Rozdział drugi
– No, to jesteś na miejscu, chłopcze – wuj Vernon powiedział z nieprzyjemnym uśmieszkiem na twarzy. – Peron dziewiąty, peron dziesiąty. Twój peron powinien być gdzieś pomiędzy, ale chyba go jeszcze nie dobudowali, co?
Harry przewrócił oczami.
– Jesteś idiotą, wiesz o tym, nie? I nie, nie próbowałbym niczego przy tych wszystkich świadkach – Harry powiedział spokojnie, obserwując, jak twarz wuja zaczyna się robić fioletowa. Uznał, że jest w miarę bezpieczny mówiąc co chciał, jako że nie zobaczą się przez następne całe dziewięć miesięcy. – Oczywiście, że peron nie jest w oczywistym miejscu; to jest pociąg dla dzieci czarodziejów z czarodziejskimi przedmiotami, które przyciągałyby za dużo uwagi.
– Więc gdzie jest? – Vernon wypalił.
– Trzeba przejść przez portal. Wiem, że wygląda jak kamienna ściana, ale zapewniam cię, że nie jest. Jak to możliwe, pytasz? MAGIA. W sumie, możesz wejść ze mną i zobaczyć sam – Harry zaproponował.
Wuj Vernon wyglądał jakby miał się rzucić na Harry'ego, ale Harry tylko kiwnął głową w kierunku policjanta który stał ledwie dwadzieścia stóp dalej, więc wuj Vernon niechętnie się cofnął.
– Zapłacisz mi za to, chłopcze – szepnął złowrogo i potem odszedł do swojego samochodu. Gdy odjeżdżali, Harry zobaczył jak Dudley i ciotka Petunia się śmieją, najwyraźniej jego wuj skłamał na temat wydarzenia.
Trzeba zaznaczyć, że Harry doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że antagonizowanie swoje wuja mogło nie być najlepszym pomysłe, ale przecież stawiał czoła ludziom sto razy bardziej onieśmielających niż Vernon Dudley więc nie miał zamiaru drżeć ze strachu jak wtedy, gdy naprawdę miał jedenaście lat. Harry mógł spisać na straty jakąkolwiek szansę na poprawienie relacji z wujem, ale reszta rodziny to inna sprawa.
Wiedział, że jego ciotka Petunia kiedyś kochała swoją siostrę i była bardziej przestraszona tym, co obecność Harry'ego mogła oznaczać dla jej bezpieczeństwa, i zazdrosna o to, że Lily zawsze była ulubioną córką. Ponad piętnaście lat niechęci mogło być trudne do pokonania, ale Harry zawsze nienawidził lata i tego, że nigdy nie miał co robić, więc mógł spróbować na tym froncie. Dudley był kolejną potencjalną ścieżką którą Harry mógł spróbować podążać. Trzeba przyznać, że w tym momencie był niewiele więcej niż rozpieszczonym łobuzem, ale ostatecznie zaakceptował Harry'ego po incydencie z Dementorami. Harry nie był pewien, jak przyspieszyć porozumienie z Dudley'em, ale dobrze by było spróbować. To zdecydowanie uczyniłoby życie na Privet Drive spokojniejszym, tego był pewien.
– Pełno Mugoli, oczywiście!
Harry obejrzał się gwałtownie, słysząc głos pani Weasley. Szybko podążył za nimi.
– Teraz, który to był peron? – Molly zapytała. Harry zastanowił się przez chwilę, jak niby zdołała zapomnieć numer peronu, skoro robiła to od Bóg wie jakiego czasu.
– Dziewięć i trzy czwarte! – zawołała Ginny. – Mamo, nie mogę też pojechać?
Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Choć oboje byli aktualnie za młodzi, żeby miał jakiekolwiek romantyczne myśli o niej, wciąż była słodkim dzieciakiem.
Gdy wszyscy Weasleyowie poza Ronem podążający do Hogwartu przeszli przez portal, Harry podszedł do nich.
– Przepraszam – powiedział.
– Witaj, kochanie. Pierwszy raz do Hogwartu? Ron też jest nowy – Molly powiedziała miło.
– Tak – Harry przytaknął, po czym zwrócił się do Rona. – Cześć, mam na imię Harry Potter.
Tak jak się spodziewał, reakcja była natychmiastowa. Ron natychmiast spojrzał na jego czoło, a Ginny zaczęła piszczeć. Cóż, przynajmniej w ten sposób nie mogła narzekać, że nie go nie spotkała, chociaż patrzenie na miłość jego życia zachowującą się niczym jakaś fanka nieco irytowało Harry'ego.
– Naprawdę? – Ron zapytał.
– Naprawdę jesteś Ron? – Harry zapytał.
– Oczywiście – Ron powiedział, wyglądając na zdezorientowanego. – Dlaczego miałbym nie być?
– Mógłbym powiedzieć tobie to samo – odrzekł Harry.
– Ale...ale nie mogę uwierzyć, że ty jesteś Harry Potter!
Harry wzruszył ramionami.
– Cóż, chyba ktoś musi być, nie? – powiedział, zdawkowo odgarniając włosy z oczu i odsłaniając większość najbardziej słynnej blizny w historii magii. – Tak czy owak, zastanawiałem się, czy moglibyście pomóc mi znaleźć peron? – zapytał, zwracając się znów do pani Weasley.
Pani Weasley, której oczy napełniły się łzami po odkryciu, kim jest (prawdopodobnie ponieważ taki uprzejmy chłopiec miał tak tragiczne życie, w tak młodym wieku), przytaknęła.
– Oczywiście, kochany. Musisz tylko iść prosto na barierkę pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym. Nie zatrzymuj się i nie bój się, że na nią wpadniesz, to bardzo ważne. Najlepiej jak troszeczkę podbiegniesz, jeśli się denerwujesz. No, idź przed Ronem.
Harry podziękował jej za pomoc i przeszedł na peron. Rozejrzał się wokół, uśmiechając się nieco na widok wszystkich tyle młodszych, niż gdy ich widział ostatnio.
Nagle, jeden z bliźniaków podszedł do niego.
– Pomóc? – zapytał.
Niestety, Harry nie miał pojęcia, który to był, ponieważ nigdy nie był w stanie ich odróżnić od początku, a George stracił ucho latem po szóstym roku a potem Fred zmarł, więc nigdy nie miał naprawdę szansy, nawet gdy wżenił się do rodziny.
– Dzięki – Harry powiedział.
– Ej, Fred! Cho no tu i pomóż!
No dobra, teraz Harry był stosunkowo pewny, że to Fred do niego podszedł. W końcu, bliźniaki nigdy nie nazywali się po właściwym imieniu, podobno to było dla „mniejszych dowcipnisiów".
Po tym, jak bliźniacy mu pomogli, znów odgarnął włosy z oczu, tym razem bardziej z powodu podnoszenia swoich kufrów szkolnych (pewnie powinien był zaczarować je, żeby były lżejsze), niż z jakiejś wielkiej potrzeby ujawnienia się ludziom, którzy i tak byliby na miejscu, gdy wkrótce zostanie ogłoszony wszem i wobec podczas Przydzielania.
Ale i tak dziwne było widzieć George'a z dwoma uszami znowu. I widzieć Freda ŻYWEGO. Serce ścisnęło mu się na chwilę, gdy spróbował sobie wyobrazić, jak to będzie zobaczyć innych ludzi, których stracił. Zwłaszcza Syriusza, który wciąż tkwił w Azkabanie.
– Co to? – zapytał George. Teraz gdy Harry wiedział, który do niego pierwszy podszedł, wiedział, że będzie w stanie ich odróżnić - przynajmniej dopóki pozostaną w zasięgu jego wzroku. Podobno Bill był jedynym, który był w stanie stale ich odróżniać, z tego powodu był ich ulubionym bratem. No dobra, Bill i Percy, ale ten ostatni był zbyt sztywniacki, żeby bliźniaki mogły go kiedykolwiek ubóstwiać.
– Ja cię kręcę – powiedział Fred. – Czy ty jesteś..?
– Tak – George potwierdził. Harry nie mógł się powstrzymać od zauważenia, jak nierzeczywiste było to, że bliźniaki Weasleyów, ten raz, NIE kończyli swoich nawzajem zdań. Hm. Nieważne, jak dobrze się znali, ale to musiało być całkiem trudne. Czyżby byli Legilimensami? – Nie?
– Cóż, jestem poważnie zdezorientowany, jeśli to macie na myśli – Harry powiedział im.
– Harry Potter – bliźniaki powiedziały razem.
– Nie – Harry powiedział radośnie.
– Nie jesteś? – Fred zapytał, rozbawiony.
– Nie, nie jestem. Spotkaliście go kiedyś? – Harry zapytał.
– No, nie, ale... – George zaczął.
– To czemu myślicie, że nim jestem? – Harry zażądał.
– No, masz bliznę – Fred zasugerował.
– Dumbledore też ma jedną, też go zaraz zaczniecie nazywać Harrym Potterem?
– Oczywiście, że nie! – George powiedział, zamyślony. – Filch, z drugiej strony...
– Więc kim jesteś, jak nie Harrym Potterem? – Fred zapytał sceptycznie. – I dlaczego masz bliznę w kształcie błyskawicy na czole?
– Cóż, po tym przykrym incydencie z Czarnym Panem, moja matka zdecydowała, że blizny błyskawice są „na topie" i walnęła mnie klątwą tnącą. – Harry zatrzymał się na moment. – Przynajmniej, to jest oficjalna historia. Wydaje mi się, że to było zanim mój ojciec zdecydował się być odciętym na trzy miesiące po powiedzeniu jej, że może powinna zostawić gotowanie skrzatom. – Fred i George tylko się na niego patrzyli. – Hej, nie osądzajcie mnie za to! I przy okazji, jestem Draco Malfoy. – Popatrzył na nich podejrzliwie. – Jesteście Czystej Krwi, tak?
Bez słów, Fred przytaknął.
George pierwszy odzyskał głos.
– TY jesteś Draco Malfoy?
– Masz z tym jakiś problem? – Harry założył ramiona na pierś.
– Nie, ale...czy twoi rodzice nie są blondynami? – zapytał.
– I w związku z tym?
– Jak dwoje ludzi z blond włosami może mieć czarnowłosego syna? – George zapytał rozsądnie.
– Nie, moja matka nie miała żadnego romansu z Severusem Snapem, jak w ogóle śmiecie coś takiego zasugerować?! – Harry wrzasnął.
Fred podniósł dłonie w górę.
– Spokojnie, nie chcieliśmy cię obrazić.
– No cóż, on to zrobił – Harry pociągnął nosem. – W rzeczy samej, zaraz napiszę do ojca.
– A nie jest wciąż na peronie? – George zapytał, zakłopotany.
– Tak, jest, ale rozmawianie z krewnymi jest dla ludzi pół-krwi. – Z tymi słowami, Harry odszedł jak burza, zastanawiając się, jak do czorta udało mu się zachować poważną twarz przez całą rozmowę. Jedno, co wiedział, to że zdecydowanie będzie miał szacunek od bliźniaków gdy się zorientują, że ich przechytrzył.
– Hej, mamo, zgadnij co. Zgadnij kogo właśnie spotkaliśmy w pociągu – Harry usłyszał jak Fred pyta.
– Kogo? – Molly zapytała.
– Drakona Malfoya!
– To nic, JA spotkałam Harry'ego Pottera! – Ginny powiedziała, wciąż przejęta.
– Dlaczego tak się cieszycie ze spotkania takiego dupka jak on? – Ron zapytał.
– To nie spotkanie go było ciekawe – George wytłumaczył.
– No to co było? – zapytał Ron.
– Podobno jego matka i Snape mieli romans i on jest produktem ubocznym! – Fred zawołał.
– CO?! – Molly zapytała. To była lepsza plotka niż zeszłoroczne „Albus Dumbledore był szalenie zakochany w Gellercie Grindelwaldzie". Poważnie, myślałby kto, że Rita Skeeter nauczy się przestać wymyślania takich sensacyjnych opowieści. Ewidentnie Dumbledore zaniemówił z szoku takich niedorzecznych kłamstw więc nie miał nawet głowy, żeby zaprzeczyć.
– To prawda, praktycznie się do tego przyznał – George potwierdził.
– Muszę znaleźć Andromedę – pani Weasley wymamrotała. – Bądźcie grzeczne, dzieci! – I z tymi słowami, pospiesznie się oddaliła, z Ginny idącą za nią, rzucającą tęskne spojrzenia ku Ekspresowi.
– Ktoś tu siedzi? – Ron zapytał, wchodząc niepewnie do przedziału Harry'ego.
– Nie, wsiadaj – Harry zaprosił.
– Herj, Ron – George powiedział, wchodząc do przedziału. – Słuchaj, my idziemy do... Czemu siedzisz z Malfoyem?
– Malfoyem? – Ron wyglądał na zdezorientowanego. – Masz na myśli jego? – wskazał na Harry'ego.
Fred przytaknął.
–Ale to nie jest Malfoy, to Harry Potter – Ron wyjaśnił.
– Co? – Fred zapytał. – Ale...ale powiedziałeś nam, że jesteś Draco Malfoy.
Harry wzruszył ramionami.
– Co ja mogę? Harry Potter, Draco Malfoy... Czasem mi się myli.
– George, chyba właśnie nam spłatano psikusa – powiedział George.
– Czy pierwszoroczniakom tak wolno? – Fred się zastanowił. – Czy to znaczy, że to, co mówiłeś o Snape'ie też jest nieprawdą?
– Może być – Harry powiedział obojętnie. – Tak czy siak, możecie rozprzestrzeniać plotkę, jeśli macie ochotę.
Oczy obu bliźniaków zaświeciły się i pobiegli w dół korytarza. Harry poczuł się nieco winnym za zrobienie tego, kiedy zamierzał szczerze próbować nie uczyć Drakona swoim arcy-wrogiem (bo, szczerze, jeśli naprawdę chciał takowego, zawsze pozostawał Voldemort), ale potem zdecydował, że skoro Draco rozprzestrzeniał tą samą plotkę o jego matce i Snape'ie, takie rozwiązanie było tylko fair.
– Jesteś moim bohaterem – Ron palnął.
– Z powodu mojego zniekształcenia twarzy? – Harry zapytał.
– Nie, ponieważ spłatałeś figla Fredowi i George'owi – Ron wyjaśnił. Gdy Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem, pospiesznie dodał: – Ale twoja blizna też jest całkiem niezła.
– Tak, to bardzo uprzejme ze strony Voldemorta, żeby dać mi tak strasznie fajną blizną gdy próbował mnie brutalnie zamordować, gdy byłem niemowlęciem – Harry powiedział oschle.
Ron zagapił się na niego, zafascynowany i nieco przerażony.
– Naprawdę nie powinieneś wymawiać jego imienia, wiesz.
–Wiesz, im więcej ludzi mi to mówi, tym mniejsze są szanse, że ich posłucham – Harry powiedział od niechcenia.
Ron wyglądał na rozdartego między chęcią wytłumaczenia Harry'emu wagi nie wymawiania tego śmiesznego pseudonimku Toma Riddla a zapytaniem o więcej na temat nocy, kiedy ci dwaj pierwszy raz się spotkali.
– Pamiętasz to?
– Zdajesz sobie sprawę, że miałem wtedy piętnaście miesięcy, tak? – Harry zapytał, unosząc brew.
– Wiem! – Ron bronił się, chociaż ton jego głosu sugerował, że chyba nie pojmował naprawdę, że Harry był zdecydowanie za młody, żeby nawet cokolwiek zapamiętać to wydarzenie, tym bardziej odegrać jakąś tajną rolę w upadku Voldemorta. – Myślałeś, że możesz coś pamiętać przez tą bliznę.
Teraz Harry'emu przypadła kolej na gapienie się.
– Wiesz, zaczynam myśleć, że wy ludzie nie wiecie naprawdę nic o tym, jak blizny działają – powiedział, pamiętając jak wszyscy myśleli, że jego blizna uczyniła go kłamiącym schizofrenikiem w piątym roku.
– Jacy „wy ludzie"? – Ron zapytał,
– Wiesz, czarodzieje – Harry wytłumaczył.
– Ale ty jesteś czarodziejem – Ron wytknął.
– Tak, ale byłem wychowany przez Mugoli – Harry wyjaśnił.
– I co to ma do rzeczy? – Ron zapytał.
Harry uśmiechnął się widząc niemożność Rona w dostrzeżeniu dlaczego to miało coś do rzeczy. Był wtedy taki niewinny...
– Mugole nie mają magii i przez to są zmuszeni, by być dużo bardziej rozsądnymi.
– A. – Ron zatrzymał się i wpatrywał się wyczekująco w Harry'ego.
Harry westchnął.
– I odpowiadając na twoje pytanie, tak, trochę.
– Co pamiętasz? – Ron zapytał, podekscytowany. To była ta irytująca część tego, że Ron był tak niewinny; miał wyczucie trolla. Stał się dużo lepszy w nie zadawaniu bolesnych pytań takich jak to, co pamiętał z pierwszego razu, gdy ktoś próbował go zabić już dopiero po tym, jak zaczął chodzić z Hermioną.
– Cóż – Harry powiedział, próbując zebrać wszystkie fragmenty, które widział przez lata. – Pamiętam, jak ktoś, kto przypuszczam, że jest moim ojcem, mówiącym mojej mamie żeby mnie wzięła i uciekła. Potem jest jakiś śmiech, i ktoś, kto przypuszczam, że jest moją mamą, błaga Voldemorta żeby mnie oszczędził, on każe jej się odsunąć i pozwolić mu mnie zabić, ona się nie zgadza i prosi, żeby ją zabił zamiast mnie, on to robi, a potem jest dużo zielonego światła i czuję, jakby moje czoło płonęło – Harry wyjaśnił.
Teraz Ron wyglądał na przerażonego.
– Przepraszam, nie sądziłem...
– W porządku – Harry wciął mu się w słowa. Naprawdę POWINIEN był pomyśleć, ale w końcu, miał tylko jedenaście lat i, znając Molly Weasley, żył najbardziej osłoniętym życiem możliwym. – Czy cała twoja rodzina to czarodzieje? – Harry zapytał, szybko zmieniając temat.
– Ee, tak, tak myślę – powiedział Ron. – Wydaje mi się, że mama ma kuzyna z drugiej linii, który jest księgowym, ale nigdy o nim nie rozmawiamy.
Harry zastygł. Nie mógł uwierzyć, że nie zauważył tego za pierwszym razem, ale wtedy był tylko dzieckiem.
– Dlaczego nie?
Ron wyglądał na zdezorientowanego.
– Co masz na myśli?
– Twój kuzyn księgowy, ma magię?
– Nie – Ron odpowiedział, wciąż nie rozumiejąc.
– To dlatego o nim nie rozmawiacie? – Harry zapytał.
– E... – Najwyraźniej Ron nigdy się nie zastanawiał, DLACZEGO udawali, że nie mieli krewnego Charłaka. Tak jak Dursleyowie lubili udawać, że nie mieli czarodzieja za siostrzeńca. Jeżeli Weasleyowie ze wszystkich ludzi mogli ulec uprzedzeniom Czystej Krwi, nic dziwnego, że jedyni ludzi przeciwstawiający się Voldemortowi to samozwańcze grupy straży obywatelskiej, które funkcjonowały bardziej jak osobisty kult Albusa Dumbledore'a w jego prywatnej próbie odkupienia win wynikających z pomagania Grindelwaldowi wiele lat temu. Mimo to, fakt, że Ron nigdy nie zauważył, że brak magii był powodem dla ignorowania kuzyna zasługiwał na uznanie, więc Harry uznał, że nie powinien wyżywać na nim swojej frustracji z powodu przykrego stanu stanu świata czarodziei gdzie wszyscy byli uprzedzeni przeciw wszystkim. Nie wspominając już o tym, że całkiem zniszczyłoby to jakąkolwiek szansę jaką mieli na zostanie przyjaciółmi.
– Czy ktoś widział ropuchę? Neville zgubił jedną – Hermiona powiedziała, wchodząc do przedziału, ciągnąc Neville'a za sobą.
– Nie, ale zawsze można ją przywołać – Harry zasugerował.
– Nie znam na to zaklęcia – Hermiona powiedziała. Wyglądała na zawstydzoną, że nie zna zaklęcia, którego ich nie nauczą się jeszcze przez kilka kolejnych lat.
– Ja to zrobię – Harry zaoferował pomoc i wyciągnął różdżkę. – Accio ropucha Neville'a!
Przez chwilę nic się nie działo i Hermiona spojrzała na niego z powątpiewaniem.
– Jesteś pewnien, że to prawdziwe zaklęcie?
Harry przytaknął. O tak, był tego zdecydowanie pewien.
– Chyba nie jest zbyt dobre, co... – ale Trevor przerwał jej wlatując przez drzwi. – O!
Ron spojrzał na Harry'ego, zaskoczony.
– Skoro wiedziałeś, jak przywołać jego ropuchę, czemu nie zrobiłeś tego jak tu przyszedł pierwszy raz?
Ponieważ chciał zobaczyć znowu Hermionę i może zrobić na niej lepsze pierwsze wrażenie?
– Chyba nie pomyślałem o tym – Harry skłamał.
– Też spróbowałam kilku prostych zaklęć, tak żeby poćwiczyć, i wszystkie mi działały. Nikt w mojej rodzinie nie jest magiczny, więc to była taka niespodzianka, ale tak się ucieszyłam, oczywiście, znaczy, to jest najlepsza szkołą czarodziejstwa.
– To dobrze, że jest też najbliżej położona geograficznie? – Harry wymamrotał.
Hermiona rzuciła mu Spojrzenie.
– Nauczyłam się już wszystkich naszych książek na pamięć, oczywiście, mam nadzieję, że to wystarczy - przy okazji, jestem Hermiona Granger, a wy?
– Jestem Ron Weasley – Ron zdołał wreszcie powiedzieć po wpatrywaniu się w nią głupio przez całe trzy minuty.
– Harry Potter – Harry powiedział.
– Naprawdę? – Hermiona zapytała z ciekawością.
– Co jest z tymi wszystkimi ludźmi, że wątpią, czy znam swoje własne imię? – Harry zapytał Neville'a, który tylko wzruszył. – I, Hermiono, też nie wiedziałem, że jestem czarodziejem, dopóki nie dostałem swojego listu, ponieważ moi krewni odmawiają przyznania, że magia istnieje, a Ron mówił mi, że jest pełno Mugolaków, więc jestem przekonany, że sobie poradzisz. Poza tym, nie sądzę, żeby ktokolwiek inny przejął się na tyle, żeby nauczyć się podręczników na pamięć, więc sądzę, że to nie tylko wystarczy, ale będziesz dużo bardziej do przodu niż inni.
– Naprawdę? – Hermiona ucieszyła się.
– Naprawdę – Harry potwierdził. – Chociaż, ja nauczyłem się podręcznika do Eliksirów – przyznał.
Ron wyglądał na przerażonego myślą, że jego potencjalny najlepszy przyjaciel może okazać się molem książkowym i przysunął się bliżej Neville'a.
– Ale to tylko dlatego, że słyszałem, że nasz nauczyciel nienawidził mojego taty, więc nie chcę dać mu powodu, żeby nienawidził i mnie – Harry pospiesznie dodał. Oczywiście, nie, żeby Snape potrzebował powodu, ale teraz przynajmniej tamten nie zawstydzi go niespodziewanymi pytaniami pierwszego dnia. Harry pewnie mógł wyszukać tylko te konkretne pytania, ale wtedy Snape mógłby się wściec i zapytać o więcej. Nie wspominając już o tym, że minęły lata od jego pierwszej lekcji ze Snapem i szczerze nawet nie pamiętał, co to były za pytania i ile ich było.
– A, to w porządku – powiedział Ron, rozluźniając się.
– Jesteś we „Współczesnej historii magii" i w „Powstaniu i upadku Czarnej Magii", wiesz? – Hermiona mu powiedziała.
– No cóż, nie wierzyłbym we wszystko, co się przeczyta – Harry powiedział jej, czując się nieco niezręcznie.
– Czemu? – Hermiona spytała.
– Bo jutro o tej porze zarówno „Prorok Codzienny" ORAZ „Czarownica" będą mieć artykuł o tym, że Draco Malfoy jest nieślubnym dzieckiem Narcyzy Malfoy i Severusa Snape'a – Harry odpowiedział.
– Chyba nie rozumiem – Hermiona zmarszczył brwi. – Kim są...
– Nie martw się tym – Harry powiedział – Dowiesz się wystarczająco szybko.
– Chyba powinniśmy już iść, jak już znalazłeś Trevora – Hermiona powiedziała, wstając. Neville niechętnie poszedł w jej ślad.
Ron, mając jedenaście lat, nie zauważył, że ewidentnie chcieli zostać, ale Harry już owszem i jego serce drgnęło, by wyjść naprzeciw jego dawnym i przyszłym przyjaciołom. – Hej, może zostaniecie jeszcze trochę? Mamy zdecydowanie za dużo jedzenia, potrzebujemy pomocy, żeby je zjeść.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko i usiadła z powrotem.
– Dzięki, Harry – powiedział Neville cicho.
Krótko później, Draco Malfoy wszedł do przedziału.
– Neville Longbottom – powiedział dumnie.
– Eee, tak? – Neville zapytał, zaskoczony.
– Nie ty – Draco powiedział. – On – stwierdził, wskazując na Harry'ego.
– Przepraszam – Harry powiedział. – Ale to jest Neville.
– Oj. Byłem blisko? – zapytał, pełen nadziei.
– Jak mógłbyś być blisko? Albo jestem Longbottomem, albo nie. Kim, żeby to było jasne, nie jestem.
– Mógłbyś być z nim spokrewniony – Draco zwrócił uwagę.
Harry prychnął.
– Pewnie jestem, dzięki temu całemu chowowi wsobnemu.
Draco postanowił to zignorować, częściowo dlatego, że chciał się dowiedzieć, kim Harry był (skoro najpewniej spędził ostatni miesiąc mając obsesję na tym punkcie) i częściowo dlatego, że była to prawda.
– To kim ty jesteś?
– To Harry Potter – Hermiona powiedziała, pomocnie.
Draco roześmiał się.
– Nie, poważnie, kim on jest?
Harry tylko podniósł grzywkę.
– Łał, naprawdę JESTEŚ Harry Potter – Draco powiedział, nieco zaskoczony.
– No – Harry powiedział, przypominając sobie podobną sytuację z pierwszego razu. – Ludzie o tym nie gadają?
– No, tak – Draco przyznał. – Ale wygadują też jakieś niedorzeczne bzdury, o tym, że niby jestem nieślubnym dzieckiem profesora Snape'a.
– Naprawdę? – Harry zapytał niewinnie. – Łał, chyba ludzie uwierzą we wszystko.
– Ale Harry – Hermiona wyglądała na nieco zdezorientowaną. – Czy wcześniej nie...
– Wiedziałeś, że ludzie uwierzą we wszystko? – Neville wciął jej się w zdanie, odgadłszy, że to Harry rozpoczął tą plotkę. – Ta, wiedział, ale jest gwiazdą od lat, więc pewnie musiałby.
– Więc ty jesteś Draco Malfoy? – Ron zachichotał złośliwie. Ewidentnie jego jedenastoletni poziom dojrzałości uważał plotkę o drugim chłopaku za bardzo, bardzo zabawną.
Szczęśliwie, Draco źle zinterpretował rozbawienie Rona.
– Myślisz, że moje imię jest zabawne? – Albo może nie tak szczęśliwie. – Nie muszę nawet pytać, kim ty jesteś. Mój ojciec powiedział mi, że wszyscy Weasleyowie mają Ruse włosy, piegi i więcej dzieci niż ich stać.
– Łał, to jest dziwnie dokładne – Harry skomentował. – Rozumiem, że wasi ojcowie się znają? I pewnie nie za bardzo lubią?
Draco kiwnął głową.
– Masz rację, Potter. Wkrótce się dowiesz, że niektóre czarodziejskie rodziny są lepsze niż inne. Nie chcesz przyjaźnić się z tymi gorszymi. Mogę ci w tym pomóc.
Harry jęknął w środku. To było jakby Malfoy na siłę chciał zostać jego wrogiem czy coś. Nie, oczywiście, żeby Harry mógł uznać jedenastoletniego chłopca swoim wrogiem, ale wiedział, że lata szkolne miną DUŻO łatwiej, jeśli jedna osoba mniej będzie chciała go zniszczyć. Jak to najlepiej rozwiązać? Nie mógł, oczywiście, uścisnąć dłoni Malfoya, ale to dałoby tamtemu złe pojęcie i zrobiłby wrogów ze wszystkich pozostałych w tym przedziale. Ale jak mógł NIE uścisnąć jego dłoni i wciąż wykaraskać się z bezużytecznej, siedmioletniej rywalizacji?
W końcu, powiedział:
– Jestem pewien, że mógłbyś, Draco, ale kij w tym, że wciąż jestem nowy do tej całej koncepcji „magia jest prawdziwa", więc nie jestem pewien, że mógłbym dokonać dobrze poinformowanego wyboru w tym momencie. Nie chciałbyś, żebym wybrał Rona tylko dlatego, że związaliśmy się nad słodyczami a tym myślałeś, że jestem Nevillem, mam rację?
Draco zawahał się.
– Chyba nie.
– A poza tym, naprawdę, NAPRAWDĘ chciałbym chociaż dotrzeć do szkoły zanim narobię sobie rywali czy wrogów – Harry powiedział dyplomatycznie. – Więc może w którymś momencie uznam, że masz rację, że Ron jest pierwiastkiem wszelkiego zła, i przyjmę twoją ofertę pomocy. Może nie. Ale na razie, muszę rozkminić, który z was ma rację. – Ale, wiedział doskonale, który z nich miał rację i którego wybrałby ostatecznie, gdyby Malfoy albo Ron zmusił go do tego. Ale była to całkiem rozsądna rzecz do powiedzenia przez osobę, które ledwie znała któregokolwiek z nich.
– W porządku – Draco zgodził się po chwili ociągania. – Ale niedługo odkryjesz, że mam rację. – Z tymi słowami, wyszedł, a most pozostał niespalony.
No, drugi rozdział przetłumaczony. :) Mam nadzieję, że uda mi się wrzucać rozdział tygodniowo.
Jeżeli macie jakieś uwagi co do tłumaczenia, sugestie, propozycje, proszę zostawiajcie mi w komentarzach! :) Każdy pomaga!
Przy okazji, ma ktoś pomysł, jak tłumaczyć dowcip serious Sirius? Bo nie mam pojęcia, z której strony to ugryźć, a może ktoś z innych tłumaczy tutaj już to rozwiązał i ma propozycje - jestem otwarta. ;)
Mam nadzieję, że nie ma "litrówek", jeśli ktoś coś wyhaczył, to dajcie mie znać!
Dziękuję wszystkim za followy, favy i wszystko! I za czytanie też! :D