarł, uczynił to wszystko, co zostało powiedziane trudniejszym do zrozumienia, czy był to po prostu szok. Tak czy inaczej coś dotyczącego tej istoty, tak istoty, jako że był pewien, iż bez względu na to jak bardzo go przypominała, istota przed nim nie była człowiekiem, wyróżniało się w jego umyśle.

- Co to znaczy, że moja śmierć jest problemem? I dlaczego nazywasz mnie paniczem? Kim jesteś?

- Są to pytania, które wyjaśnią tą sytuację. Cóż, zacznijmy od najłatwiejszego. Kim ja jestem. Jestem Śmiercią – odparł spokojnie, jakby stwierdzenie, że ktoś był uosobieniem Śmierci było najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Ale Śmierć na tym nie poprzestał. – Nazywam cię paniczem, ponieważ posiadasz Insygnia Śmierci. A fakt, że jesteś Panem Śmierci, mój Mistrzu, stwarza problemy.

Harry gapił się na Śmierć. Słyszał i rozumiał każde słowo, które Śmierć powiedział, jednak wciąż nie miało to dla niego sensu.

- Jak to jestem Panem Śmierci? – wykrzyknął nieco histerycznie po kilku sekundach ciszy. – Sądziłem, że cała ta historia z Insygniami była jedynie symboliczna. Poza tym, nie mam ani różdżki, ani pierścienia. Nie mam ich od dobrych pięćdziesięciu dziewięciu lat. Od bitwy w Hogwarcie z Tomem.

Śmierć uśmiechnął się i Harry ponowie się uspokoił. Nie rozumiał dlaczego istota, którą straszą każdego powodując, że uciekali gdzie pieprz rośnie, sprawiała , że czuje się tak komfortowo.

- Uważam to za niewiarygodne, że nie masz problemów z zaakceptowaniem tego, że jestem Śmiercią, a jednak nie możesz zaakceptować prawdy o Insygniach.

- Są to zupełnie różne sytuacje – krzyknął Harry, patrząc oszołomiony na Śmierć. – Jestem martwy, więc spotkanie ze Śmiercią nie jest wcale takie zaskakujące. Dziwne? Tak, bez wątpienia, ale nie niemożliwe. Ale Insygnia to już zupełnie inna historia.

Śmierć zaśmiał się i Harry był zaskoczony, widząc rozbawienie w oczach tak potężnej istoty.

- Ach, paniczu, zawsze byłeś w stanie mnie rozbawić – oznajmił Śmierć z uśmiechem na ustach.

- Cóż, dobrze wiedzieć, że moje istnienie sprawia tobie radość – odpowiedział szyderczo Harry. Wiedział, ze igranie z tak potężną istotą jaką był Śmierć to zły pomysł, nawet bardzo zły, ale on nie czuł strachu. Był dziwnie spokojny i znajome uczucie wróciło, a Harry nie potrafił tego zrozumieć.

Uśmiech na twarzy Śmierci nie zmniejszył się i Harry zauważył w jego oczach czułość, której wcześniej tam nie było.

- Tak. Nie mogę zaprzeczyć, że twoje istnienie sprawia mi radość. Nie przeczę, że twoja egzystencja sprawiała mi radość wcześniej. I to jest jeden z powodów, dla których Insygnia nie są dla ciebie symboliczne.

Harry czekał cierpliwie, aż Śmierć zdecyduje się kontynuować, jednak kiedy minęła minuta i zaczął tracić cierpliwość, odparł:

- Jestem pewien, że to co powiedziałeś jest dość logiczne i wszystko wyjaśnia, jednak ja nadal tego nie rozumiem.

- Dobrze, więc zacznijmy od Insygniów. Nie uważasz za dziwne, że od ich stworzenia jesteś jedynym który kiedykolwiek posiadał je wszystkie? Nie na próżno osoba posiadająca różdżkę lub pierścień wkrótce umierała. Śmiertelnik może posiadać Insygnia tylko tak długo, jak ja sobie tego życzę. Nigdy nikt nie miał dwóch z nich zbyt długo, ponieważ tak szybko jak to się stało, byli oni naznaczani przez Śmierć . Zawsze sprawiałem wszystko, aby żaden śmiertelnik nie miał wszystkich trzech. Myślisz, że ja, Śmierć, pozwoliłbym, aby jakiś śmiertelnik mnie więził? Miał nade mną władzę? Nigdy nie było niczego, co miałoby nade mną władze, co mogłoby mnie kontrolować. Jestem jedyną rzeczą, która jest nieograniczona, choćby nie wiem co. Nie mogłem więc pozwolić, aby śmiertelnik miał jakąkolwiek władzę nade mną. Nawet ułamek tej władzy to zbyt wiele.

Jednak wszystko się zmieniło w nocy 31 października 1981 roku. Byłem tam. Nie zawsze jestem tam, gdzie ktoś lub coś umiera, zazwyczaj tylko wtedy, gdy jest to coś, co zmieni świat, kiedy jedno z moich Insygniów ma zmienić właściciela. Kilka sekund przed śmiercią Jamesa Pottera wiedziałem, ze jedno z nich miało trafić do nowego właściciela, więc pojawiałem się natychmiast obok osoby, która miała je posiąść. Nie możesz sobie wyobrazić mojego zdziwienia, kiedy zobaczyłem, że tym kto posiądzie Insygnium miało być małe dziecko, nawet nie chłopiec, ale małe dziecko. Jednakże, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znalazłeś spodziewałem się, że Insygnium ponownie zmieni właściciela w ciągu kilku najbliższych sekund. Jednak tak się nie stało, a maluch przede mną zrobił coś, co śmiertelnicy uważają za niemożliwe. Byłem bardzo zaskoczony, sądziłem, że moc zdolna to zrobić wyginęła dawno temu. Choć mnie to zaskoczyło, nie wystarczyłoby to, aby utrzymać moje zainteresowanie. Nie, tym, co mnie zainteresowało, był fakt, że maluch Mnie widział.

Zostałem z tobą, póki nie przyszedł po ciebie pół-olbrzym i mogłem pozwolić ,żeby to się wtedy skończyło. Mogłem przypisać fakt, że mnie zobaczyłeś zaklęciu Avada Kedavra. Niemniej jednak to nie było takie proste. Dzięki związkowi, jaki łączył cię z jednym z Insygniów, musiałeś połączyć się ze mną i każdej nocy czułem jak mnie wzywasz. Ignorowałem to przez pierwsze kilka dni, nie sądzę, że w ogóle wiedziałeś, co robisz, jednak jednej nocy postanowiłem pójść do ciebie. Po tej nocy przychodziłem raz za razem, aż w końcu odwiedzałem cię niemal każdej nocy. A kiedy stało się to konieczne, zostawałem z tobą przez całą noc, opiekując się tobą.

- To byłeś ty! – wykrzyknął Harry, patrząc na niego ze zdziwieniem. – To ty byłeś tym, który mnie wyleczył, kiedy Dursleyowie mnie bili, lub gdy się poparzyłem.

- Tak, to byłem ja. Spędzałem z tobą tak wiele czasu, jak to było możliwe. Ale ty dorosłeś i usunąłeś mnie ze swojego umysłu. Myślałeś, że byłem twoim wymyślonym przyjacielem i przestałeś we mnie wierzyć, sądziłeś że to wszystko to twoja wyobraźnia, a potem z powodu Dursleyów zacząłeś nie myśleć o niczym, co nie było „normalne", więc zmusiłeś się, aby o mnie zapomnieć. Jednak twoja dusza nigdy nie zapomniała, twoja dusza zawsze mnie pamiętała. A ja nadal czuwałem nad tobą co noc, nawet jeśli nie mogłeś już mnie zobaczyć.

Potem, kiedy wreszcie po raz pierwszy użyłeś Insygnium, natychmiast zauważyłem różnicę. Insygnium należało do ciebie, było ono w takim samym stopniu twoje jak i moje, a nic takiego nigdy jeszcze nie miało miejsca. Po zauważeniu różnicy w tym Insygnium, sprawdziłem pozostałe. One również się zmieniły. Zazwyczaj Insygnium ma dwa połączenia. Jedno ze mną oraz bardzo słabe z obecnym posiadaczem. Jednak w tym momencie były trzy. Jedno ze mną, jedno z aktualnym posiadaczem i jedno z tobą.

Muszę przyznać, że byłem w szoku. Insygnia są częścią mnie i ich połączenie z tobą byłoby możliwe tylko wtedy, gdybyś również był częścią mnie albo ja częścią ciebie. Nie sądziłem, że to się stanie, ale kiedy mnie wezwałeś, a ja odpowiedziałem, złączyłem nasz los i sprawiłem, że jesteś poza zasięgiem Życia.

Kiedy to sobie uświadomiłem, zauważyłem, że posiadam uczucia, emocje, względem ciebie. Emocje te spowodowały, że posiadasz wszystkie trzy Insygnia. Miałem względem ciebie rodzicielskie uczucia, a jaki ojciec chce patrzeć jak jego dziecko umiera?

Tak więc Insygnia przestały mieć znaczenie symboliczne i stałeś się Panem Śmierci.

Nawet po tym jak porzuciłeś dwa pozostałe, one nadal były z tobą związane tak jak ze mną, wciąż były twoje, a ty nadal byłeś Panem Śmierci.

Śmierć nie powiedział już nic więcej, za co Harry był mu bardzo wdzięczny. Potrzebował chwili, dobrze, potrzebował dużo więcej niż chwilę. Przecież nie co dzień człowiek dowiadywał się, że został praktycznie zaadoptowany przez Śmierć. Korzystając z ciszy, Harry przeglądał wspomnienia starając się znaleźć coś co sprawi, że przypomni sobie istotę znajdującą się przed nim. Jednak jedyne co pamiętał to uczucie komfortu, czułości i opieki, kiedy sądził, że stracił wszystkie siły. Czy to Śmierć pomagał mu jak tylko potrafił? Czy właśnie dlatego czuł w stosunku do niego taką zażyłość? Ponieważ jego dusza pamiętała, znała istotę stojącą przed nim. Wiedziała, że ta istota była zawsze przy nim, nawet wtedy, kiedy tak skutecznie wyparł to wspomnienie ze świadomości, że o niej zapomniał. Czy to dlatego czuł się tak swobodnie, tak bezpiecznie?

- Ja… Ja nie rozumiem. – wyszeptał Harry. – Dlaczego ja?

- Musisz zrozumieć Harry, jestem Śmiercią. Śmiertelnicy na mnie nie oddziałują, nic na mnie nie oddziałuje. Zbyt bardzo się boją. I tak naprawdę mnie to nie interesuje. Mam za sobą tysiąclecia istnienia i obserwacji. Ale z tobą, to nie była już tylko obserwacja. Zaangażowałem się i to wszystko zmieniło, rozumiesz? Widziałem jak rodzą się i umierają miliardy. Widziałem początki i końce światów. Zawsze widziałem początki i końce, ale nigdy się nie angażowałem. Ale z tobą… Pomogłem ci rosnąć, wychowałem cię.

I Harry zrozumiał. Miał dzieci, widział jak się rodzą, dorastają, widział ich śmierć i wiedział, że nie ma nic gorszego niż patrzeć jak twoje dzieci umierają.

- Rozumiem – wyszeptał, patrząc na Śmierć, uśmiechając się delikatnie.

Milczeli, delektując się chwilą ciszy. Harry niechętnie ją przerwał, ale bez względu na to jak wygodnie się czuł, nadal miał jeszcze wiele pytań.

- Co oznacza bycie Panem Śmierci?

Śmierć spojrzał mu w oczy i westchnął, zaskakując go tak ludzkim gestem.

- Bycie Panem Śmierci ma kilka zalet. Na przykład Avada Kedavra nie ma na ciebie żadnego wpływu. Insygnia traktują cię, jakby były częścią ciebie. Nie możesz umrzeć.

- Ale… Ale umarłem – stwierdził Harry, wyglądając na nieco zagubionego. Skoro nie mógł umrzeć, to dlaczego był martwy?

Po raz pierwszy na twarzy Śmierci dostrzegł złość, trawiącą złość, gotową zniszczyć wszystko na swojej drodze. Chociaż, kiedy te oczy przeniosły się na niego, dostrzegł w nich smutek.

- Tak, to prawda – przyznał cicho, delikatnie, jakby sama ta myśl była bolesna. – Moim zamiarem było pozwolenie ci żyć normalnie. Wiem jak bardzo tego pragnąłeś, więc postanowiłem podarować ci życie śmiertelnika bez żadnej ingerencji, choć zawsze miałem na ciebie oko, oglądając jak dorastasz i jesteś szczęśliwy. Tak więc kiedy umarłeś postanowiłem powiedzieć ci prawdę o insygniach, jak również to, że jesteś nieśmiertelny. Jesteś związany ze mną, Śmiercią, w nierozerwalny sposób, a tak długo jak istnieć będzie Życie, będzie i Śmierć. Będziemy istnieć do końca czasu, a nawet dłużej, ponieważ po każdym końcu następuje początek, a każdy początek niesie za sobą Życie i Śmierć – Harry wiedział, że wpatruje się w Śmierć z niedowierzaniem. Jak mógł tego nie robić, skoro właśnie został poinformowany, że przeżyje wszystko co było lub kiedykolwiek będzie istniało. Była to dość poważna i istotna kwestia, niełatwa do pojęcia. Śmierć uśmiechnął się do niego łagodnie. – Jak już wspomniałem, miałem zamiar powiedzieć ci prawdę po twojej śmierci oraz dać dwie możliwości. Pierwsza z opcji to powrót do wieku około dwudziestu paru lat i kontynuowanie życia jakkolwiek byś chciał albo odrodzenie się, nie pamiętając swojego poprzedniego życia do osiągnięcia magicznej dojrzałości w wieku siedemnastu lat.

W rzeczywistości istnieje jeszcze kilka opcji, ale ci śmiertelnicy… - Śmierć warknął, co było dość przerażające, nawet jeśli on nie odczuwał strachu. - Planeta jest martwa. To tylko kwestia czasu, aż całe życie na ziemi przestanie istnieć, a z tego co widziałem nie będzie to trwało dłużej niż sześć miesięcy. Tak więc ta druga opcja już nie istnieje …

Harry nie bardzo widział co powiedzieć, nigdy nie pragnął nieśmiertelności i nie mógł winić za nią Śmierci. Nie zrobił tego świadomie, poza tym Śmierć robił wszystko co w jego mocy, aby mu to ułatwić. Poza tym, jeśli Śmierć naprawdę widział w nim syna, byłoby to raczej okrutne powiedzieć mu, aby pozwolił swojemu synowi umrzeć. Ból jaki by tym spowodował, nie był czymś co chciał, aby Śmierć doświadczył. Jednak sytuacja była jaka była, i pytanie wyrwało się z jego ust zanim zdążył się powstrzymać.

- Co teraz?

- Teraz masz trzy opcje, dwie wcześniejsze, których bym nie polecał i jeszcze jedną. Taką, której normalnie nie pomyślałbym, aby ci zaproponować, ale biorąc pod uwagę sytuację sądzę, że to najlepsza opcja. Jestem w stanie wysłać cię z powrotem w czasie, ze wszystkim twoimi wspomnieniami, całą twoją wiedzą, całą twoją mocą. Istnieją trzy punkty w historii, w których mogę cię umieścić. W roku 1981, kiedy to Peleryna staje się oficjalnie twoja, w 1994, przed rozpoczęciem Turnieju, ponieważ jest to punkt zwrotny w twoim życiu, w taki czy inny sposób, albo w 1998, mniej więcej w czasie ostatniej bitwy, ponieważ jest to pierwszy raz kiedy posiadasz Insygnia. Nie jestem w stanie podać dokładnych dat, wysłać cię do konkretnego momentu, tylko ogólnego punktu w historii. Musisz pamiętać, że bez względu na to, co się wydarzy, nie możesz zmienić tej rzeczywistości. Wysłanie ciebie w przeszłość podzieli linię czasową, co stworzy alternatywną rzeczywistość, gdzie wszystko, aż do momentu kiedy wrócisz, będzie takie same jak w twoim poprzednim życiu. Po połączeniu się z młodszym ciałem możesz robić co tylko zechcesz, nie martwiąc się o linię czasu czy podobne rzeczy.

- Cokolwiek zechcę? – zapytał Harry, a jego głos był spokojny, morderczy. – Nawet jeśli zechcę całkowicie zniszczyć mugoli?

Przez kilka sekund Śmierć po prostu patrzył na niego, a później na jego ustach pojawił się uśmiech.

- To twój wybór synu. Możesz zdecydować się spalić doszczętnie cały świat, a mnie nie będzie to obchodziło. Wiem ile wycierpiałeś i wiem, jak mściwy i okrutny potrafisz być. Na początku swojego życia może i byłeś czystym Światłem, ale już nie jesteś. Nie wątpię, że planujesz uczynić z życia mugoli piekło. Poza tym jestem bardzo szczęśliwy, wiedząc, że planujesz nieść chaos i śmierć - Śmierć odpowiedział z okrutnym i sadystycznym uśmiechem na ustach.

Harry zaśmiał się ponuro. Śmierć może i miał w stosunku do niego rodzicielskie uczucia, ale nie przestawał być Śmiercią, istotą, która żywiła się chaosem i śmiercią.

- Cóż, najwidoczniej dołączyłem do rodzinnego biznesu. Chaos i śmierć.

Śmierć zaśmiał się, a czułość, którą zaobserwował w tych ciemnych, czarnych oczach była niezaprzeczalna.

- Nie wiesz nawet ile to dla mnie znaczy, że przyjąłeś to z tak otwartym umysłem.

- Na początku ogarnęło mnie tak bardzo znajome uczucie, czułem się tak bezpiecznie. Nie mogłem zrozumieć dlaczego. Teraz ma to sens. I chociaż część mnie zawsze będzie kochać moich rodziców, to inna część mnie jest szczęśliwa, że jest ktoś kto zawsze będzie przy mnie i będzie mnie kochać jak syna. Nawet gdy ma się siedemdziesiąt lat to myśl, że mam ojca, który będzie przy mnie bez względu na wszystko jest bardzo pocieszająca. Nawet gdy nie będę cię widzieć, będę wiedział, że jesteś przy mnie.

- Czy dobrze rozumiem, że wybrałeś trzecią opcję?

Harry skinął głową i Śmierć się roześmiał.

- Cudownie. Musimy jeszcze wyjaśnić kilka kwestii i będziesz mógł wrócić.

Po pierwsze, jesteś teraz nieśmiertelny. Wrócisz do swojego ciała w punkcie czasu jaki wybrałeś. Jednak kiedy skończysz dwadzieścia lat przestaniesz się starzeć. Avada Kedavra nie będzie mieć na ciebie wpływu. Urazy będą goić się szybciej, znacznie szybciej, ale jeśli rana będzie śmiertelna, znajdziesz się tutaj. Naprawię twoje ciało i będziesz mógł wrócić niemal natychmiast. Możesz również pozostać tutaj oczywiście, choć sądzę, że będziesz chciał wracać. Chyba że postanowisz odpocząć od śmiertelników.

Po drugie, Insygnia Śmierci należą do ciebie. Będą one twoje od momentu, gdy wrócisz do swojego młodszego ciała, więc jeśli je dotkniesz, odpowiedzą na twoje i tylko twoje wezwanie. Nawet jeśli je wyrzucisz, wrócą do ciebie. Jesteś prawdziwym Panem Insygnii.

Po trzecie, otrzymasz ode mnie prezent. Posiadasz już te umiejętności, choć nigdy nie byłeś w nich szkolony, jako że nikt nie wie, że je posiadasz, ponieważ pozostały uśpione przez całe twoje życie. Są one powodem, dlaczego przeżyłeś zaklęcie śmierci.

Ofiara twojej matki, choć ogromna, nie była wystarczająca. To twoje zdolności w połączeniu z tą ofiarą to sprawiły. Ty, mój drogi synu, jesteś żywiołakiem. Widzę, że wiesz co to jest. Nie martw się, mój dar to pełna władza nad tymi zdolnościami.

Będziesz miał wszystkie dziesięć żywiołów do dyspozycji. Woda, Ziemia, Powietrze i Ogień są podstawowymi, tymi, które w pewnym sensie każdy może wykorzystać. Na przykład, kiedy czarownica bądź czarodziej może rzucić silniejszy czar ognia niż wody, lub kiedy są szczególnie dobrzy z Zielarstwa, to sięgają wtedy do swego żywiołu. Choć prawdziwe żywiołaki są uważane za wymarłe od czasów Założycieli Hogwartu. Różnica polega na tym, że gdy wytrenują swoje umiejętności, mogą kontrolować wszystkie dziesięć żywiołów. Oprócz Wody, Ziemi, Powietrza i Ognia, masz też do dyspozycji Błyskawicę, Grawitację, Światło, Mrok, Życie i Śmierć. Proszę cię, abyś był szczególnie ostrożny z Życiem i Śmiercią, gdyż nawet z pełną kontrolą nad swoimi zdolnościami, te dwa żywioły są trudne do kontroli. Poza tym musisz być ostrożny ze swoimi emocjami. Tak jak magia, żywioły zareagują na twoje emocje, więc jeśli nie chcesz zrównać miasta z ziemią w przypływie gniewu, musisz trzymać swoje emocje na wodzy. Nawet jeśli na początku nie będziesz miał całkowitej kontroli, nie martw się. Zawsze byłeś emocjonalną istotą i nie spodziewam się, że przestanie taki być.

I na koniec, jesteś moim synem. Teraz, gdy już jesteś tego świadom, zmienisz się. Nie będzie to duża zmiana, tylko drobne szczegóły. Twoje włosy staną się ciemniejsze, a skóra bledsza. Z czasem nie będziesz potrzebował już okularów. Zmiany nie będą na tyle duże, aby inni je zauważyli, jeśli nie będą ich szukać. Większość przypisze to dorastaniu i odkrywaniu siebie. Nie stanie się to również z dnia na dzień, więc nie musisz się martwić, że ludzie zaczną podejrzewać, że coś jest nie tak.

Teraz musisz dokonać wyboru dokąd chcesz się udać, synu.

- Każda z opcji ma wady i zalety - mruknął Harry, bardziej do siebie niż Śmierci. Myślał o wszystkim , co mógł zrobić, zmienić, o możliwych konsekwencjach każdej z opcji. Ze zdecydowanym błyskiem w oku wpatrywał się w Śmierć, jedyną istotę, która była z nim zawsze, która nigdy by go nie osądziła lub czegoś od niego oczekiwała, swego Ojca.- Wiem już dokąd chcę się udać.

- Bardzo dobrze – powiedział Śmierć, uśmiechając się i wstając z fotela. – Tak więc czas się pożegnać.

Harry zawahał się na moment, po czym ruszył w stronę Śmierci i przytulił go. Początkowo poczuł się niepewnie, ale kiedy Śmierć również go objął, Harry po raz pierwszy poczuł, jakim uczuciem było znaleźć się w objęciach ojca. Może i miał ponad siedemdziesiąt lat, ale zawsze czuł pustkę w sercu w miejscu, gdzie powinno być miejsce dla rodziców, a teraz poczuł jak jego dusza raduje się z ponownego posiadania ojca, nawet jeśli nie pamiętał, że to właśnie Śmierci mu brakowało.

- Nie będziemy mogli znowu się spotkać? – zapytał, a jego głos nie był głośniejszy niż szept, znów czuł się jak dziecko. – Nie będziemy mogli porozmawiać?

Ramiona Śmierci otoczyły go i mógł poczuć jak Śmierć chowa swoją głowę w jego włosach.

- Teraz, kiedy znasz prawdę będziesz mógł mnie widzieć i ze mną rozmawiać, kiedykolwiek tylko zechcesz. Będziesz wiedział jak mnie wezwać. Możliwe, że nie będę w stanie uczynić tego codziennie, ale będę przy tobie zawsze, gdy będziesz mnie potrzebować.

Harry skinął głową i wypuścił Śmierć z objęć. Ten, z małym uśmiechem na ustach, cofnął się o krok.

- Powodzenia mój synu.

- Dziękuję, ojcze – odpowiedział Harry, a wtedy wszystko stało się czarne. Gdyby tak się nie stało mógłby dostrzec cudowny uśmiech, który pojawił się na twarzy Śmierci oraz dostrzec w jego oczach dumę i miłość.