To były najdłuższe dwa tygodnie w całej karierze inspektora. Lestrade wychodził ze skóry, żeby jakoś wyjaśnić sytuację i nie okazać się zbyt stronniczym. Dodatkowo kłopoty zaczęły się już podczas pierwszego przesłuchania następnego ranka po nocnej awanturze.

Patrząc na sytuację z perspektywy czasu, Greg wyrzucał sobie, że nie przewidział takiego scenariusza. Powinien był przecież pamiętać, jak kiepsko Sherlock zniósł jazdę samochodem, i że raczej nie zaznał odpoczynku. Inspektor spędził część nocy będąc albo w celi, albo w jej okolicach, ale w końcu zaprzestał prób jakiegokolwiek porozumienia się z detektywem, wychodząc z założenia, że Sherlock musi się otrząsnąć, i poszedł się przespać w swoim gabinecie.

Jak się potem okazało, źle zrobił. Gdy Greg przyszedł rankiem po aresztowanego w towarzystwie drugiego policjanta, by zabrać go na przesłuchanie, Holmes leżał na brzuchu i gapił się w podłogę. Wyglądał szaro, ale nim inspektor spytał go o to, Sherlock wstał i poszedł razem z nimi.

Początkowo zeznawał nawet składnie. Pamiętał o tym, co zasugerował mu Greg, i nie wspomniał słowem o udziale Molly w sfingowaniu samobójstwa. Całą pomoc zrzucił na Mycrofta, który z oczywistych względów nie mógł potwierdzić słów brata. Może kłóciło się to z jego poczuciem sprawiedliwości, ale Greg zdawał sobie sprawę, w jakie kłopoty wpadłaby Molly, gdyby wyszedł na jaw jej udział. I jak ciężko byłoby to naprawić bez możliwości starszego Holmesa, który pewnie umiałby zatuszować sprawę.

Potem pytania prowadzącego przesłuchanie stały się bardziej agresywne, ale Greg był już i tak w wystarczająco niepewnej sytuacji, by móc się wtrącać. Miał tylko siedzieć i słuchać, a swoje ewentualne pytania uzgodnić wcześniej z przełożonym. Na niego miał przyjść czas później, żeby zweryfikował zeznania Holmesa z tym, co wiedział od Johna i czego był świadkiem.

Podczas pierwszego przesłuchania do tego nie doszło. W pewnym momencie Sherlock zaczął odpowiadać z opóźnieniem. Raz i drugi przesłuchujący zmuszony był powtórzyć pytanie i wtedy już Greg miał wrażenie, że coś jest nie w porządku. Chwilę później Holmes zsunął się nieprzytomny z krzesła.

Zrobiło się nerwowo. Gdy próba ocucenia nie przyniosła efektu, Greg wezwał pogotowie. Jak się okazało, wycieńczony organizm Holmesa nie wytrzymał takiego stresu i po prostu zredukował napływ bodźców. Gdy Sherlock znalazł się pod opieką lekarzy, nie było się czego obawiać, ale przesłuchanie odsunęło się znacznie.

Nieoczekiwanie w tym wszystkim zdarzyła się jedna pozytywna rzecz. Wróciwszy na komendę ze szpitala, Greg zastał pod swoim gabinetem czekającą na niego kobietę. Przedstawiła się jako... Alice? Agatha? Andrea? Inspektor nie mógł zapamiętać jej imienia, ale dziewczyna powiedziała na wstępie, że przez lata była osobistą asystentką Mycrofta Holmesa, oraz że wiedziała całkiem sporo o tym, co się działo z Sherlockiem. No i, oczywiście, wiedziała o Sherlocku. Na poświadczenie swoich słów przyniosła grubą teczkę pełną dokumentów, w dużej części podpisanych przez starszego Holmesa.

Greg nie mógł prosić o lepsze argumenty do wybronienia Sherlocka, choć zdawał sobie sprawę, że to także trochę potrwa. Gdy napomknął, że wiarygodność dokumentów będzie musiała zostać dokładnie sprawdzona, kobieta uśmiechnęła się z politowaniem i wręczyła mu kilka wizytówek. Cała jej postawa zdawała się mówić inspektorowi, że jeśli chce, to nikt mu nie broni podważać autentyczności papierów, ale osobiście A... Jakośtam radziłaby mu zaprzestać na samym starcie.

Lestrade nie zamierzał pchać się w to osobiście. Wiedział to i owo o Mycrofcie Holmesie, a poza tym przecież miał się za bardzo nie angażować. Dlatego podziękował grzecznie za pomoc, poprosił o numer kontaktowy, w razie gdyby ktoś chciał się z nią skontaktować, a potem powędrował z dokumentami do swojego przełożonego. Dziękował przy tym niebiosom, że poprzedniego roku zmienił mu się komendant, bo z poprzednim bucem nijak by się nie dogadał w sprawie Sherlocka. A tak pozostało mu tylko patrzeć, jak kto inny rozbija się o ścianę zwaną "Mycroft Holmes". Tam bowiem, gdzie padało to nazwisko, natychmiast wyrastał mur "spraw najwyższej wagi państwowej", "bezpieczeństwa narodowego" i tego typu frazesów, które co do jednego kazały się nie wtrącać.

Sprawa była pokręcona, ale jednocześnie dała się dość łatwo rozwiązać. Wystarczyły niespełna dwa tygodnie, by ktoś "z góry" pofatygował się i przybił pieczątkę "ściśle tajne" na wszelkich działaniach Mycrofta Holmesa. A skoro to on miał spory udział wydarzeniach związanych z Sherlockiem, siłą rzeczy także młodszy Holmes znalazł się pod parasolem tajnych służb. Greg mógł być tylko wdzięczny, że komendantowi to wystarczyło.

Pozostawał jeszcze ten nieszczęsny trup, ale tutaj pół tuzina policjantów z miejsca potwierdziło, że Holmes działał w obronie własnej i towarzyszącej mu Molly Hooper, a sytuacja była tak gorąca, że trudno było go winić za przekroczenie granic obrony koniecznej. Zabójstwo było więc niezamierzone. Trudno zresztą było komukolwiek ująć się za zmarłym, którego towarzysze strzelali do policji i zabili cywila. Problem formalny w zasadzie się rozwiązał i na głowie inspektora pozostały tylko zwykłe, bieżące troski codziennej pracy.

I Holmes. Zostawiony w szpitalu pod strażą, chorował, przez co ominęła go większość zamieszania, nie licząc szczątkowego przesłuchania, które w końcu zostało przeprowadzone. Wprawdzie lekarze zapewniali, że Sherlock potrzebował czasu, by jego zaniedbany organizm doszedł do siebie, ale to nie przekonywało ani Molly, ani pani Hudson. Zwłaszcza ta ostatnia była zdruzgotana śmiercią Johna i podwójnie trzęsła się o życie swojego drugiego, odzyskanego chłopca. Molly na szczęście podchodziła do sprawy spokojniej, choć i ona wędrowała do izolatki detektywa tak często, jak tylko mogła, a pilnujący policjant miał przykazane, żeby ją wpuszczać. Wprawdzie wydawało się, że Sherlockowi jest kompletnie obojętne, czy jest sam, czy z kimś, ale Greg nie zamierzał pozwolić mu się zupełnie zamknąć. A poza tym miał dość rozumu, by nie próbować zabronić pani Hudson regularnych wizyt.

W międzyczasie był jeszcze pogrzeb Johna. W tej jednej kwestii Sherlock okazał nieco zainteresowania i uparł się, że pójdzie. Greg gotów był stanąć na głowie, żeby mu to umożliwić, jednak komendant z góry oświadczył, że jest zbyt wcześnie, by pozwalać bądź co bądź aresztantowi na taką swobodę. Lestrade kłóciłby się dalej, ale do dyskusji włączył się lekarz Sherlocka i oświadczył, że tak silne wzruszenia nie były wskazane dla pacjenta. Wprawdzie detektyw prychnął pogardliwie na uwagę o emocjach, ale sam musiał przyznać, że nie miał dość sił, by sprostać pogrzebowi, skoro ledwie był w stanie dojść do łazienki.

Tak więc Sherlock został w szpitalu, podczas gdy przyjaciele żegnali Johna Watsona. Holmes konsekwentnie nie odzywał potem przez kilka dni do nikogo, włączywszy w to panią Hudson, która tylko martwiła się jeszcze bardziej. W końcu inspektor uznał, że ktoś musi go postawić z powrotem na nogi. Czy tego chciał, czy nie, Greg orientował się, że tym kimś najprawdopodobniej musiał być on sam. Cóż, nie byłby to pierwszy raz.

xxx

Greg przyjechał do szpitala, tak jak obiecał. Lekarze informowali go na bieżąco o stanie zdrowia Holmesa, a dziś dostał wiadomość, że Sherlock mógł już być wypisany. Daleko mu jeszcze było do odzyskania pełni sił, ale nie było potrzeby hospitalizacji. Inspektor nie zdążył się jeszcze porozumieć z panią Hudson, nie miał także okazji porozmawiać z samym Sherlockiem, ale na wszelki wypadek liczył się ze świadomością, że najbliższe dni detektyw spędzi u niego. U kogoś musiał.

Pod izolatką, w której trzymano Sherlocka, już od poprzedniego dnia nie było policjantów. Podczas gdy Holmes chorował, Gregowi udało się załatwić ostatnie formalności. Sherlock nie był więc przez nikogo przetrzymywany ani kontrolowany. Mimo to Greg, wiedząc, jak reagował przez ostatnie dni, nie spodziewał się, by Holmes ruszył się z własnej woli choćby na krok. Dlatego też zdziwił się, gdy po przyjściu zastał pusty pokój.

Wiedziony przeczuciem, Greg skierował się w stronę jedynego miejsca w Barts, w którym mógł znaleźć Sherlocka. Zszedł na dół do kostnicy, słusznie podejrzewając, że jeśli detektyw w ogóle był jeszcze w szpitalu, to właśnie tam.

Nie pomylił się. Gdy wszedł do królestwa Molly, patolog właśnie kończyła sprzątać po przeprowadzeniu sekcji, natomiast Sherlock siedział w kantorku przy jej biurku. W ciemnej koszuli i garniturowych spodniach na pierwszy rzut oka wyglądał tak jak kiedyś, dopóki Lestrade nie zorientował się, w czym tkwiła różnica. Sherlock zawsze sprawiał wrażenie, jakby miał całą garderobę o pół rozmiaru za ciasną, ale tym razem koszula pasowała akurat.

- Cześć, Molly. - Greg podszedł do stołu sekcyjnego, z którego na szczęście zniknęły już zwłoki. Inspektor był niby przyzwyczajony, ale zawsze lepiej było nie widzieć ciała, niż je widzieć.

- Hej, nie spodziewałam się ciebie tutaj - przywitała go Molly zmęczonym uśmiechem.

- Przyjechałem po Sherlocka - wyjaśnił Lestrade. - Dobrze go widzieć na nogach - dorzucił cicho, zerkając przez drzwi na detektywa, który nie podniósł głowy znad tego, co aktualnie czytał, mimo że musiał usłyszeć inspektora.

- Dokąd go zabierasz? - zaniepokoiła się Molly, a coś w jej reakcji kazało Gregowi cieszyć się, że już sprzątnęła narzędzia, którymi kroiła zwłoki.

- Bez obaw, Molly - pospieszył z wyjaśnieniem Lestrade. - Doktor Atkins uważa, że nie trzeba go tu dłużej trzymać, to tyle. Nie zamierzam go zabierać do aresztu, wszystko jest wyjaśnione. Potrzebuję tylko, żeby Sherlock podpisał mi parę papierów w biurze.

- No nie wiem... Nie za szybko? - Molly także obejrzała się na detektywa. - Ledwie go namówiłam, żeby tu do mnie zszedł i wypił kawę.

- Właśnie dlatego trzeba go stąd zabrać - odparł Greg ściszonym głosem. - Po takim czasie tutaj powinien już chodzić z nudów po ścianach, jak go znam. Taka bierność jest aż nienormalna.

- Chyba masz rację - zgodziła się Molly. - Dlatego go zmusiłam do wyjścia z pokoju. Stwierdził, że zmieniłam łyżeczkę w cukiernicy, bo inaczej kawę osłodziłam - dorzuciła, jakby chciała przekonać inspektora, że Holmes wraca do dawnych nawyków.

- Właśnie, tak w ogóle to co on tam robi? - zainteresował się Greg. Z tego co zdążył zaobserwować, Sherlock cały czas siedział pochylony i coś czytał.

- Nie wiem - przyznała Molly. - Ale miałam tu ostatnio trochę roboty, pewnie przegląda raporty.

Zamiast odpowiedzieć, Greg wszedł do kantorka i zorientował się, że Sherlock owszem, siedział nad jakimiś dokumentami, ale raczej się na nie gapił, niż je czytał. Molly pochyliła się nad nim, by zobaczyć co to jest i zmroziło ją, gdy natrafiła na nazwisko Johna Watsona. Jedno dokładniejsze spojrzenie na Sherlocka i pobladłą Molly, i Greg zatrzasnął teczkę.

- Nie skończyłem tego czytać - odezwał się Sherlock, ale bez specjalnego wyrzutu. W odpowiedzi Greg odłożył teczkę z dokumentami Johna Watsona na najdalszą półkę.

- Po co ci to? - zapytał łagodnie. Mimo że w ciągu ostatnich dni widział się kilkakrotnie z Sherlockiem, wciąż nie bardzo wiedział, jak z nim postępować. Raz, że odwykł od towarzystwa detektywa, a dwa, Sherlock zachowywał się zupełnie inaczej niż kiedyś.

- Chciałem wiedzieć. Zobaczyć.

- Nie rozgrzebuj tego - poradził Greg. - To nic nie da, lepiej...

- Zapomnieć? - wtrącił się Sherlock. Zmrużył oczy i spojrzał na inspektora. - Wykasować? Są rzeczy, które można wykasować, ale to rzeczy nieważne. On nie był nieważny - oświadczył tonem sugerującym, że w tym momencie powinni zakończyć rozmowę.

Molly nagle obróciła się na pięcie i uciekła, by, jak podejrzewał Greg, nie rozpłakać się przy nich. Uznał, że lepiej uszanować i jej chęci, i chęci Sherlocka, dlatego zarzucił temat.

- Musisz mi podpisać kilka dokumentów - odezwał się, przechodząc do rzeczy. -

Resztę załatwisz sobie z... Boże, jak ona miała na imię...

- Mhm - wymruczał Sherlock i podniósł się. - Dlaczego nie masz tych dokumentów? Ponoć mam podpisać.

- Zostały w Yardzie. Pojedziesz ze mną - zaproponował Greg z nadzieją, że Holmes nie będzie sprawiał kłopotów. Jego obawy okazały się niepotrzebne, gdyż Sherlock po prostu wstał i wyszedł bez słowa, wyraźnie oczekując, że inspektor za nim podąży.

xxx

Lestrade w końcu przyprowadził Holmesa do pracy. Wspominał o tym od poprzedniego dnia, gdy ostatecznie wszystko zostało wyjaśnione, ale Sally i tak poczuła się niezręcznie na widok detektywa, zwłaszcza, gdy ten zamiast płaszcza, który pamiętała, miał na sobie kurtkę inspektora. Może to kwestia choroby, może pożyczonego ubrania, ale Holmes wciąż sprawiał wrażenie, jakby nie był na swoim miejscu, jakby tu nie pasował. Jak gdyby nigdzie nie pasował.

Sally patrzyła przez szklane przepierzenie, jak Lestrade podchodzi do biurka i pokazuje coś detektywowi. Sherlock kiwnął głową, usiadł i zaczął czytać, natomiast inspektor skierował się w stronę drzwi.

- Zaraz wracam - rzucił w progu, a mijając policjantkę dał jej dyskretnie do zrozumienia, żeby miała oko na Holmesa.

Sally obserwowałaby go i bez tego. Być może jej zainteresowanie było niewłaściwe, ale chciała wiedzieć, czy Holmes się pozbierał. Nie kłamała Molly, gdy mówiła, że go nie lubi, ale też nie życzyła mu przechodzenia przez piekło. Z tego, co zdążyła zobaczyć przelotem w szpitalu, i co widziała teraz, właśnie tym była dla niego śmierć doktora.

Przez dłuższą chwilę Sally, zamiast zajmować się swoimi sprawami, siedziała i patrzyła, jak Holmes bez entuzjazmu przerzuca dokumenty poświadczające jego wolność. W końcu nie wytrzymała.

Zgarnęła ze swojego biurka wyniki badań, które dopiero co dostała z laboratorium, i weszła do gabinetu inspektora. Rzuciła je Sherlockowi przed nos tak gwałtownie, że aż poderwał głowę w zdziwieniu.

- Co chcesz?

- Trzeba ustalić przyczynę i okoliczności zgonu - odparła sucho Sally. - Podejrzewamy otrucie, właśnie przysłali wyniki z laboratorium.

Wzięła go z zaskoczenia. Sherlock przez chwilę siedział bez ruchu i przelatywał wzrokiem po pierwszej stronie analizy, dużo sprawniej niż chwilę wcześniej, ale jednocześnie zerkał na policjantkę i marszczył brwi, jak gdyby próbując dociec motywów jej postępowania.

- Holmes, trochę nam się z tym spieszy, więc się przyłóż - dorzuciła Sally i wyszła.

Chwilę później wrócił Lestrade i zatrzymał się przy biurku sierżant Donovan, gdy spostrzegł, jak Sherlock sprawnie przerzuca dokumenty i kreśli coś ołówkiem na marginesach.

- Co zrobiłaś? - zagadnął policjantkę.

- Coś, z czym się nie zgadzam - odparła Sally. - Dałam mu wyniki Johnsona. Pewnie zaraz będzie marudził, że to dla niego za nudne - prychnęła, ale raczej przyjaźnie.

- Mam taką nadzieję - przyznał Lestrade. - Donovan? - obrócił się jeszcze. - Dobry pomysł.

xxx

Sprawa Johnsona została rozwiązana. Tak jak przewidywała sierżant Donovan, ich wcześniejsze założenia okazały się słuszne i wyniki badań jednoznacznie wskazały przyczynę śmierci. Sherlock przydał się w zasadzie tylko po to, by ustalić truciciela bez ruszania się z gabinetu inspektora.

Lestrade przetrzymał go u siebie do końca pracy, a potem zabrał ze sobą do domu. Sherlock nawet za bardzo nie oponował, jakby mu było obojętne, gdzie spędzi noc. Greg podejrzewał, że nie mijał się z prawdą. Holmes nie miał jeszcze ani nowych dokumentów, ani rzeczy, ani dostępu do środków po bracie. W zasadzie nadal wszystko, co posiadał, mieściło się w kieszeniach kurtki, w dodatku pożyczonej, bo jego własna została razem z torbą z laptopem na Baker Street. A tam akurat Sherlock się nie spieszył, choć pani Hudson trzy razy dzwoniła do Grega, najpierw z pytaniem, kiedy przyjadą na obiad, a potem z wyrzutami, że nie wolno mu męczyć Sherlocka świeżo po chorobie.

Lestrade był skłonny się z nią zgodzić, że Holmes jeszcze się do niczego nie nadawał. Po popołudniu w Yardzie Sherlock był niepokojąco cichy i chyba zmęczony, choć pod tym względem to nigdy nie było z nim wiadomo. Gdy Greg spytał go, czy przenocuje u niego, czy też woli pojechać do Molly, Sherlock w zasadzie nie odpowiedział, ale wsiadł razem z inspektorem do samochodu. I siedział cicho przez większość drogi, dopiero pod koniec odezwał się nagle.

- Powiedziałeś, że jestem już wolny. To samo wynikało z tych twoich papierów.

- Tak - przytaknął ostrożnie Greg, niepewny, o co chodzi detektywowi.

- Więc dlaczego non stop mnie obserwujecie? - spytał natarczywie Sherlock. - Praktycznie nie ruszałeś się z biura, a jak wychodziłeś, Donovan się na mnie gapiła. Pani Hudson wydzwaniała do ciebie, a Molly zaczęła panikować, jak nie odebrałem telefonu - wymienił zirytowany. - Nie jestem niepoczytalny, a obchodzicie się ze mną jak z tykającą bombą!

Grega na moment przytkało, bo nie spodziewał się, że Sherlock poruszy ten temat. Holmes miał zwykle w głębokim poważaniu, co inni o nim myśleli, ale widać tym razem zwrócił na to uwagę. Faktem było również to, że rzeczywiście wszyscy podchodzili do detektywa bardzo ostrożnie.

- Bo w pewnym sensie nią jesteś - odparł w końcu Lestrade. - Nie mam pojęcia, co robić - przyznał. - Po tym, co nam zafundowałeś... Nie chcę cię znowu odwozić do szpitala na sygnale.

Sherlock nie wyglądał na zadowolonego z takiej odpowiedzi, tym bardziej, że Greg wypomniał mu czas, gdy rzeczy tak przyziemne jak fizjologia okazały się silniejsze od niego. Skrzyżował ramiona i uparcie nie patrzył na inspektora.

- To jest nienormalne. Donovan była miła. I trzymała Andersona z daleka - ciągnął dalej Sherlock z nutką zdziwienia i wyrzutu w głosie. - Dlaczego nie możecie zachowywać się normalnie? - spytał cicho.

- Bo sytuacja nie jest normalna – wyjaśnił Greg. – Pamiętaj, że nie było cię bite trzy lata. Wszyscy będziemy potrzebować czasu, żeby… przywyknąć. Twój powrót wciąż nie jest czymś, z czym się oswoiliśmy. To nie takie proste. Potrzeba czasu.

Rozmowa się urwała. Sherlock zapatrzył się w okno i uparcie milczał do końca podróży.

xxx

Lestrade rzadko wstawał w nocy, wychodząc z założenia, że najlepiej śpi się bez przerwy. Tym razem jednak świadomość, że ma Sherlocka za ścianą, pozwoliła mu jedynie na lekki sen. Dwa razy zignorował niechcianą pobudkę, ale za trzecim uznał, że lepiej będzie uspokoić sumienie i sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Wstał i zajrzał cicho do sąsiedniego pokoju. Co mu się nie spodobało, to puste łóżko nie noszące śladów spania. Nawet poduszka leżała tam, gdzie ją Greg rzucił. W pierwszej chwili inspektor zaniepokoił się, że Sherlock gdzieś wyszedł, bo wbrew zapewnieniu detektywa, że nie zrobi nic głupiego, Greg niezbyt mu ufał. Zaraz jednak zobaczył buty przy łóżku i telefon na szafce. O ile komórkę Sherlock mógłby zostawić, tak bez butów raczej nigdzie nie poszedł. Resztę dopowiedział sobie na podstawie zapachu.

Holmes siedział po ciemku w kuchni w kłębach papierosowego dymu. Jedynym źródłem światła był elektroniczny zegar na kuchence, dlatego Sherlock zamrugał gwałtownie i zmrużył oczy, gdy Greg zapalił górne światło. Zaraz też inspektor, sam oślepiony, włączył halogeny nad szafką zamiast lampy.

Sherlock nie zmienił pozycji. Gdy tylko inwazyjne światło zgasło, przestał mrugać i zapatrzył się w stojącą przed nim szklankę z wodą, kompletnie ignorując inspektora. Zaciągnął się papierosem.

- Czemu nie śpisz? - Lestrade przerwał niewygodną dla siebie ciszę. Poczuł się trochę jak ojciec nakrywający po nocy dzieciaka, choć jego syn był obecnie na studiach. Podszedł do okna i otworzył je, a potem bez pytania poczęstował się papierosem z paczki leżącej na stole.

- Nie zamierzam spać - odparł lakonicznie Sherlock. - To boli.

- Co boli? Sherlock, coś jest nie tak? - zaniepokoił się Greg. - Trzeba mnie było obudzić, jeśli źle się czujesz - dodał z wyrzutem. Teraz już rzeczywiście reagował jak ojciec, w dodatku przewrażliwiony, ale uznał, że ma do tego prawo. Poza tym ktoś musiał się twardo trzymać i postawić Holmesa z powrotem na nogi. Szkoda było tego chłopaczka, którego Greg poznał dekadę wcześniej, a wyglądało na to, że prócz pani Hudson i Molly tylko on został Sherlockowi. Czy tego chciał, czy nie.

- Po prostu nie śpię, to taka zbrodnia? - zjeżył się Sherlock. - Nie chcę.

- To nie jest naj... - zaczął Lestrade, ale jego towarzysz przerwał mu ostro.

- Wszystko jest w porządku!

Lestrade zaciągnął się papierosem i zlustrował Sherlocka wzrokiem. Wyłapał, o co chodziło, w końcu nie było to dla niego nic nowego. Detektyw nie chciał przyznać się do żadnej słabości, a naciskany atakował. Greg pamiętał, jak John opowiadał mu kiedyś, jaką scenę Holmes zrobił w czasie sprawy z Baskerville. Teraz także tak było, ale też inspektor przez lata znajomości nauczył się, jak postępować z Holmesem i nie zwariować.

- Właśnie przyznałeś się, że masz koszmary, więc to nie brzmi jak „w porządku" - powiedział spokojnie. - Pani Hudson urwie mi głowę, jeśli nie oddam cię w stanie używalności.

- Powiedziałem ci już, że wszystko w porządku - powtórzył zirytowany Sherlock. - Lestrade, czemu nie pójdziesz dalej spać, skoro to takie ważne? - spytał jadowicie.

Chyba jeszcze się nie nauczył, że te złośliwości nie działają, przemknęło Gregowi przez głowę.

- Bo będziesz jutro potrzebny - wyjaśnił Sherlockowi. - Posłuchaj... Ja wiem, że to trudne i sobie nie radzisz. - Greg zignorował oburzone prychnięcie. - Ale zaufaj mi. Wciąż masz przyjaciół. I jeśli masz mnie głęboko gdzieś, w porządku, ale pani Hudson i Molly się zamartwiają.

- Jeszcze jakieś mądrości? - warknął Sherlock i odpalił kolejnego papierosa.

Gregowi robiło się duszno od dymu, dawno już nie palił. Zabrał paczkę i schował ją do szuflady. Chwilę się wahał, ale w końcu uznał, że może powiedzieć Sherlockowi jeszcze jedną rzecz.

- Wiesz dobrze, że cię potrzebujemy - przypomniał. - Nawet Sally potrafi to przyznać. A ja może nie powinienem wychodzić przed szereg, ale... - Greg urwał na moment i zauważył z satysfakcją, że udało mu się przykuć uwagę Sherlocka. - Mój przełożony zamierza zaoferować ci stanowisko konsultanta. Oficjalnie.

- Nie będę waszym chłopcem na posyłki - oburzył się Sherlock.

- Nie, będziesz konsultantem - podkreślił Greg, marząc o tym, by wrócić do łóżka. Od kafelków marzły mu stopy. – Będziesz robić dokładnie to, co zawsze robiłeś, tylko nikt nie będzie się czepiał, że nie masz dostępu do akt. Prześpij się z tym, dobra? Mam jutro mnóstwo roboty, przydałbyś się.

Sherlock utopił niedopałka w szklance i wstał.

- Jutro idę na cmentarz - powiedział cicho i wyszedł.

xxx

Greg musiałby upaść na głowę, żeby pozwolić Sherlockowi pojechać na cmentarz zupełnie samemu. Dlatego też rankiem wmusił w swojego gościa spore śniadanie, grożąc, że inaczej go nie wypuści. Zanim wyszli z domu, inspektor zdążył skląć Sherlocka z góry na dół za całokształt, co w sumie nie było wcale najgłupszym pomysłem; w końcu Holmes sam chciał, żeby było normalnie.

Na cmentarz jechali w milczeniu. Greg próbował raz i drugi zagaić rozmowę, ale Sherlock odpowiadał mu półsłówkami, aż w końcu powiedział inspektorowi, by się zamknął. Zresztą nawet nie za bardzo było o czym rozmawiać, a inspektor nie chciał wracać do nocnej dyskusji. Lepiej było pozwolić, by wszystko toczyło się dalej.

Lestrade spodziewał się... Sam w zasadzie nie był pewien, czego. Mimo wszystko wydawało mu się, że Sherlock jakoś zareaguje. Inspektor oczekiwał płaczu, złości, wyrzutów, że może Sherlock się odezwie, będzie chciał coś powiedzieć...Cokolwiek. Greg zamierzał dać mu tyle czasu, ile będzie potrzebował i pozwolił mu na odrobinę prywatności. Został w pewnej odległości i tylko obserwował Holmesa przy grobie przyjaciela.

Reakcji nie było żadnej. Sherlock stał przez chwilę przy nagrobku i tylko patrzył. Jeśli Greg obawiał się, że jakieś gwałtowniejsze emocje zetną detektywa z nóg, to niepotrzebnie się martwił. Sherlock jedynie skinął głową, jakby w milczącym salucie, i wrócił do inspektora.

- Co teraz zamierzasz? - zagadnął ostrożnie Greg. Bardzo nie podobało mu się to milczenie towarzysza. – Jedziesz ze mną do Yardu?

- Nie, Catherine na mnie czeka – odpowiedział obojętnie Sherlock.

- Że kto? – spytał zaskoczony inspektor. – Jaka Catherine?

- Ach, pewnie przedstawiła ci się jednym z tych dziwnych imion, jakich zawsze używała w pracy – mruknął detektyw nieobecnym tonem. – Safona? Anthea? Eunike?

- Anthea. Więc co z nią? – drążył dalej Greg. Wiedział, że pani Hudson znów go będzie ścigać i wolał zawczasu przygotować sobie odpowiedź dla starszej pani.

- Jest parę spraw, które muszę załatwić po Mycrofcie – wyjaśnił Holmes. – I jeszcze ten dom… chyba tam na razie zostanę.

- Sherlock… jesteś pewien? Wiesz, że pani Hudson czeka na ciebie na Baker Street.

- Łatwiej jest zacząć od Mycrofta – odpowiedział prosto Sherlock, ucinając w ten sposób wszelkie dalsze dociekania Grega. – I może będziesz miał swojego konsultanta na stanowisku. Ale nie teraz. Jestem spóźniony – oświadczył i obrócił się, gotowy, by odejść.

- Jeszcze jedno – zatrzymał go Greg. – Pamiętaj, że wciąż masz przyjaciół. Nie jesteś z tym sam.

- A powinienem. Moja samotność dobrze was chroniła – powiedział Sherlock i odszedł w stronę cmentarnej bramy, gdzie czekała na niego An… Catherine.


A/N: Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Zdaję sobie sprawę, że to było nieco inne niż reszta moich tekstów. Za Johna przepraszać nie będę, czasem dobrze jest ubić bohatera. Jeśli chodzi o ten tekst i tę rzeczywistość, to to by było na tyle. Przylazło, pomęczyło, zostało wymęczone i nawet zakończone. Pora wracać do cyklu :)

Filigranko, dopytywałaś się o wskrzeszenie Mycrofta: a na kiego grzyba mi on? Nie po to go ubiłam, żeby go wskrzeszać.